are

1.3K 146 30
                                    

Camila's POV

Niespiesznie kieruję się w stronę miejsca pracy. Szef kazał mi przyjść później z powodu jakiejś awarii. Mam nadzieję, że już wszystko działa, jak należy. Ten lokal ma już swoje lata i dość często coś się tam psuje. Czasem się dziwię, że ta buda jeszcze stoi. Jestem pewna, że przy mocniejszych wiatrach wszystko by runęło jak domek z kart. 

Nagle czuję uderzenie w tył pleców, a potem dostrzegam dmuchaną piłkę, która spada przy moich nogach. Odwracam się i uśmiecham szeroko, zauważając sprawcę ataku. Winnie stoi kilka metrów ode mnie i macha ochoczo w moją stronę. Odwzajemniam ten gest, po czym podnoszę piłkę z piasku i odrzucam do właściciela. 

Do maskotki podbiega gromadka dzieci. Pozują do kilku fotografii. To uroczy widok. Sama kiedyś byłam takim dzieckiem. Od zawsze uwielbiałam bajki Disney'a. Zresztą, kto ich nie lubi? Jestem już dorosła, a nadal z chęcią je oglądam. 

- Hej, Winnie! - wołam po chwili. - Zrobisz sobie ze mną zdjęcie?

W odpowiedzi podchodzi do mnie w podskokach. Dosłownie. 

Rozbawiona tym widokiem wyciągam telefon z tylnej kieszeni. Zdecydowanie nie powinnam go tam nosić. Już niejednokrotnie zbiłam ekran, bo zapomniałam, że tam jest i usiadłam na nim. Ale to nie moja wina, że do przednich kieszeni spodni się nie mieści! Projektanci chyba zapomnieli, że żyjemy w erze smartphonów, które są zdecydowanie za duże na malutkie kieszonki. 

Winnie staje tuż przy moim boku. Obejmuje mnie w pasie, a ja uśmiecham się do obiektywu. Dzięki odpowiednim ustawieniom nie muszę niczego klikać. Zdjęcie samo się robi po kilku sekundach. 

- Idealnie! Nadaje się na tapetę. - Uśmiecham się szeroko, ustawiając fotografię na głównym ekranie. 

Mój towarzysz klaszcze radośnie. 

- Muszę lecieć do pracy. Wpadniesz potem? 

W odpowiedzi kiwa twierdząco głową. 

Macham na odchodne i ruszam w dalszą drogę. Mam wrażenie, że słońce dokucza dziś wyjątkowo. Może to dlatego, że zawsze o tej porze jestem w klimatyzowanym pomieszczeniu, a wieczorami, gdy wracam do domu, jest znacznie chłodniej. 

Po kilku minutach docieram na miejsce. Kawiarnia jest przepełniona. Przy każdym stoliku ktoś siedzi. Z głośników na zewnątrz sączy się cicho muzyka. Trochę mnie to dziwi. Jestem jedyną pracującą tu osobą, a właściciel na pewno nie stanąłby za ladą. 

Gdy wchodzę do środka, doznaję jeszcze większego szoku. Na moim miejscu stoi wysoka blondynka. Na oko jest w moim wieku, może nawet trochę starsza, chociaż nie byłabym tego taka pewna. W końcu makijaż robi swoje. 

- Ktoś ty? - pytam bez zbędnych uprzejmości. 

- DJ - odpowiada z uśmiechem. 

- Och - wzdycham w niezrozumieniu. - Nie wiedziałam, że organizujemy jakąś imprezę. 

- Dinah Jane - parska, ewidentnie się ze mnie nabijając. - DJ jest od pierwszych liter, ogarniasz?

- Taa - mruczę pod nosem. - Nadal nie wiem, co tu robisz? Kto cię wpuścił za bar? 

- Od dzisiaj razem pracujemy, złotko. 

W głębi serca bardzo się cieszę z tego powodu. Przyda mi się pomoc i towarzystwo, ale dlaczego akurat ona? Nie wygląda jak odpowiedzialny, dorosły człowiek. Wręcz przeciwnie. Makijaż aż jej ścieka pod wpływem gorąca, a dekolt jest tak głęboki, że większość naszych klientów utopi w nim wzrok, zanim coś zamówi. 

- Mam nadzieję, że potrafisz obsługiwać się ekspresem. 

- Lepiej radzę sobie z konsolą, ale chyba dam radę. - Znowu się ze mnie śmieje. 

Skąd mogłam wiedzieć, że DJ to skrót od imion? Każdy jasno myślący człowiek uznałby, że chodzi o zawód.

Winnie | CAMREN |Where stories live. Discover now