004 • i just died in your arms tonight

2.1K 368 319
                                        

Jako autor i jako regularny czytelnik, apeluje i proszę, jeśli coś czytacie i to się wam podoba — zagłosujcie. To wiele znaczy dla autora, pozwala się wybić i daje motywacje.

A teraz zostawiam was w świecie Anne i jej przyjaciół.

•••

— Rozumiesz? — zapytała Anne, pocierając swoje skronie w geście kompletnego zmęczenia psychicznego.

Gilbert spojrzał na dziewczynę z lekką irytacją.

— Straciłem pamięć, nie umiejętności przyswajania wiedzy — powiedział Blythe, chcąc ją lekko zdenerwować.

Nie wiedząc czemu, taka chęć kiełkowała w nim za każdym razem, kiedy rozmawiał z rudowłosą. Otrząsnął się jednak z tego i postanowił być odrobinę milszy. Jakby nie patrzeć, cały czas mu pomagała. A on zachowywał się jak ostatni niewdzięcznik.

— Chcesz może kawy? — zapytał po chwili myślenia.

Dla dziewczyny była to najbardziej kusząca propozycja, jaką ktokolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek mógłby jej złożyć. Niestety, było dość późno i wiedziała, że pijąc kofeinowy napój o tak późnej porze, może się skończyć bezsenną nocą.

Którąś z kolei, zresztą.

— Nie dziękuje, powinnam się powoli zbierać do wyjścia — odpowiedziała w końcu, sztucznie się uśmiechając.

Gilbert wyjrzał za okno i ze zdumieniem dotarło do niego, że jest już kompletnie ciemno.

— Jak zamierzasz wrócić do domu? — zapytał niby od niechcenia.

— Pieszo.

— O tej porze?

— To przecież nie tak, że mam daleko — odpowiedziała lekceważąco, wzruszając ramionami.

— Nie może ktoś po ciebie przyjechać? — dopytywał Blythe.

Anne podniosła głowę z nad kartki, którą obecnie wypełniała.

— Martwisz się o mnie? — zapytała rozbawiona.

Troska Gilberta Blythe'a o bezpieczne dotarcie do domu Anne Shirley-Cuthbert była tak niedorzeczna, że dziewczyna była skłonna prędzej uwierzyć w inną pozaziemską rasę i fakt, że na Marsie występują słonie.

— Masz rację, bo to nie tak, że pojawiłem się u ciebie pod domem cały we krwi, a twoja przyjaciółka zaginęła bez wieści — rzucił nonszalancko, z całej siły pragnąc udowodnić jej, jak głupie było jej zachowanie.

I udało mu się. Anne przez chwilę rozmyślałam nad jego słowami. Faktycznie, w Avalonea nie było już bezpiecznie. Kiedy przeanalizowała całkiem sensowną wypowiedź bruneta, coś do niej dotarło.

— Skąd wiesz o Ruby? — palnęła głupio dziewczyna. Gilbert spojrzał na nią, jakby właśnie zapytała, jak się nazywa.

— No nie wiem, Anne, może całe miasto jest wyłożone plakatami z jej zdjęciem — powiedział sarkastycznie Blythe, zaś panna Cuthbert miała ochotę go walnąć.

— Nie o to pytam, matołku — wycedziła z irytacją. — Skąd wiesz, że Ruby to moja najlepsza przyjaciółka?

Gilbert zmarszczył czoło.

— Nie mam pojęcia — odrzekł po chwili zastanowienia. — Może komendant coś wspominał, albo mimowolnie to wychwyciłem...

— A może zaczynasz przypominać sobie swoją przeszłość — podpowiedziała Anne, unosząc brew do góry, po czym wróciła do wypełniana kartek.

Anyway ■ Shirbert (I&II)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang