Epilog

1.4K 132 53
                                    

Świat podzielony jest na części dwie: horrendalna ciemność, oraz nazbyt czysta biel. Raz ku śmierci stąpamy z pewnością, a raz szczęściu oddajemy się z namiętnością.

***

          Harvey Mephedrone mogła przyrzec, iż Moriarty po jej słowach popadł w szał. Zapewne krzyczał; wymachiwał we wszelakie strony bronią, wyniszczał wszystko dookoła. Jego cały plan spalił na panewce; mieli nawzajem pozabijać się ze łzami w oczach, zdradzić siebie i zabić to wszystko, co między nimi zaistniało. Bezwątpliwie.

I zapewne nawet zaistniałą sytuację zarejestrowała; jednakże traciła z każdą sekundą poczucie świadomości.

Czuła, jakby umieścił ją ktoś wewnątrz szklanego pomieszczenia. Zdawała sobie poniekąd sprawę z kwestii obok niej, aczkolwiek od wszystkiego zdawała się być odseparowana. Od środka trawił ją potęgujący się, dosyć specyficzny rodzaj bólu; jakby ciepła ciesz wypalała ją od środka. Sama już nie potrafiła określić, czy było to działanie trucizny, czy też halucynacje jej umysłu na poradzenie sobie z ową, trudną sytuacją. Cokolwiek się nie działo, ogarniał ją obezwładniający strach.

— Przegrałeś, Moriarty. Znowu. Beze mnie jesteś nikim.

           Rozległ się niewyraźny dla niej męski głos. Zdołała po chwili pojąć, iż był to Holmes, który wpatrywał się gdzieś w punkt za jej głową. Zapewne odwróciłaby się za siebie i upewniła co się działo z przestępcą-konsultantem, lecz nie miała już zbytnio tyle siły.

Jedynie patrzyła się w mężczyznę siedzącym przed nią; w swojego detektywa, który coraz ciężej zdawał się oddychać. Najwidoczniej substancja także poczęła go trawić od wewnątrz. Poczuła gdzieś pewnego rodzaju zdumienie, gdy po jego policzku zleciała dość widoczna i skłaniająca do refleksji łza. Nigdy nie widziała bowiem, żeby detektyw płakał.

Kiedy została schwytana przez Scotland Yard dwa lata wcześniej, ogarniał ją niewyobrażalny gniew. Egzystowała w dalszym ciągu tylko i wyłącznie dla swojej upragnionej wendety. Musząc zamieszkać z detektywem pod jednym dachem, zdawała się być z początku na skraju załamania. Nie umiała tak.

Zapamiętała ich pierwsze spotkanie.

           Stanął nad nią, pełen nonszalancji i pustoty. Tak wielce pewny siebie i tak bezgranicznie przekonany swoim racjom. A zdołała wytrącić go z równowagi zaledwie jednym zdaniem:

,,Ćpun nie będzie mnie przesłuchiwał."

Wygłosiła swoją dedukcję bez ani jednej przerwy; potok słowny, monolog opuścił jej usta, odkrywając go z jego zimnego pancerza w jaki się uzbroił. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, zaś całość jego charakteru przemknęła jej przed oczyma. Tak przebiegły i czysty umysł; takim została obdarzona.

         Holmes przyjrzał się blondynce, która walcząc ze swoim oddechem, przymykała bezsilnie oczy. Zacisnęła swe pięści, kurczowo trzymając się skrawka jego płaszcza, jakby miała tak odnaleźć spokój i opanowanie. On zresztą niewiele się od dziewczyny różnił, bowiem zorientował się po chwili, iż obejmował ją swymi dłońmi w talii. Ręce mu drżały bezgranicznie; i ciężko było orzec, czy była to reakcja jego organizmu na toksyny, czy może ze strachu.

Kiedy jakaś słona ciecz spłynęła mu po twarzy, pojął gdzieś na pograniczu świadomości, a całkowitego omdlenia, iż płakał. Sam nie wiedząc czemu; przecież nie był zdolny do takowych emocji. A przynajmniej tak zwykł uważać.

Gdy dowiedział się, iż miał za zadanie niańczyć osiemnastolatkę z podejrzeniem o niezrównoważenie psychiczne, ciężko mu było podejść do całokształtu pozytywnie. To John był jego asystentem. Do końca miał nim być; był w końcu niezastąpiony. Nawet jeżeli wybrał Mary.

Zadłużył się w dziewczynie po sam koniec; zatonął w niej niczym w głębokim oceanie. I sam nawet nie potrafił przyznać kiedy; czy podczas bezlitosnego oczekiwania ażeby się wreszcie wybudziła po traumatycznej napaści, czy może od samego początku nienawiścią usiłował jedynie zagłuszyć to, jak bardzo jej pożądał?

Kiedy o nieskazitelnie zimnym i stanowczym spojrzeniu zgasiła go już na ich pierwszym spotkaniu, kiedy pojął z jak skomplikowaną i zarazem przebiegłą osobą przyjdzie mu pracować - czy już wtedy nie pokochał jej gdzieś głęboko w tym swoim socjopatycznym pancerzu?

Nie wiedział.

W kwestii Harvey, stawał się całkowicie przyćmiony jej zdolnościami. Była jedyną taką osobą, przy której nie odczuwał pragnienia wywyższania się; wiedział bowiem, iż zarówno ona to doceniała, jak i potrafiła go nieraz zaskoczyć swymi umiejętnościami bardziej, aniżeli on sam. Czuł, że przy niej mógł wszystko.

Kochał ją. I nie żałował tego przez ani jedną sekundę; zdawał sobie sprawę jak krytycznie zwykł podchodzić do miłości, jednakże kiedy zaznał jej naprawdę, całkowicie zmienił zdanie.

           Ostatni raz posmakował jej ust. Jakby świat się miał zaraz skończyć, tak on pochłaniał jej wargi pazernie, łapczywie, gwałtownie i bezlitośnie.

  Jego ciało przeszyła horrendalna fala zimna; wszystkie mięśnie spięły się, zaś z jego ust wydobył się obolały jęk. Przerwał namiętności. Zacisnął dłonie mocniej na ciele blondynki, za nic nie chcąc stracić jej obok siebie. Tylko jej obecność dodawała mu wytrwałości, ażeby przez ten proces przejść bez większej paniki.

Czując, jak wszystko zaciska mu się w gardle; jak cierpiał obezwładniony, jak obraz przed oczyma począł mu się drastycznie zamazywać, prędko przywarł twarzą do piersi dziewczyny, obejmując ją mocniej; płacząc jak małe dziecko w objęciach rodzicielki.

Dlaczego był tak psychicznie popaprany? Dlaczego przez lata jego profil psychologiczny ukazywał idealne zdatki na socjopatę, wykazywał skłonności samobójcze, nie pogardzał używkami, uważał siebie za złego człowieka i kontakty interpersonalne sprawiały mu tak niewyobrażalną trudność? I z jakiej racji, do wszystkich matek przenajświętszych, wyleczyła go z takowego stanu osoba o dokładnie takiej samej charakterystyce?

— Kocham cię, dziewczyno.

         Wychrypiał ledwo co detektyw. A jednak! Powtórzył to wyznanie. Dziewczyna zaś, zaszlochała jeszcze bardziej, z jeszcze większą desperacją i bólem. Tak bardzo chciała mu odpowiedzieć, jednakże nie potrafiła ze swych ust skleić już żadnego sensownego zdania.

         Drżącymi, sztywnymi rękoma głaskała go po jego miękkich, kędzierzawych włosach. Kiedy już poczuła, iż utraciła całkowicie swą siłę, bezwiednie opadła swą głową na jego, chowając się w ciemnych lokach przed całym światem wokół. Objęła go mocniej w pasie, roniąc łzy z wędrującego po jej całym ciele bólu.

         Przez chwilę walczyli z ogarniającą ich słabością i udręką, lecz nie trwało to zbytnio długo. Trzymając się kurczowo za ręce, opadli na zimne, marmurowe podłoże dachu, zaprzestając już w jakimkolwiek ruchu.

Ostatni oddech.

Ostatni kontakt wzrokowy.

Ostatni ciepły oddech, którym siebie musnęli.

Skonali.

***

I nikt już nie wiedział, gdzie przepadła pani Hudson. Czy Mycroft Holmes uwierzył w końcu swemu bratu i zrozumiał, iż zagrożenie cały czas ich ogarniało? Czy weteran wojenny doktor Watson podniósł się z rozpaczy za swoją żoną i ruszył naprzód ze swoim życiem? Miał w końcu motywację; swoją malutką, przekochaną Rosamund.

Tutaj nasza historia się kończy. Nie było potem żadnego nieba, łąki czy połoniny niczym ze snu; bohaterów ogarnęła jedynie ciemność. Jednakże pomimo to, i tak nie czuli się samotni. Umierali razem, wspólnie. I na zawsze już mogli być razem.

A przynajmniej na takie prawdopodobieństwo się łudzili.

***

KONIEC

EXCLUSION. sherlock bbcWhere stories live. Discover now