than

1.3K 144 30
                                    

Po tym jakże ciężkim i wyczerpującym zarówno fizycznie jak i psychicznie weekendzie w końcu wracam do pracy. Nie będę miała czasu, żeby zamartwiać się moimi grzeszkami w clubie, ani słowami matki o moim żałosnym życiu. 

Idę przez plażę, rozglądając się przy okazji za moją pluszową przyjaciółką. Musze przyznać, że wczoraj ani przez chwilę o niej nie pomyślałam. Ale teraz wszystko wraca do normy, a ja znów zastanawiam się, kim ona jest. 

Przed kawiarnią już czeka na mnie Dinah. Jestem w niemałym szoku, bo ta dziewczyna nigdy nie przychodzi na czas. Ona i zegarek nigdy nie mają po drodze i chociaż znam ją od niedawna, codziennie udowadnia, że mam rację. 

- O kurwa. - Szeroko otwiera oczy na mój widok. - Chyba miałaś udany weekend. 

- Ani. Słowa. Więcej - cedzę przez zęby. 

Dziewczyna uśmiecha się znacząco i obserwuje każdy mój ruch, gdy wyciągam z plecaka pęk kluczy, wybieram ten odpowiedni i wsadzam go do zamka. 

- Przestań się gapić. Na Boga, to tylko malinka. 

- Kiedyś wyglądałam podobnie - mówi, wchodząc za mną do środka. - Spotykałam się z takim jednym gitarzystą. Miał ogromne usta. Wyglądał trochę jak ryba. 

- Muszę cię pochwalić. - Jej wyczyn to nic niesamowitego, ale chcę jakoś zmienić temat. - Przyszłaś punktualnie. 

- Nie zachwycaj się tak. Przyszłam, bo zaraz wpadnie moja przyjaciółka z kuzynką. Nie chciałam ich zostawiać na pastę twojego przynudzania. 

- Świetnie, zanim przyjdą, możesz pozamiatać, a ja zajmę się resztą. - Podaję jej zmiotkę.

Dinah niechętnie chwyta za drewniany kij. Obie nie lubimy tego robić, więc przy byle okazji wkręcam ją, żeby zajęła się sprzątaniem. Ona przez chwile marudzi, a potem tańczy ze szczotą, dobrze się przy tym bawiąc. To świetny układ na nas obu.  

Uruchamiam wszystkie wyłączone maszyny, zakładam swój fartuszek i chowam rzeczy pod ladę. Dinah zdejmuje krzesła, gdy kończy zamiatać podłogę, a ja przecieram mokrą szmatką stoliki. Jesteśmy gotowe, by otworzyć kawiarnię. 

Godzinę temu rozpoczęły się pierwsze zajęcia, które Ally prowadzi wspólnie z Matthew, więc za niedługo zleci się masa osób. W dużej mierze to nowe twarze, ludzie, którzy wpadają do Miami na urlop i w tym czasie próbują różnych atrakcji, a w między czasie przychodzą na kawę. 

Staję za ladą, gotowa na obsłużenie klientów, a Hansen szamota się z ekspresem. Nie mija kilka minut, a drzwi szeroko się otwierają. Do środka wchodzi młodziutki chłopak z kaskiem rowerowym na głowie. Pospiesznie podchodzi do bliżej. Jest ewidentnie pobudzony, za czym pewnie stoi adrenalina. 

- Mogę prosić o kilka chusteczek? Kolega zaliczył glebę i trochę się poobijał. 

- Jasne. - Posyłam mu nikły uśmiech, po czym schylam się pod ladę. 

Okazuje się, że skończyły się serwetki, więc przepraszam go na chwilę i idę na zaplecze. Otwieram pierwszą szafkę z brzegu, gdzie powinny znajdować się różne tego typu rzeczy. Niestety znajduje tam tylko środki czystości. Dinah musiała zrobić małe przepakowanie. Otwieram następną, ale również nie trafiam na ręczniki papierowe, ani serwetki. Znajduje je dopiero w trzeciej szafce. Chwytam całe opakowanie i szybkim krokiem wracam. 

Kiedy spoglądam na nastolatka, który cierpliwie czeka, dostrzegam obok niego kogoś jeszcze. Paczka wypada z moich rąk i z ledwo dosłyszalnym szelestem ląduje na ziemi. W duchu cieszę się, że nie trzymałam żadnego szkła, ani czegoś innego równie tłukliwego. 

Nim orientuję się, co jest grane, chłopak podnosi opakowanie. 

- Za chwilkę odniosę resztę - mówi i wybiega z kawiarni. 

Znacie to uczucie, gdy na widok czegoś lub kogoś po prostu nie jesteście w stanie się poruszyć? Właśnie to mnie dopadło. Wlepiam wzrok z burzę znajomych czarnych loczków. To ona. To dziewczyna z clubu. Stoi bokiem, ale to wystarczy, bym mogła dostrzec jej twarz, a właściwie jej lewy profil. 

- Camila! Podejdź! - Dinah zachęcająco przywołuje mnie ruchem dłoni. 

Najchętniej uciekłabym z powrotem na zaplecze. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek na nią wpadnę. Przecież Miami to spore miasto. 

Niechętnie podchodzę do trzech dziewczyn, które z entuzjazmem o czymś rozmawiają. Moja nieznajoma podnosi na mnie wzrok, a wyraz jej twarzy diametralnie się zmienia. Znika uśmiech, a na jego miejsce wchodzi grymas. Mogę się założyć, że czuje się równie niezręcznie jak ja. 

- Cami, to jest moja przyjaciółka Normani. - Ściskam jej dłoń, którą do mnie wystawiła. - A to jej kuzynka Kat. 

- Cześć - mówię trochę zbyt szybko. 

- Masz moje zamówienie? - Normani zwraca się do Hansen. 

- Tak, tak. Chodź, dam ci wszystko i się rozliczymy. 

Nim zdążę jakkolwiek zareagować, przyjaciółki znikają, zostawiając mnie sam na sam z Kat. Nie mam pojęcia, jak powinnam się zachować. Mam udawać, że widzę ją po raz pierwszy? A może po prostu odejść, nic nie mówiąc?

- Też nie wiem, jak się zachować - odzywa się, przerywając niezręczną ciszę. Czyżby czytała mi w myślach? - Nie miałam w planach znowu cię spotkać. Chociaż muszę przyznać, że było bardzo...

- Wiem, jak było. Nie musimy o tym rozmawiać. 

- Masz rację. Możemy za to porozmawiać o randce, na którą dasz się zaprosić, bo wybacz, ale nie uwierzę, jeśli powiesz, że nie jesteś zainteresowana. 

Dobra, tego się nie spodziewałam. Czy ona naprawdę właśnie zaprosiła mnie na randkę? Najwidoczniej teraz najpierw uprawia się seks w toalecie, a dopiero potem umawia na kolację czy kino. 

- Ja... - Nie bardzo wiem, co powiedzieć. Powinnam się zgodzić? Przynajmniej już wiem, że nie zawiodę się w łóżku. Nie biorę kota w worku. 

- Jedno spotkanie. Jeśli nie przypadniemy sobie do gustu, po prostu o tym zapomnimy. 

- O sobocie też?

- O nie, o tym nie będę w stanie zapomnieć. - Jej usta, które tak do mnie wołały, formują się w łobuzerki uśmieszek. To chyba znaczy, że podobało jej się tak samo jak mi. 

- Dobrze, możemy się spotkać. 

Chyba do reszty zwariowałam. 

Winnie | CAMREN |Where stories live. Discover now