Część 2- Więzień Labiryntu

3K 100 137
                                    


Obudziłam się w zaciemnionym pomieszczeniu. Leżałam na jakimś twardym i niewygodnym łóżku, od którego bolał mnie kręgosłup. W głowie miałam mętlik. Nie wiedziałam co się ze mną stało, ani dlaczego tu jestem. Podniosiosłam się do siadu i podparłam rękami. Poczułam ból, promieniujący z tylnej części głowy. Dotknęłam ręką bolącego miejsca i od razu pożałowałam tego, co zrobiłam. Cicho syknęłam z bólu i spróbowałam wstać.

Boże święty, czy ja mam reumatyzm?

Wszystko mnie bolało, więc opadłam z powrotem na łóżko. Spróbowałam jeszcze raz wstać. Ból nadal nie ustępował.

-Kurna, czy we mnie jebnął tir?-nie miałam pojęcia, co to tir, ale chyba było to coś dużego.

Z

aczęłam powoli kierować się w stronę wyjścia z budynku. Ostrożnie stawiałam kroki, tak aby w jakiś cudowny sposób, nie ulec wypadkowi. W momencie, w którym miałam właśnie zrezygnować z chodzenia i znów się położyć, do pomieszczenia wszedł ciemnoskóry mężczyzna. Popatrzył się na mnie z zaskoczeniem i powiedział

-Skoro już wstałaś świeżyno, to teraz pójdziesz ze mną.

Czy on sobie ze mnie żartował? Ja tu prawie umieram, a ten chce mnie zabrać na wycieczkę.

Gestem ręki zachęcił mnie, abym za nim poszła. Z żalem popatrzyłam jeszcze raz na łóżko, a następnie na mężczyznę i w końcu niechętnie ruszyłam za nim. Ból głowy delikatnie zmalał i teraz nie przeszkadzało mi to tak bardzo w chodzeniu. Za to kręgosłup, wyraźnie dawał o sobie znać.

Wyszliśmy razem z budynku. Wtedy dopiero bardziej przyjrzałam się miejscu, w którym się znajdowałam. Przede mną rozciągała się pusta przestrzeń, pokryta trawą. Za mną las. Na jego obrzeżach znajdowały się jakieś budynki, zagrody ze zwierzętami i pola uprawne. Był tam też jeden większy domek oraz kamienne ,,coś", z czego przed chwilą wyszliśmy. Wszystko dookoła otaczał wysoki, na kilkadziesiąt metrów ,mur porośnięty gęstym bluszczem. Patrzyłam na to wszystko, przez dłuższą chwilę i nie mogłam otrząsnąć się z mieszaniny zaskoczenia i strachu. Gdy jeszcze raz spojrzałam na gigantyczne ogrodzenie, zobaczyłam, że jest w nim przejście. Biłam się z własnymi myślami.

Wejść czy nie wejść? Oto jest pytanie.

Z jednej strony, tutaj mogło być bezpiecznie, ale co jeśli oni chcą mnie skrzywdzić, a za tymi murami czeka wolność od czegokolwiek?

Chyba wybieram opcję numer dwa.

Z transu, w który wpadłam, wyrwał mnie głos jakiegoś chłopaka. Skierowałam wzrok w tamtą stronę i zobaczyłam wysokiego blondyna biegnącego w naszą stronę.

-Hej Alby!-powiedział zatrzymując się obok nas. Wogóle na mnie nie spojrzał, udając, że mnie tam nie było.
-Hej Newt! Poznaj świeżego.-tu skierował swój wzrok na mnie i od razu spotkał się z moim groźnym spojrzeniem.-Znaczy... świeżą.-niepewnie się uśmiechnął i odwrócił wzrok w stronę blondyna.

Ten popatrzył na mnie. W jego oczach zobaczyłam...odrazę?...nienawiść?

No bez jaj. Jestem tu pierwszy dzień i już połowa ludzi mnie nienawidzi? Co jest ze mną nie tak!?

Przyjrzałam mu się bliżej. Miał śliczne oczy. Takie czekoladowe...Zaraz co ja gadam!? Widzę, że przez to uderzenie w głowę totalnie zwariowałam.

- To ja już pójdę.-z zamyślenia wyrwał mnie głos czekoladowookiego.-Muszę pomóc przygotować chłopakom to, na wieczór.-popatrzył na Alby'ego, a ten skinieniem głowy, dał mu znak, że może odejść. Chłopak opuścił nas w pośpiechu.

Odprowadziłam go wzrokiem. Nie mogłam oprzeć się uczuciu, że go znam. Wiem, to bardzo dziwne, że widzę kogoś po raz pierwszy, a wydaje mi się, że go znam. I to bardzo dobrze znam...

- Dobra świeżyno.-powiedział do mnie ciemnoskóry chłopak.-Czas cię oprowadzić. Powiem Ci zaraz, gdzie co się znajduję.Chodź!

Szliśmy przez trawiastą polankę, a on opowiadał mi o tym miejscu.

- Tak więc po pierwsze. Jestem Alby, ale to już chyba zdążyłaś zauważyć.-wyciągnął do mnie rękę i uśmiechnął się. Niepewnie ją uścisnęłam i chciałam mu odpowiedzieć jak ja się nazywam, lecz wydukałam tylko

-A ja...-i zdałam sobie sprawę, z tego, że nawet nie pamiętam swojego imienia... Przeraziło mnie to...Zaczęłam się cofać, aż potknęłam się i upadłam na trawę. Nerwowo próbowałam sobie przypomnieć moje imię, lecz na próżno. W mojej głowie była pustka. Totalna pustka. Nic nie wiedziałam i nic nie pamiętałam. To było tak okropne uczucie. Nie mieć żadnych wspomnień. Nie wiedzieć, skąd się wzięłaś, jak miałaś na imię, czy miałaś rodzinę... Przerażenie zaczęło być widoczne, na mojej twarzy. Alby coś do mnie mówił, próbował uspokajać. Ale ja go nie słuchałam. Miałam ochotę uciec, uciec od tego wszystkiego. Miałam dość, dość tej narastającej pustki w głowie. W końcu zebrałam się w sobie i zapytałam cichym głosem

-Cz-Czemu...Ja...Nic..N-Nie...Pamiętam?- spojrzałam pytającym i pełnym przerażenia wzrokiem na chłopaka.
-Spokojnie. To normalne. Każ...
-To nie jest normalne! Nie pamiętam nawet mojego imienia! Kim ja wogóle jestem!? I czemu tu jestem!?-wykrzyczałam, nie dając mu dokończyć.
-Posłuchaj mnie.-odpowiedział zadziwiająco spokojnym tonem i uklęknął obok mnie.-Każdy z nas tak miał, jak tu przyjechał, więc tak, to jest tutaj normalne. Teraz się uspokój i pozwól mi opowiedzieć ci o strefie.
-Strefie?
-Tak, miejsce, w którym się znajdujesz to strefa. Każdy jej mieszkaniec nazywany jest streferem.-tu popatrzył na mnie-Lub streferką.-wstał, a następnie pomógł mi to zrobić i z powrotem zaczęliśmy chodzić po strefie.
-Tam znajduję się szpital-wskazał na jedyny betonowy budynek, w tym miejscu-Tutaj jemy.-skinął głową w kierunku największego z drewnianych budynków- Tam znajduje się miejsce do spania-pokazał ręką na mnóstwo hamaków, porozwieszanych między drzewami. Zauważyłam, że były pod zadaszeniem. Zapewne po to, aby w razie deszczu streferzy nie musieli moknąć.

Alby pokazał mi jeszcze kilka miejsc. Wyjaśnił, gdzie uprawiamy rośliny, a gdzie zwierzęta. Powiedział też, że to czym przyjechałam, to pudło które co miesiąc przywozi świeżego, a co tydzień zapasy. Na końcu dodał też, że wieczorem będzie organizowane ognisko na moją cześć. Za każdym razem, gdy przyjedzie nowy to jest takie ognisko.

-Dobra. Za chwilę obiad. Idź coś zjeść njubi. Zapoznaj się z naszym kucharzem-Patelniakiem. Zobaczymy się wieczorem. Do zobaczenia!-powiedział i jakby nigdy nic, odszedł.
-Cześć-zdążyłam wydukać i udałam się w stronę kuchni.

Nie powiem, żeby mądrym pomysłem, było zostawianie nowej osoby samej dla siebie, ale za to byłam zmuszona kogoś poznać.

Zaskoczyła mnie liczba nowych informacji. To było dziwne. Tak z dnia na dzień trafić do strefy, musieć zapoznać się z nowymi zasadami, nowym slangiem i nowymi osobami. Wszystko było dla mnie takie obce i przerażające.

Weszłam do drewnianego domku, w którym znajdowała się stołówka. Wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Czułam się nieswojo. Zdecydowałam, że zjem gdzieś na dworze. Podeszłam do miejsca, z którego zapewne otrzymywało się swoją porcję.

-Ymmm...Przepraszam. Jest tu ktoś?- powiedziałam w kierunku okienka, z którego po chwili wyłonił się jakiś chłopak. Uśmiechnął się do mnie i powiedział

-Oczywiście świeżyno. Zaraz dam ci twoją porcję.

Zaraz po tym podał mi tacę z moim posiłkiem. Była to zupa, sok oraz jakaś sałatka z warzyw.

Wyszłam na dwór, kierując się w stronę lasu. Miałam zamiar usiąść, pod jednym z drzew. Wybrałam takie, obok którego znajdował się pieniek. Dzięki temu, mogłam położyć tam tacę z obiadem i nie martwić się wywaleniem wszystkiego na ziemię.

Dopiero teraz poczułam jaka jestem głodna. A danie było naprawdę pyszne. Spodziewałam się raczej czegoś, w stylu obrzydliwej papki i kranówki. Wiecie, tak jak w pace.

Po zjedzeniu stwierdziłam, że chyba się zdrzemnę. Chciałam się uspokoić i odpocząć od tego wszystkiego. Położyłam się na miękkiej trawie i zamknęłam oczy. Sen nadszedł dość szybko. Po chwili już spałam.

============================================================================

I Know You..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz