Część 5- Więzień Labiryntu

1.6K 66 27
                                    

Obudziłam się. Było jeszcze ciemno, ale zaczynało się rozjaśniać. Nie słyszałam żadnych głosów, co świadczyło o tym, że wszyscy jeszcze spali. Rozejrzałam się dookoła. Zasnęłam pod drzewem, obok jeziora. Siedziałam tam jeszcze przez jakiś czas. Zaczęło doskwierać mi zimno, więc stwierdziłam, że udam się do obozu.

Wstałam i skierowałam się w stronę, gdzie spali streferzy. Kiedy doszłam na miejsce zauważyłam, że hamak obok mnie, jest pusty. Chwila kogo to było? A no tak. Newta. Stwierdziłam, że może pójdę go poszukać. To chyba nie był najlepszy pomysł, ale i tak już nie zasnę. Tak jak postanowiłam, wzięłam koc, okryłam się nim i poczłapałam z powrotem do lasu. Miałam przeczucie, że właśnie tam może być chłopak. Nie myliłam się. Po chwili błądzenia po lesie zobaczyłam postać. Siedziała oparta o drzewo, tyłem do mnie. Podeszłam bliżej. Tak jak się tego spodziewałam- Newt.

Kiedy byłam w odległości około dwóch metrów od blondyna, odezwał się

-Po co tu przyszłaś? Czego chcesz?-powiedział, ze smutkiem i złością w głosie.
-Ja...Ja...Nie mogłam spać...-wyjąkałam.
-I to był powód, aby tu przychodzić?-warknął, po czym wstał.
-Ymmm...Myślałam, że...
-To źle myślałaś.-uciął i odszedł, w tylko sobie znanym kierunku.

Wiedziałam, że to się tak skończy...ehh...Już nigdy w życiu do niego nie podejdę. Nigdy. Sama oparłam się o drzewo, pod którym przed chwilą siedział ciemnooki. Popatrzyłam w dal. Przede mną rozciągał się las. Dość ponury las. W tej części nie było tak przyjemnie, jak przy jeziorze. Tutaj było o wiele zimniej, chłodniej.

Byłam tam, dość długi czas. Wpatrywałam się pustymi oczami w dal. Zauważyłam, że od przybycia tutaj stałam się trochę bardziej nieśmiała i zamknięta w sobie. Chciało mi się płakać...Byłam tu zaledwie jeden dzień, a już miałam dość tego wszystkiego. Miałam dość bycia jedyną dziewczyną, miałam dość bycia pośmiewiskiem wśród chłopaków, dość tej nienawiści, w stosunku do mnie. Naprawdę, czułam, że nie powinnam tu trafić. Postanowiłam, że od teraz będę taka jak Newt. Czyli zimna, wredna i nie miejąca relacji z nikim. Wiedziałam, dlaczego taki jest. Nie wiem skąd, ale po prostu to wiedziałam. Myślę, że on wcale nie jest taki, naprawdę. Udaje tylko przed innymi, aby oni nie zbliżali się do niego, za bardzo. Chyba boi się, że kiedy już nawiąże z kimś lepsze relacje i go straci, to nie poradzi sobie z tym. Rozumiałam jak to jest. Nie wiem skąd, nie wiem dlaczego i nie wiem jak, ale naprawdę, rozumiałam jego zachowanie. I nie miałam mu za złe, że nie chce ze mną rozmawiać, ani spędzać czasu.

Dobra. Koniec tego myślenia. Mój mózg za chwilę się przegrzeje. Czas wracać do obozu i znaleźć Alby'ego. Zapytam się, co dzisiaj będę robić. No bo muszę w końcu zacząć gdzieś pracować.

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę obozowiska, gdzie miałam zamiar znaleźć ciemnoskórego chłopaka. Po jakichś kilkunastu minutach, błądzenia po strefie, w końcu udało mi się go odnaleźć.

-O! Witaj świeżyno!-mimo, że już wszyscy wiedzieli, jak mam na imię, to i tak część z nich zwracała się do mnie ,,świeżyno" lub ,,njubi".
-Hej Alby.-odpowiedziałam.-Wiesz może, co będę dzisiaj robić?
-Nie wierzę. Jest przed 6.00, a ty mi się pytasz, co będziesz dzisiaj robić? Chyba będzie tu najbardziej pracowitym sztamakiem, wśród tych smrodasów!-zaśmiał się, po czym dodał-Chodź! Na razie muszę ci coś pokazać.

Wziął młotek i...nóż? Co on chce mnie zabić czy jak? Nie chciałam pokazywać, że mnie tym zaskoczył, więc poszłam za nim. Alby kierował się w stronę muru. Zdziwiło mnie to trochę, ponieważ normalnie nie wolno było, za bardzo, tam przebywać. Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi. Ale co ja mam tu do powiedzenia? Równoznaczność 0, czyli nic.

Kiedy doszliśmy na miejsce zobaczyłam, że jeden kawałek betonowego muru, nie jest porośnięty bluszczem. A co więcej, wyryte są na nim jakieś imiona. Niektóre z nich, były przekreślone...Domyślałam się, co to oznacza, ale nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała o to chłopaka.

-Co to za imiona? I czemu niektóre są skreślone?- spojrzałam na niego i zauważyłam, że od razu spoważniał. Wziął głęboki wdech i zaczął mówić.
- Więc, jak już pewnie wiesz, pudło co miesiąc porzywozi świeżego. Kiedy przypomni już sobie imię, przychodzi tutaj, aby wyryć je w murze.-zwrócił twarz w moją stronę, po czym rzekł-Dzisiaj ten zaszczyt, spotka ciebie.-podał mi narzędzia i odszedł.

Zaczęłam ryć w betonie, swoje imię. Była to dość ciężka i długa robota. Kiedy skończyłam, moje ręce były całe poobijane i widniało na nich kilka rozcięć. Przyczyną licznych siniaków, było to, że młotek co jakiś czas mylił Kingę, od noża, z moimi palcami. A przecięcia były spowodowane, skierowaniem noża w złą stronę, lub nieodpowiednim uderzeniu w niego. Kiedy szłam do swojego hamaku, byłam tak zmordowana i rozzłoszczona, jakbym zaciekle walczyła, a później przegrała wojnę.

Zauważyłam, że większość dalej spała. Łoł, musiałam naprawdę bardzo wcześnie wstać. I O dziwo, wogóle nie byłam zmęczona. Odszukałam Alby'ego, aby oddać mu te dwa, diabelskie przedmioty. Gdy mu je wręczałam, ten tylko zaśmiał się i powiedział mi, że budowlańcem to ja napewno nie zostanę. Po tych, jakże miłych słowach pociechy, usiadłam na swoim hamaku. Popatrzyłam w stronę bramy do labiryntu. Stały przy niej trzy osoby. W jednym z nich rozpoznałam Minho, drugim był Newt. Trzeciego nie znałam. Ale widziałam go, już wcześniej, jak wybiegał, z azjatą, z labiryntu. Obaj byli zwiadowcami. Ale co robił tam Newt? Przecież on nim nie był. Po chwili, gdy wrota się otwarły, wbiegł do nich skośnooki i ciemny blondyn. Ale Newt został. Jakiś czas jeszcze stał w miejscu i patrzył się na tunel. Następnie odwrócił się i poszedł do miejsca, gdzie Patelniak rozdaje nam jedzenie. Dopiero wtedy poczułam, jaka jestem głodna.

Weszłam do drewnianego domku. Podeszłam do miejsca, gdzie każdy otrzymuje swoją porcję i zagadnęłam

-Hej Patelniak! Mogłabym prosić, o moje jedzenie?-chłopak odwrócił się w moją stronę i powiedział
- Jeżeli masz zamiar straszyć mnie tak, codziennie, to będziesz głodować-zaśmiał się i podał mi talerz z kanapkami.

Chciałam usiąść koło Newta, ale gdy tylko spojrzałam w jego stronę, ten zgromił mnie wzrokiem. Czyli jem na dworze. Chyba już zawsze będę tam jadać.

Gdy doszłam na miejsce usiadłam pod ,,moim drzewem". Jak zwykle posiłek postawiłam na pieńku i zaczęłam jeść. Mmm te kanapki naprawdę były dobre. Niby kanapki, jak kanapki, ale jednak te od Patelniaka-najlepsze. Zjadłam, ale nie miałam zamiaru wstawać z ziemi. Chciałam jeszcze trochę sobie posiedzieć.
Lecz nie dane było mi, tego doświadczyć, ponieważ od strony obozu, dało się słyszeć nawoływania

-Njubi! Njubi!!! Dalej wyłaź i tak wiem, że tu jesteś! Nie mam czasu na szukanie cię godzinę!!!

No super. Ten głos poznałabym, chyba wszędzie. Taki z nutką irytacji oraz złości. To nie mógł być nikt inny, jak blondyn. Cóż...Chcąc, nie chcąc i tak muszę iść.

============================================================================
Dzisiaj trochę krótszy rozdzialik,
Ale po co mam was zanudzać opisami, niczym Sienkiewicz XD
Tak więc miłego dnia i do zobaczenia jutro

Traszka to wygryw xd

:)

I Know You..Where stories live. Discover now