Epilog

2.1K 142 94
                                    

Tymon, pięć lat później 

— Michael! Słuchasz mnie w ogóle? — gadam do ekranu smartfona, podpierając się głowę o łokcie.

Zazdroszczę, że Mike i Jasper ze swoimi żonami wylegują się teraz na plaży w San Diego, na razie nie mamy czasu na takie luksusy, przeprowadziliśmy się do większego mieszkania, aby Maya miała własny pokój, no i żeby w przyszłości reszta dzieci też miała swój kąt. Sporo pieniędzy wkładamy w naukę i pracę, dawno nie mieliśmy chwili czasu, aby po prostu odspapnąć. 

— Tak, tak. Za rok musicie jechać z nami, tu jest świetnie. — Widzę ten dziarski i szczęśliwy uśmiech na jego twarzy.

— A są spore fale? Da się posurfować? — pytam ciekawy.

Obraca kamerkę i widzę cudowny błękit rozciągający się po horyzont. Nigdy nie byłem na zachodnim wybrzeżu Stanów, to chyba plan, aby zabrać tam żonę kiedyś, co nie?

— I mają tańsze piwo niż w Pensylwanii! — Jasper wbiega mi do kamery i macha zielonym szkłem.

Parskam śmiechem i macham im butelką coli.

— Zaś cola w Pittsburghu smakuje najlepiej — podsumowuję.

— No niech ci będzie. Ale ta w Butler też niczego sobie — dopowiada Mike.

— Jak się czuje Alicia? — pytam, wypatrując ją w tle.

— Powoli do przodu z brzuchem — podsumowuje Jasper. — Nic jej nie ma na razie, ale obiecuję, że jeśli wody odejdą jej w samolocie, to coś wam zrobię... Te wasze głupie pomysły, aby wyjeżdżać w jakieś podróże poślubne.

— Och, już nie rozpaczaj, będzie dobrze, Ralas. Masz moje błogosławieństwo na dobry lot. — Mike czochra jego białe włosy.

— Dzięki, idioto. — J wystawia mu język.

Z nich to nadal są takie dzieciaki. To aż dziwne, że ja najbardziej nieogarnięty, najgłupszy z nas trzech ustatkowałem się jako pierwszy. Idioci po prostu mają szczęście.

— Pamiętaj, że też miałem u niej szanse i to tylko dzięki wyjazdowi nad jezioro jesteście razem — dogryzam mu typową śpiewką tak samo od lat.

— Taaa... — prycha J.

— Erie łączy ludzi — dodaje Mike, szczerząc się.

— A jak tam u ciebie? — pyta blondyn, zerkając na mnie filuternym spojrzeniem.

— Tymon! Chodź tu! Pomóż mi znaleźć żelazko! — Kacey wcina mi się w naszą męską rozmowę.

Moja żona siłuję się ze znalezieniem w szufladzie swojej zguby. Ona ma do tego wybitny talent, zapominalstwo i gubienie rzeczy weszło Hawk, a raczej już Pani Foster mocno w krew.

Nagle gwałtownie żelazko spada. Jeśli to też się rozwaliło, to będę zmuszony kupić już trzecie w naszej małżeńskiej karierze. 

— Sorry, panowie, obowiązki wzywają! — Salutuję chłopakom.

— Pa! — Machają we dwoje.

— Kacey, co ty wyrabiasz? — Schylam się, aby jej pomóc, a ona fuka zła.

— Wszystko ja tu robię — gdera i próbuje uciec mi do drugiego pokoju.

— Ja za chwilę po prostuję, o ile znów nie zepsułaś żelazka... — mówię cicho. 

Łapią ją w talii i przyciągam łapczywie.Tak łatwo mi nie ucieknie. Przez te lata nic się nie zmieniło, nadal tak samo, a może i nawet intensywniej mnie oczaruje, nadaje mojemu życiu prawdziwy cel i sens. Pobraliśmy się dwa lata temu, w przeciągu pięciu dni od zaręczyn była już moją żoną. Musieliśmy się spieszyć i robić wszystko na wariackich papierach po to, aby Maya mogła trafić do nas do rodziny zastępczej. Według prawa dzieli nas za mała różnica wieku względem Mayi, abyśmy już ją mogli adoptować, co nie zmienia faktu, że i tak będę walczyć o adopcję sądowo, i dopełnię formalności, że będę mógł podpisać się jako jej ojciec. Cholernie nie mogę się tego doczekać, choć wiem, że już jest nasza i tylko nasza. Moja mała córeczka.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now