002 ■ missing

3.1K 284 122
                                        

Kiedy Ruby Gillis się ocknęła, od pierwszej sekundy wiedziała, że coś jest nie tak. Po pierwsze, leżała na kamiennej podłodze. Po drugie, okrutnie bolała ją głowa, jakby miała właśnie największego kaca na świecie. Po trzecie, miała związane ręce z tyłu. Po czwarte, otaczały ją kompletne ciemności.

Blondynka bała się tego ostatniego najbardziej na świecie. Zaraz po tym na liście było odrzucenie przez Gilberta Blythe'a, ale kto w takim momencie myślałby o chłopaku.

Ostatnie co pamietała, to że chciała iść do domu swojej największej niespełnionej miłości i popatrzeć się w jego okno, zupełnie jakby miał się tam magicznie pojawić. Wiedziała, że szła w kierunku lasu, a potem wszystko się urywa, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie trudno było jej wyjść z domu, nawet jeśli była to północ. Od jej pokoju wiła się drabina, która była udekorowana bluszczem. Jej rodzice nigdy nie podejrzewaliby, że ktoś o zdrowych zmysłach mogłyby po niej zejść.

Rzecz w tym, że Ruby Gillis nigdy nie czuła się jako osoba będąca o zdrowych zmysłach. Czuła się szalona z miłości, po zaginięciu Gilberta szalona z rozpaczy, a obecnie szalona ze strachu.

— RATUNKU!!! CZY SŁYSZY MNIE KTOŚ?! — wykrzyczała, swoim piskliwym głosem, blondynka.

Jedyne co usłyszała w odpowiedzi, to echo jej własnych słów. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Nic nie dawały jej głębokie wdechy i wydechy. W jej drobnym ciele z każdą sekundą coraz bardziej narastała panika.

Dziewczyna nigdy nie była w takiej sytuacji. Ba, nigdy nie wyobrażała sobie, że znajdzie się w takiej sytuacji. Kompletnie nie wiedziała, co robić. Nie była przygotowana.

Pomyślała o Anne, która na pewno znalazłaby jakieś wyjście. Wpadłaby na jakiś błyskotliwy, kompletnie szalony i niedorzeczny pomysł, zaczerpnięty z jednej z miliona książek, które przeczytała.

Pomyślała o Cole'u, który prawdopodobnie siłą i szturmem wydostałby się z tej pułapki. Może i wydawał się chucherkiem i kwiatem lotosu na wzburzonej tafli, ale potrafił też pokazać tę ciemniejszą stronę.

Pomyślała o Dianie, która logicznie przemyślałaby sytuacje w której się znalazła i postarała się na chłodno zanalizować, co mogłaby zrobić.

Myśl o przyjaciołach wzbudziła w niej jeszcze większe przygnębienie. Miała nadzieję, że ją znajdą, że zauważą w ogóle, że zniknęła. A także, że nie dadzą jej tkwić w tych przerażających ciemnościach.

Z zadumy wyrwał dziewczynę głosy dwóch mężczyzn, którzy musieli się aktualnie znajdować blisko miejsca, w którym uwięziona była Ruby.

— Rozum ci odebrało?! Wypuszczamy jednego szczeniaka, żebyś przyprowadził tu drugiego?! — warknął pierwszy głos, który jak się wydawało pannie Gillis, należał do jakiegoś młodego mężczyzny. — Ściągasz na tę sprawę uwagę!

— Uspokój się — powiedział drugi, dużo bardziej spokojnie. Dziewczyna nie była w stanie zidentyfikować żadnego z nich. — Wszystko mam pod kontrolą.

Słychać było, jak jeden z nich gwałtownie rzuca się na drugiego.

— To nazywasz kontrolą? Jeśli szczeniak sobie przypomni, wiesz dobrze, że będziemy umoczeni w tym gównie po uszy.

Anyway ■ Shirbert (I&II)Where stories live. Discover now