Mama jest pomiędzy pierwszą a drugą operacją, obie mamy chwilę oddechu. Za wszystkie ciepłe słowa serdecznie dziękuje, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo.
Miała być niespodzianka, ale jest trochę zapowiedziane.
Jeśli podoba Ci się rozdział, zagłosuj, skomentuj. :)
•••
Gilbert Blythe pochylał się nad umywalką, obserwując, jak woda powoli spływa do rury. Coraz częściej łapał się na tym, że miał chwile kompletnego zawieszenia. Potrafił wpatrywać się w jeden punkt przez dłuższy okres czasu, nie myśląc kompletnie o niczym. Na początku myślał, że to skutek urazu głowy, amnezji, a potem odzyskania części swoich wspomnień. Tyle, że wiedział, że powód siedział w nim głębiej.
A był, a raczej była nim pewna rudowłosa siedemnastolatka, której obrzydzony wzrok widział za każdym razem, kiedy tylko zamykał oczy. Starał się więc robić wszystko, by jak najdłużej pozostać świadomym i nie zasypiać. Drugą sprawą było to, że kiedy tylko odpływał w senne marzenia, paraliżował go niewyobrażalny lęk. Był przerażony wizją, że Sebastian może po niego wrócić, zabierając ze sobą wszystkich, na kim mu zależy.
Brunet potrząsnął lekko głową, próbując wyrwać się z tego stanu zawieszenia. Zakręcił wodę i odetchnął głęboko. Wyszedł z łazienki i skierował się do kuchni, w której siedział jego ojciec. John Blythe obecnie zamaszyście gestykulował, kłócąc się z kimś przez telefon, jak mniemał Gilbert.
— Tato? — powiedział bezdźwięcznie chłopak, podchodząc do ekspresu do kawy.
Mężczyzna wystawił do niego otwartą dłoń na znak, że ma mu nie przeszkadzać. Nie wsłuchiwał się więc w rozmowę. Zapewne był to ktoś z jego klientów, prokurator albo jego asystentka, Winifred. Kiedy skończył rozmawiać, rzucił swoim telefonem komórkowym o blat, po czym napił się z eleganckiej szklanki, wykonanej z kryształu. Sądząc po kolorze trunku, nie była to ani woda, ani sok jabłkowy.
— Ten dureń z policji znowu próbuje zmusić cię do przesłuchania — powiedział starszy Blythe, patrząc na syna.
— Nie rozumiem, czemu wstrzymujesz to przesłuchanie — odrzekł Gilbert najnormalniejszym tonem na jaki było go stać.
John odłożył szklankę, wycierając usta.
— Nie mają podstaw do ciągania cię po komisariacie z powodu na twój stan zdrowia. Nie chcę cię stawiać w sytuacji, w której będziesz kłamał, a sam rozumiesz, że teraz kiedy pewne karty zostały odkryte, grozi ci zarzut składania fałszywych zeznań — wyjaśnił starszy tonem, jakby był znużony tłumaczeniem synowi codziennie tego samego.
— Musimy go znaleźć, tato — wyszeptał w końcu młodszy Blythe. — Chcę, żeby to wszystko się skończyło. Chcę żyć normalnie.
Mężczyzna spojrzał na syna, patrząc na niego, jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Chwilę potem wstał i podszedł do chłopaka, po to by przyciągnąć go z całej siły do swojej piersi.
Przez ułamek sekundy Gilbert miał ochotę zostać w ramionach ojca, które przez tyle lat chroniły go przed całym złem świata. Tak to właśnie jest z rodzicami. W dużej mierze, nie wszyscy oczywiście, są w stanie poświęcić swoje życie dla dzieci. Mogą się drzeć, wymagać, ale pod koniec dnia to właśnie oni przyjmą się z otwartymi ramionami, cokolwiek by się nie działo. Pomimo ubiegu lat, pomimo że się od siebie oddaliliście, pomimo wszystko.
Nie ma bardziej bezwarunkowej miłości niż miłość rodzicielska. Może się z nią tylko równać miłość do słodyczy.
— To się wszystko w końcu skończy — powiedział John, w dalszym ciągu trzymając syna w objęciach. — Będziesz jeszcze miał normalne życie, obiecuję ci to.

CZYTASZ
Anyway ■ Shirbert (I&II)
FanfictionPamięć bywa darem, ale bywa i przekleństwem. Anne Shirley-Cuthbert codziennie wieczorem spogląda przez okno na ścieżkę, którą przechodziłby jej odwieczny szkolny rywal Gilbert Blythe, który zaginął przed trzema laty w tajemniczych okolicznościach. J...