Dodaję „o północy" wedle życzenia!
A ja jadę na panieński jutro na imprezę mojego życia. Polecam serdecznie.
Pamiętaj, drogi czytelniku, jeśli rozdział ci się podoba, zagłosuj i skrobnij jakiś komentarz!
Miłego czytania!
•••
Dwa dni później
Gilbert Blythe siedział na kanapie, wpatrując się bezmyślnie w telewizor. Leciał jakiś program, którego nazwy nawet nie mógłby powtórzyć, bo zwyczajnie nie przykuwał do niczego uwagi.
Początkowo po prostu leżał w pokoju, wpatrując się w sufit. Dopadały go jednak tak przykre myśli, że czasami zaciskał swoje oczy z bólu, jaki odczuwał. Z tego też powodu wiedział, że musi się czymś zająć, by nie zwariować od natłoku myśli. Uczył się więc do egzaminów, choć nie przychodziło mu to łatwo. Zmuszał się do nauki, zmuszał się do jedzenia, zmuszał się do kąpieli. Ale nie mógł się zmusić do jednego. Do snu.
Noc była najgorsza. Kiedy tylko zamykał oczy, miał przed oczami najmniejszej detale Anne. Jej wyraźne jak i te wyblakłe piegi pojawiały się w jego głowie tak szybko, że był zaskoczony, że tak doskonale znał ją na pamięć. To jak delikatnie się uśmiechała, kiedy nie chciała, by ktoś zauważył, że była rozbawiona. I to jak nabierała powietrza, kiedy była tak blisko niego.
Potem przychodziły momenty, kiedy był niemiłosiernie wkurzony. Na wszystko. Na świat, na boga, na ojca, na dom, na poduszkę, na pilota. Miał ochotę rozwalać, wyć, gryźć i uwolnić wszystkie negatywne emocje, które się w nim kłębiły.
Był w stanie rozebrać każdy dom do fundamentów, przeszukać każdy zakątek lasu, spalić to miasto by odnaleźć ją w jego popiołach.
Wiedział też, że musi wziąć się w końcu w garść. Nie mógł popadać w tak wielki marazm, bo bał się, że nigdy się z niego nie otrząśnie. Mówią, że kiedy raz człowiek doświadczy traumatycznego przeżycia, już zawsze będzie do niego wracał. Gilbert momentami czuł, jakby cała historia z Sebastianem odcisnęła na jego umyśle nieodwracalny ślad. Bał się, że nie będzie w stanie go zaleczyć. Bał się, że do końca pozostanie na nim piętno chłopaka, który został porwany przez psychopatę i powrócił do żywych po trzech latach.
Gdy tak leżał, jego telefon zawibrował. Spojrzał na ekran i zauważył połączenie przychodzące od Jerry'ego. Jego przyjaciel dzwonił od czasu do czasu, próbując z nim porozmawiać. Jednak ani jeden ani drugi nie był za bardzo rozmowny, więc kończyło się to lekko niezręczną ciszą. Chciał uniknąć tego, więc po prostu nie odebrał. Odłożył swój telefon do kieszeni, po czym wrócił do wpatrywania się w pustą przestrzeń.
Jego telefon znowu zawibrował. Tym razem było to połączenie przychodzące od Diany. Chłopak pomyślał, że wyjątkowo się wszyscy na niego dzisiaj uwzięli. Wiedział też, że nie może ich unikać w nieskończoność, więc w końcu przesunął palcem po ekranie by odebrać.
— Halo? — wymamrotał zupełnie bezbarwnym tonem.
— Ty idioto! — wykrzyczała Barry do słuchawki, przez co Blythe musiał odsunąć urządzenie od swojego ucha. Coś w jej głosie było innego, dziwnego. — Próbujemy się do ciebie dodzwonić!
— Coś się stało? — zapytał z bijącym sercem, równocześnie podnosząc się z kanapy.
— Po prostu przyjedź tu, znaczy na Zielone Wzgórze — odpowiedziała, a z jej tonu głosu można było wyczuć ekscytacje nawet przez telefon.

YOU ARE READING
Anyway ■ Shirbert (I&II)
FanfictionPamięć bywa darem, ale bywa i przekleństwem. Anne Shirley-Cuthbert codziennie wieczorem spogląda przez okno na ścieżkę, którą przechodziłby jej odwieczny szkolny rywal Gilbert Blythe, który zaginął przed trzema laty w tajemniczych okolicznościach. J...