Do końca zastał jeden rozdział. Miłego wieczoru :D
- Jestem beznadziejna - mówi Lauren z bólem i smutkiem wymalowanym na twarzy. - Zepsułam nam wieczór.
Ten widok strasznie mnie rozczula. Jest taka biedna, pokrzywdzona i jeszcze o wszystko się obwinia. Szkoda mi jej.
- Słońce... To nie twoja wina. Zresztą, randka na pogotowiu też jest niczego sobie.
- Lauren Jauregui? - pytał starsza pielęgniarka. - Zapraszam do zabiegowego - dodaję, gdy dziewczyna potwierdza swoją tożsamość ruchem głowy.
- Pójdziesz ze mną? - Robi maślane oczka.
- Oczywiście.
Może wypada wyjaśnić, w jakich okolicznościach tu trafiłyśmy. Zacznijmy od początku. Spotkałyśmy się, gdy tylko skończyłam pracę. Lauren przyniosła nam sushi na wynos, więc usiadłyśmy na kamiennym murku i zjadłyśmy kolację. Było naprawdę przyjemnie. Potem powiedziała, że ma dla mnie małą niespodziankę. Okazało się, że chce mnie zabrać do kina samochodowego. Po drodze wstąpiłyśmy jeszcze na małe zakupy. W jej budynku robią jakiś paskudny remont, więc zaproponowałam jej swoją kanapę. W ramach wdzięczności uznała, że przygotuje mi specjalne śniadanie, stąd te zakupy. Kiedy zamykała bagażnik, przytrzasnęła sobie palce. Drobny wypadek, ale coś gruchnęło, więc od razu zabrałam ją na pogotowie.
- Nie są złamane - odparła kobieta w białym stroju. - Miałaś szczęście. Wystarczy je trochę usztywnić i smarować maścią. Dobra wiadomość jest taka, że przeżyjesz. Zła: za wiele tą ręką nie zdziałasz. - Spojrzała na mnie wymownie. Pewnie dlatego, że ciągle głaskam ją po głowie i policzku.
- Widzisz, Lauren. To nic poważnego. Jesteś bardzo dzielna.
- Kaleka ze mnie, a nie dzielny pacjent.
- Urocza kaleka.
Po kilkunastu minutach wychodzimy z gabinetu, a następnie ze szpitala. Siadam za kierownicą jej samochodu i odpalam silnik. Trochę szamotam się ze skrzynią biegów, ale w końcu ruszam.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam.
- Jeszcze raz powtarzam, że nic się nie stało. Dla mnie nie jest ważne, w jaki sposób spędzamy czas. Nie ma różnicy, czy siedzimy na pogotowiu, czy w kinie samochodowym. Liczy się, że mogę cieszyć się twoim towarzystwem.
- Naprawdę? - Wydaje się zaskoczona.
- Oczywiście, Lo. A film możemy oglądnąć u mnie. Dostaniesz nawet lody na pocieszenie. Chyba nawet mam twoje ulubione.
- Jesteś kochana. - W końcu się uśmiecha.
- Tak, wiem. Piękna, mądra i wspaniała też - ,żartuję.
- A do tego jaka skromna - śmieje się ze mnie.
Docieramy pod mój blok. Tym razem to jak obsługuję bagażnik. Wyciągam z niego zakupy, a dziewczyna zajmuje się otworzeniem drzwi. Na górze trochę szamota się z zamkiem, ale w końcu udaje nam się wejść do mieszkania.
- Połóż klucze na szafce - mówię, idąc na oślep do kuchni. - Czuj się jak u siebie.
Odkładam torby na blat i powoli zaczynam wypakowywać wszystkie produkty. Lauren pomaga mi wkładać je tam, gdzie mówię.
- Górna półka po prawej. - Podaję jej słoik masła orzechowego. - To już wszystko. Możemy... - urywam, gdy łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie.
Spotykamy się od jakiegoś czasu, a ja nadal czuję te same motylki, gdy mnie dotyka. Ally mówi, że to dobry znak, bo ta ekscytacja zwykle szybko się ulatnia, ale nie w moim przypadku.
- Pani pielęgniarka chyba ci powiedziała, że niewiele zdziałasz tą ręką - śmieję się w jej usta, które są gotowe, by mnie pocałować.
- No wiesz, jak możesz sądzić, że o tym pomyślałam - udaje urażoną. - Ja chcę tylko pocałować moją piękną dzi... - nie kończy.
Serce zaczyna mi bić o jakieś x razy szybciej. Czyżby chciała powiedzieć to, co myślę, że chciała powiedzieć?
- Dziecinę? Dziewicę? Dziennikarkę? Nie, dziennikarką nie jestem - drażnię się z nią.
- Dziewczynę, Camz. A przynajmniej chciałabym, żebyś nią była.
- Poproś. - Składam szybkiego buziaka na jej ustach.
- Proszę. - Uśmiecha się tak słodko. - Proszę, abyś została moją pełnoprawną dziewczyną.
- Proszę złożyć podanie drogą elektroniczną. Zostanie ono rozpatrzone w ciągu dwóch tygodni od otrzymania maila - silę się na powagę. - Oj, głuptasku... Oczywiście, że zostanę twoją dziewczyną. - Ty razem całuję ją inaczej, bardziej namiętnie, z większym uczuciem i zdecydowanie dłużej, dopóki nie branie mi tchu.
YOU ARE READING
Winnie | CAMREN |
Fanfiction"...jeśli będzie ci dane żyć sto lat, to ja chciałbym żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez ciebie."