009 • i let it burn

1.7K 269 114
                                        

Ostatnio dziękowałam wam za 4 tysiące wyświetleń. Cóż, jest już ich 5 i pół tysiąca, a mi zbiera się na płacz ze wzruszenia i wdzięczności.

Pamiętajcie o komentowaniu i głosowaniu (czasami wystarczy nawet jedno zdanie). Nie tylko tutaj, ale pod innymi książkami, które czytacie — w ten sposób naprawdę motywującej autorów do dalszego pisania i pozwalacie się wybić. To od was wszystko zależy.

To co, macie jakieś teorie może?

ps jeśli wytrzymacie do końca, pod rozdziałem jest pewien apel i może niespodzianka?

•••

Anne Shirley-Cuthbert wybijała niespokojny rytm, pukając opuszkami palców po blacie jej ulubionej kawiarni w Avalonea. Każde spotkanie z Gilbertem Blythe'm powodowało, że dziewczyna była dziwnie zestresowana. To z kolei prowadziło do tego, że dziewczyna się irytowała. Na siebie, na swoją reakcję, na chłopaka i na cały wszechświat, który był przeciwko niej, jak uważała.

Wypicie czarnej jak smoła kawy nie ukoiło jej nerwów. Miała nawet wrażenie, że kofeina w jej żyłach tylko pogorszyła sprawę.

— Nie pamiętam tej kawiarni, ładnie tu — powiedział Gilbert, zaskakując Anne i pojawiając się znikąd. — To miejsce pasuje jakoś do ciebie.

Dziewczyna przypatrywała się, jak chłopak ściąga swój płaszcz i siada na przeciwko niej.

— Bo jest staromodne? — zapytała rudowłosa, podnosząc brew do góry.

— Bo zawsze pachniesz kawą — odpowiedział, intensywnie wpatrując się w jej oczy.

Anne po chwili poczuła, jak zaczyna ją swędzieć skóra, ale z początku nie odwróciła wzroku. Dopiero po chwili, dziewczyna spuściła oczy na kubek stojący przed nią. Jego spojrzenie zdawało się ją peszyć.

— Więc — zaczęła nieco zachrypniętym głosem, więc odchrząknęła. — O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

Gilbert wyraźnie się spiął, jakby nie do końca chciał wyznać, to co jej obiecał. Niebieskooka zastanawiała się, jak to jest, że tak dobrze go znała. Potrafiła odczytać pewne rzeczy po samych jego gestach czy po mimice twarzy.

— Chodzi o mojego tatę — wydusił w końcu, bawiąc się łyżeczka w cukiernicze.

— A dokładniej? — dopytywała rudowłosa.

— Nie powiedziałem ci całej prawdy. W zasadzie to skłamałem — wyznał, w dalszym ciągu bawiąc się sztućcem, a także nie patrząc jej w oczy. Anne niemiłosiernie irytowało, kiedy tak robił, więc przykryła jego dłoń swoją. Kiedy to zrobiła, poczuła, jak przez jej rękę przechodzi pewnego rodzaju prąd. Przyjemny i niebezpieczny. Chwilę później ją cofnęła. — Chodzi o ten raport z autopsji.

— Co masz na myśli?

Blythe westchnął ciężko.

— Nie wiem dlaczego i skąd mój ojciec miał ten dokument. Nie wysyłał go do żadnego prokuratora, wymyśliłem to wszystko — odparł chłopak beznamiętnym tonem. W środku jednak wszystko mu się gotowało, jakby jego organizm chciał go ukarać za to kłamstwo.

— I mówisz mi to teraz? — wycedziła wściekła Anne. — Po cholerę wymyślałeś tę bajeczkę, hm? To chyba jest jakiś żart!

Anyway ■ Shirbert (I&II)Where stories live. Discover now