Rozdział 32

1.8K 139 86
                                    

Tymon

Mijają tygodnie, śniegu jest coraz więcej, szczególnie kiedy siedzi się na wykładzie i rośnie on wręcz w oczach z każdą sekundą. Wiele rzeczy przemija i tych dobrych, i tych złych, nie potrafię, a może nie umiem, nadążyć nad pędem życia. Zbliżają się egzaminy semestralne, a ja czuję pustkę, kompletną nicość. Jakby te wszystkie godziny spędzone na uczelni oraz odrabianie prac nie miały żadnego znaczenia, przepadły gdzieś w otchłani mojego mózgu.

Gdybym chociaż lubił to, co studiuję... ehh...

Chcę zakończyć ten semestr jakkolwiek byle zdać. Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale od dwóch tygodni przez to, że się uczę dzień i noc, aby nadgonić szybko materiał, zaniedbałem Kacey i dzieciaki. Czuję się z tym strasznie. Ostatnie nasze spotkanie było jakiś tydzień temu, przypadkowo w bibliotece i trwało zaledwie pięć minut, i skończyło się czułym pocałunkiem... Czasem to już nawet myślę, że ona na zasługuje na takiego leszcza jak ja.

Leah siedzi obok mnie i wystukuje ołówkiem blatu cichy, powolny rytm. Sam ten dźwięk jest o wiele ciekawszy niż zagadnienia do mikroekonomii, które z uporem od czterdziestu minut podaje nam profesorek, na którego mam wybitną alergię, a może już nawet wściekliznę.

Nie zdam tego w życiu.

― Ej, uśmiech, Foster ― zaczyna łamanym angielskim Leah.

Zerkam na nią wyraźnie spod byka, nie mam zamiaru udawać pełni szczęścia. Właściwie jest do kichy i to totalnie. Ojciec będzie prawił mi takie kazania, już to robi. Ten rok zaczął się cudownie, gdy byliśmy w Erie, lecz im dalej tym jest coraz bardziej męcząco i trudno.

Leah podsuwa mi pod nos kartkę z naszym kółkiem, w którym umieszczamy inspirujące rysunki. Już co prawda część ich wykorzystałem do napisania piosenki dla Kacey, która wyszła naprawdę fenomenalnie, ale Snyder nic o tym nie wie.

― Weź coś malnij ― mówi nieskładnie.

― Już napisałem z tego piosenkę... ― dukam pod nosem, opierając głowę o rękę.

― Serio? I nic mi nie powiedziałeś?! ― piszczy nieco za głośno i wzrok kilku kujonowatych studentów ląduje na nas.

Mam ochotę im wszystkim pokazać środkowy palec i życzyć udławienia się tą ekonomią.

Ściskam mocno ołówek między palcami i szkicuje grubą kreską kratki, szare, smutne. Przelewając złość na papier, czuję się nieco lepiej, ale to i tak nie powoduje, że całe napięcie ze mnie schodzi.

― Wszystko gra, Tymon? ― dopytuje z uśmiechem Leah.

Ona zawsze jest taka pozytywna i w dobrym nastroju, może dlatego, że jest wolnym ptakiem i nie myśli, co stanie się jutro, czy za rok. Zdaje jako tako testy i bywa nawet aktywna na ćwiczeniach, o ile nie rozproszy jej jakiś dźwięk lub ja... szczególnie ja.

Wzdycham i przecieram twarz zblazowany. Chcę już stąd wyjść. Teraz. Natychmiast.

― Słabo się czuję ― odpowiadam. ― Chyba się zmyję zaraz.

― Jak? ― Przybliża się do mnie. ― Myślisz, że ten profesor jest ślepy?

― Trudno. ― Wkładam notatnik do torby i wszystkie markery oraz ołówki. ― Jak coś to dostałem okres, szał macicy, cokolwiek i poszedłem do kibla, okay?

― Ale Tymon... ― Zakładam na uszy słuchawki, odpalając na Spotify rockową playlistę, tego mi trzeba.

Wychodzę, nie kryjąc się. Mam ich w dupie wszystkich, no dobra oprócz Leah. Patrzę się przed siebie, z każdym krokiem pogłaśniam utwór Guns N' Roses "Welcome to the jungle". Idealnie się on wpasowuje do tej całej dżungli na tej pieprzonej uczelni.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now