Rozdział 31

1.9K 147 100
                                    

Kacey

Jeśli cząstka Nieba jest między nami, to moją już odnalazłam... Bycie z kimś, kto powoduje na twojej twarzy uśmiech, dodaje otuchy, a przede wszystkim jest ogromną podporą, jest jakby boskim aniołem, tyle że w postaci ludzkiej. Teraz dokładnie tak się czuję: otoczona szczególną opieką i szczęściem. Na karku mogę odczuć szept Boga: Było warto ryzykować i pokochać... Choć kochanie jest jeszcze bardziej skomplikowane, niż poruszanie się bez wzroku to wiem, że o nie warto walczyć. Jestem w stanie przeżyć bez zmysłu, ale nie wyobrażam sobie życia bez tego anioła...

Wchodzimy po schodach mojej klatki schodowej, ale tego raczej wejściem nie można nazwać. On co chwila łaskocze mnie, powodując, że obijam się o ściany, jak pijana. Piski odbijają się echem od starych murów, wszystko zatopione jest w idealnej miłości... za idealnej na mnie.

― Tymoooooon! Jest trzecia nad ranem, proszę, weź te łapy! ― Nie odpuszcza, jego dotyk pali, a równocześnie wkurza cholernie moją skórę pod kurtką. ― Pobudzimy ludzi! ― Mało, co nie ląduję twarzą na twardej posadzce.

I'm seeing the pain, seeing the pleasure
Nobody but you, 'body but me
'Body but us, bodies together
I'd love to hold you close, tonight and always
I'd love to wake up next to you
I'd love to hold you close, tonight and always
I'd love to wake up next to you

Zaczyna śpiewać dość sprośny tekst piosenki, mocno trzymając mnie od tyłu. Nie potrafię go poznać w ostatnim czasie. Jest... po prostu jest inny. Pociągający, mój...

So we'll piss off the neighbours
In the place that feels the tears
The place to lose your fears
Yeah, reckless behavior
A place that is so pure, so dirty and raw
In the bed all day, bed all day, bed all day
Fucking in, fighting on
It's our paradise and it's our war zone
It's our paradise and it's our war zone*

― Opanuj się i swoje hormony. ― Śmieję się, lądując prawdopodobnie na moich drzwiach do mieszkania.

― Bo co inaczej? ― Wtula twarz w mój gruby, wełniany szal.

Uderzam go ręką w ten pusty łeb. Czasem zastanawiam się, dlaczego akurat on... Za nic nie umiem na to pytanie odpowiedzieć, po prostu on i tyle. Fajnie byłby powiedzieć tylko on na zawsze, ale to się jeszcze okaże czy wytrzyma z moimi dziwnymi nawykami, zachowaniami, humorkami. 

Jeszcze nie odkrył wszystkiego, co oferuje moja osoba... hue hue.

― Nieładnie tak bić swojego chłopaka ― gada głosem trzy latka.

― Pfff, kto powiedział, że jesteś moim chłopakiem, co?

― A kim innym jestem, hmm? ― mruczy przeciągle.

― No nie wiem, czy zasłużyłeś już na taki tytuł ― dogryzam wrednie, jeżdżąc palcem po jego jabłku Adama.

Bąka coś pod nosem, trudno zrozumieć te jego dziwaczne, ciche połączenia słów. Czasem gada, jakby miał wadę wymowy. Wsuwa duże dłonie do mojej torebki, wyciąga klucze w zaskakująco szybkim tempie.

Kiedy wchodzimy do mieszkania panuje całkowita, wręcz przytłaczająca cisza. Tymon cmoka mój policzek i mówi, że idzie po moją walizkę do bagażnika. Ściągam z siebie wierzchnie rzeczy i nawet nie dbam, aby znalazły się na wieszaku, lądują gdzieś w kącie małego przedpokoju. Moim jedynym pragnieniem jest teraz sen... Nienawidzę tego, że wymiotuję w czasie jazdy, a ta z Erie była dziś podwójnie wyczerpująca, bo na autostradzie kilka aut zderzyło się podobno przez śnieg i gęstą mgłę, jechaliśmy przez to dwie godziny dłużej.

Utraceni | Tom 2Where stories live. Discover now