Część 18- ,,Więzień labiryntu"

1K 53 38
                                    

Stałam pośrodku niczego, no chyba, że ruiny wpisywałyby się w konkretne coś, i z założonymi na piersiach rękami, wpatrywałam się w zmierzającą do mnie osobę.

Jak już wcześniej zauważyłam, był to Gally. Swoją drogą szkoda, że te przebrzydłe robale go nie zjadły, bo miałam akurat nadzieję, że to z niego zrobią sobie smaczny obiad. Ciekawe czy ten nowy żyje. W sumie to mu współczuję, dopiero co trafił do tego piekła, a już mu takie atrakcje fundują.

Podczas gdy tak stałam, rudas zdążył już podejść na tyle, że gdybym zrobiła dwa kroki w przód wystarczyłoby wyciągnąć rękę i dotyknęłabym jego klatki piersiowej.

I to nie, żebym tego chciała. Po prostu zdążyłam zauważyć, że jestem bardzo niska. Naprawdę, bardzo-bardzo niska.

Jednak to, co najbardziej mnie zdenerwowało w zachowaniu chłopaka to, to, że był tak blisko, a dalej chyba nawet nie zamierzał zwalniać.

No to mamy mały problem. A tak właściwie to duży, bardzo duży problem.

-Ty...-zaczął z wściekłością Gally, dodatkowo wyciągając w moją stronę paluch, co już nie wróżyło nic dobrego.

A chciałabym tylko przypomnieć, że dalej nie zwolnił i palucha miałam prawie przy twarzy.

Kiedy przez jego palec prawie straciłam wzrok, gwałtownie zatrzymał się tuż przede mną. Moje oczy praktycznie wyszły z orbit, a oddech zatrzymał na najbliższe kilka sekund.

Jako normalny człowiek powinnam była się odsunąć, zrobić unik, cokolwiek, ale po co skoro można stać w miejscu i dosłownie czekać aż panicz przed tobą dostanie kurwicy i cię zabije.

Podniosłam tylko wzrok i teraz to chyba naprawdę przesadziłam, bo złość wymalowana na twarzy Gall'yego przerodziła się w prawdziwą, z piekła rodem, wściekłość. Chociaż nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodzi czułam, że jeszcze jeden zły ruch i dosłownie mnie na miejscu zabije.

Jeżeli kiedykolwiek widział ktoś bardziej wnerwionego człowieka, na całym Bożym świecie, to proszę mi go pokazać. Bo ja naprawdę nie widziałam. I nie żartuje. A wściekła morda Gall'yego nad głową to nie żart.

A więc, wracając do mojej okropnej sytuacji, uciekłam na chwile wzrokiem w bok, aby po pierwsze uwolnić się od tego przeszywającego spojrzenia, a po drugie z zamiarem sprawdzenia czy akurat ktoś sobie nie zafundował spacerku po okolicy.
Oczywiście, jak na złość, nawet blondasek, aka pracoholik, się stąd zmył.

Super. Teraz nie pozostało mi już nic, jak tylko wyczekiwanie swojej własnej śmierci.

-Co, teraz to szukasz pomocy, tak?-mój wzrok z powrotem padł na Gally'ego. Że co proszę?- Och, jaka szkoda, że prawie połowę pozabijałaś!-nie wierzyłam własnym uszom, a moje oczy tylko jeszcze bardziej się rozszerzyły.

Miałam zamiar już coś powiedzieć, ale akurat w trakcie otwierania ust, dostałam tak silnego plaskacza, że przewróciłam się na ziemię.

No to są chyba jakieś jaja.

Nie dość, że bolało jak cholera, to moje zaskoczenie sięgało zenitu.

Ale muszę przyznać, że budole naprawdę są tak silni, jak mówią.

A więc, mój status ze stojącej i wystraszonej zmienił się, w bardzo szybkim tempie, na leżącą i umierającą.

Policzek piekł, jakby conajmniej ktoś przypalił mi go ogniem. Oczywiście trzymając się za niego, miałam chyba nadzieję, że ból, chociaż trochę, ustanie. Oj, mocno się przeliczałam.

I Know You..Where stories live. Discover now