Rozdział 22 Koniec

1.1K 83 41
                                    


Jadłam szybko i pośpiesznie, aż Ciel stwierdził ,że jem tak jakby jedzenie mi miało zaraz uciec. Ale przestało mu być do śmiechu ,gdy Sebastian oznajmił ,,Zbliżają się". Wtedy wybiegłam z rezydencji ,by stawić czoła przeznaczeniu...

Ciel

Vex wybiegła, a dla mnie zaczęły się długie godziny martwienia się o nią.
Czy w ogóle jeszcze kiedyś zobacze ją żywą? Nie, nie myśl o tym Ciel.
Wstałem od stołu i poszedłem do bawialni. Sebastian poszedł ze mną. Vex rozkazała mu mnie pilnować za wszelką cenę i jeżeli zginie ,ma mnie zabrać do Piekła. I chodź się sprzeczałem z nią o to co będzie ze mną, gdy polegnie, to i tak ona wygrała. Kłòtnie z nią nie mają sensu, bo i tak ona wyrywa. Oby teraz zwycięstwo też jej dopisało. W bawialni usiadłem do szachów, nawet poprosiłem ,żeby ten przeklęty demon ze mną zagrać. Musiałem czymś zająć myśli.
Przegrywałem i przegrywałem. Już chyba 206 raz. Nie mogłem się skupić.
Moje nerwy wiszą na włosku i jeżeli zaraz czegoś nie zrobię ze sobą, to się puszczą.
Oszaleje zaraz!!!
Vex, jak bardzo chciałbym Ci teraz jakoś pomuc. Nawet jeśli miałbym zginąć, było by to lepsze niż czekanie teraz na nią. W chwili ,gdy ona oddaje życie za mnie i Jej Anglię ,ja siedze i gram w szachy z demonem- sługą.
Nawet jeśli przeżyje, to powróci do swoich czasów ,a ja będę musiał na nią czekać ,aż 200 lat! To co przeżywam to przygotowanie do naszej kilkusetniej rozłąki. Oczywiście dla mnie. Bo ona pójdzie stąd i po chwili znów mnie zobaczy w swoich czasach. Ale nawet jeśli będę czekał do tego 2087 roku. To będę dzielnie trwać ,dla niej. Mówią że jak jest się głodnym to jedzenie potem lepiej smakuje. Moja miłość do Vex po takiej rozłące się tylko wzmocni. Przynajmniej mam taką nadzieje.
-Szach- mat Paniczu.- kolejna przegrana.
Wstałem z krzesła.
-To nie ma większego sensu!- szepłem i podszedłem do regału z książkami.
-Martwi się Panicz o Panienkę Vex?- zapytał demon.
-Nie! Wcale się o nią nie martwię! Wcale!- oburzyłem się doszczętnie.- Oczywiście Bęcwale ,że się o nią martwie!- krzyknąłem, a po moim policzku poleciała samotna łza.
Podeszłem do okna, tak jak bym chciał wypatrzeć, wśród drzew Vex. Oczywiście, tak się nie stało, nie miałem takiego dobrego wzroku. Odszedłem przygnębiony od szkła. Tak teraz zamiast zły, byłem przygnębiony, smutny i zaniepokojony. Z każdą sekundą coraz...coraz, coraz bardziej chciałem ujrzeć Vex.
Pocałować ją, powiedzieć ,że ją kocham. Vex, masz żyć. Rozumiesz?
Tylko spròbuj umrzeć, przywròce Cię do życia i własnoręcznie zabije.
Pff...Nie umiałbym jej choćby uderzyć. Nie to, że bym nie potrafił, po prostu bym nie zdołał, nie chciał.
Przyglądałem się książka, ich tytułą.
Zatrzymałem się na ,,Romeo i Julia", pamiętam dzień, w którym żeby się odstresować czytałem ,właśnie tą lekturę. Wtedy na widok tej lektury pomyślałem skrycie o Vex i mnie. Czy już wtedy ją kochachałem. Nie, nie...po  raz pierwszy pomyślałem o nas razem ,gdy zobaczyłem tytuł książki ,która Vex odkładała ,,Makbet" ,to on nas połączył.
Zabolało mnie serce, gdy pomyślałem, przypomniałem, jak wtedy... jak mocno ją wtedy skrzywdziłem. Jej zspłakana twarz.Nie chce jej już nigdy takiej widzieć. Wyciągnęłem ,,Makbeta" ,dzieło Shekspira. I się uśmiechnąłem, po czym usłyszałem skrzyp drzwi w holu.
Odłożyłem książkę i najszybciej umiałem,pobiegłem do holu. U szytu schodów popatrzyłem na osobę tam stojącą.
Vex, cała w ranach ciętych, płytkich na szczęście. Uśmiechała się do mnie słodko. Jej sukienka była w strzępach.
Podbiegłem do niej i ją pocałowałem. Ona go odwzajemniała. Właśnie w tej chwili zorientowanem się, że Lizzy stoi w drzwiach za Vex.
Oderwałem się od niej.
-Liz...- przerwała mi.
-Nie tłumacz się, cieszę się że znalazłeś osobę na której Ci zależy. Od samego początku wiedziałam ,że nasze małżeństwo tak naprawdę nie istnieje. Zawsze chciałam sprawić ,że na twojej twarzy zagości uśmiech. Nigdy mi się nie udało, natomiast Vex tak. A pozatem mam dług życia wobec Vex. Macie moje błogosławieństwo- uśmiechnęła się do mnie i do mojej ukochanej.- Osobiście zrywam zaręczyny.
Podeszłem do niej i ją przytuliłem.
-Dziękuje. Zawsze Cię będę kochał jako kuzynkę. Życzę Ci byś znalazła sobie kogoś, kto będzie Cię kochał i z kim będziesz szczęśliwa.- powiedziałem spokojnie i obdażyłem ją uśmiechem. Prawdziwym, nie wymuszonym.
-Dziękuje Lizzy- powtórzyła Vex.
-Ty się lepiej zajmij swoimi ranami- rzekła i wyszła. Machając do nas, ale nie uraczyła nas spojrzeniem. Wiem ,że płakała. Kochała mnie, ale tak będzie lepiej.
Nie zasługiwała na moją miłość, jest warta kogoś więcej niż mnie.
Pozatem i tak niedługo zniknę, więc i tak, i tak nasze małżeństwo by się nie udało.
-Sebastianie zajmij się ranami Vex. Co do ciebie ,mam rozumieć ,że wygrałaś?- upewniłem się.
-Jakbym przegrała, to bym tu nie stała.- to w sumie było oczywiste.

Time Skip

Vex była zabandażowana i miała nowe i czyste ubranie na sobie.
-To co ,ja się już zbieram do swoich czasòw- powiedziała siadając, obok mnie na łóżku.
Popatrzyłem na nią smutno.
-Przeżyjesz, zrób to dla mnie- powiedziała cicho, uśmiechając.
-Nie chodzi o to ,że nie przeżyje tylko o to, że mam przed sobą 200 lat czekania na Ciebie.- wytłumaczyłem.
Pocałowała mnie ,a ja oddałem pocałunek. Oderwaliśmy się od siebie.
-Delos.  Do zobaczenia Ciel- machnęła ręką i oślepiło mnie białe światło, więc zamknąłem oczy. Gdy je na nowo otworzyłem jej już nie było...

2087

Vex

Pojawiłam się obok szafy tam, gdzie zniknęłam. Z tą różnica ,że teraz było o 4 miesiące później. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do jadalni.
-Witajcie, wròciłam- powiedziałam do matki,ojca i młodszej siostry , siedzących przy stole.
Ożywili się i na mnie spojrzeli.
-Witaj kochanie, słyszałam. Armie 6 zjednoczonych się cofnęły. To twoja sprawa?- zapytała łagodnie.
-Tak ,ale KTOŚ mi bardzooooo pomugł. - powiedziałam i dodałam szeptem- Mam nadzieje, że tu jest.
Wyszłam z jadalni i szłam właśnie przez hol, gdy wybuchł jakiś gwar.
-Co tu się stało?- rykłam na strażników, ktòrzy latali jak szaleni.
-Mamy intruzów Księżniczko- zająkał się jeden z nich.-Przyprowadzić? - zapytał ,a ja kiwnęłam na znak zgody. Po chwili w drzwiach zamkowego holu stanął Ciel i Sebastian, mocno trzymani przez strażników. Zachowałam powagę godną następczyni tronu.
-No ładnie tak się zakradać do pałacu, intruzi!- rzekłam donośnym głosem ,a Ciel się uśmiechnął.
-Co mamy z nimi zrobić Księżniczko?- zapytała straż.
-Macie ich- zaczęłam z powagą- puścić!- wybuchłam śmiechem.
Opanowałam się szybko i podleciałam do Ciela i go pocałowałam. Miny strażników były genialne.
Ciel z Sebastianem zamieszkali w pałacu. Ciel oczywiście jako mój świerzy narzeczony i przyszły władca Anglii spał ze mną.
Koniec...

Kuroshitsuji.CielxReader,,Ni bóg, ni Szatan''حيث تعيش القصص. اكتشف الآن