Częśc 17- Więzień Labiryntu

1.2K 57 54
                                    

============================================================================

Dzień zapowiadał się dość zwyczajnie. Te same twarze, czynności. Jednak coś odstawało od reszty, a mianowicie labirynt. Wieczorem zawsze wrota zamykały się. Tym razem tak się nie stało. Nikt nie wiedział czemu, ani jak. Po prostu, wrota pozostawały otwarte, a już zaczynało się ściemniać.

-No to mamy poważny problem.-powiedział Newt, tak jak reszta stojąc pod wejściem do labiryntu i modląc się, by była to tylko drobna pomyłka stwórców, a wszystko za chwilę wróci do normy.
-Naprawdę, bardzo, bardzo poważny.-Dodałam i jeszcze raz spojrzałam w czeluści korytarza, prowadzącego w głąb labiryntu.
-Dobra, koniec stania i tak nic z tym nie zrobimy! Trzeba się przygotować, na ewentualny atak buldożerców!-krzyknął Alby, a wtedy wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.-Musimy wziąć broń, schować najpotrzebniejsze rzeczy, które mogłyby ulec wypadkowi i oczywiście przygotować kryjówkę.-zakończył swoje małe przemówienie i z zamiarem rozdzielenia ról, wezwał wszystkich przywódców do siebie.

No, to szykuje się niezła nocka.

Moja grupa została przydzielona do zebrania, jak największej ilości, owoców i warzyw pozostałych na polach. Wszyscy robili to w pośpiechu, okropnym hałasie i poruszeniu.

W końcu od trzech lat te przeklęte wrota się zamykały. Codziennie. O tej samej porze. Naprawdę, mieli powody do obaw.

Usłyszeliśmy pierwsze wrzaski potworów.

Tak się trzęsłam ze strachu, że dosłownie wszystko leciało mi z rąk. Musiałam wyglądać bardzo zabawnie, próbując zrywać truskawki, czy co to tam było, z krzaczków. Ale nikt nie miał czasu, na wyśmiewanie się, bo każdy starał się odwalić robotę jak najszybciej, żeby móc już schować się gdziekolwiek i nie zostać rozszarpanym, przez dozorców.

Boże, ja tu za chwilę umrę. Przecież te kreatury lada moment wlecą do strefy, rozwalą wszystko co się będzie dało i uciekną, jakby nigdy nic, ciesząc się z łupów, jakimi będziemy my.

Ich jęki i wrzaski były coraz bliżej. Każdy w strefie czuł, że już za chwilę może nie żyć.

-Hannah! Gdzie jesteś!?-usłyszałam ciche nawoływania od strony bazy. To z pewnością musiał być Minho.
-Tutaj!-odkrzyknęłam, na tyle głośno, aby mógł mnie usłyszeć. Nie musiałam długo czekać, bo po chwili znalazł się obok mnie.

Kurna. Chciałabym umieć tak zapieprzać.

-Zaczęło się.-powiedział z przerażeniem w oczach i w tym samym momencie usłyszeliśmy, mrożący krew w żyłach, ryk. Odwróciłam się w tamtą stronę. To, co zobaczyłam, przerosło moje najgorsze wyobrażenia.

Buldożercy. W cholerę dużo obrzydliwych, obślizgłych, najerzonych różnorodną bronią buldożerców. Nie myślałam, że będą one, aż tak przerażające.

Ze strachu nawet nie mogłam się ruszyć. A okropne kreatury rozpoczynały już swoje polowanie.

Z tego transu, który nie skończyłby się pewnie dla mnie dobrze, wyrwał mnie Minho, który w porę zorientował się, że jedyne co należy teraz robić to spieprzać.

Chwycił moją rękę i pociągnął za sobą. Gdyby nie on, to pewnie bym już nie żyła. Dozorcy siedzieli nam na ogonie.

Skubańce szybkie były.

Ścigani przez krwiożercze potwory, wbiegliśmy w pole kukurydzy. Nie tylko my, mieliśmy nadzieje, że nas tam nie znajdą. Zart wbiegł tam, chwilę po nas. Siedzieliśmy teraz w kółeczku, skuleni i wystraszeni.

I Know You..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz