#3

6.3K 280 1.1K
                                    

- Wróciłeeeem! - zawołałem melodyjnym, aczkolwiek zmęczonym głosem, gdy wczesnym wieczorem wszedłem do naszego hotelowego pokoju.

– Łazienka! – usłyszałem niemrawe wołanie, na co zmarszczyłem brwi, zakłopotany. Odłożyłem na kwadratowy stolik kartę, telefon i portfel. Ruszyłem do łazienki, widząc tam Harry'ego, siedzącego na zamkniętej desce klozetowej z kolanami, które przyciągał do klatki piersiowej. Głowę miał gdzieś pomiędzy kolanami, które owinął rękoma.

- Boże, skarbie mój najpiękniejszy, najcudowniejszy, co jest? - wyrzuciłem na jednym wydechu, prędko klękając na przeciwko chłopaka. Dłonie położyłem na jego szczupłych barkach.

– Nie wiem, boli mnie brzuszek. – wymamrotał, podnosząc głowę. Jego twarz była blada. – Jest mi tak ciepło, a tu jest trochę chłodniej...

Spojrzałem na niego z ogromną ilością troski i pocałowałem go krótko w czoło. - Co dzisiaj jadłeś? Brałeś przeciwbólowe jakieś?

– Jadłem to co zawsze. - odezwał się, gdy położyłem dłonie na jego twarzy. – I nic nie brałem, nie mam na to siły.

- A masz w ogóle jakiś paracetamol czy jesteś naiwną cipcią i się nie przygotowałeś dobrze na wyjazd? - parsknąłem.

– Oczywiście, że mam! – wyobronił się, unosząc brwi do góry. – Ale teraz mi zimno!

- Połóż się do łóżka... no chyba, że będziesz rzygał, wtedy lepiej tu siedź. - mruknąłem, przykładając dłoń do jego czoła, które było delikatnie za ciepłe.

– Nie, nie jest mi niedobrze. – pokręcił głową, uśmiechając się delikatnie, a ja pomogłem mu się podnieść. – Dziękuję. Dam radę, nie umieram.

- Ale tak wyglądasz. - powiedziałem chichocząc, gdy Harry prychnął ironiczne "dzięki, kurwa".

– Ładni chłopcy nie przeklinają, marsz do łóżka.

– Tak jest kapitanie – mruknął tylko, przy framudze drzwi, trzymając się za swój brzuch. Widziałem jak przeciera oczy, siadając na łóżku, kiedy ja w torbie, ułożonej nadal na podłodze szukałem czegoś przeciwbólowego. – Przyznaj się, ile spałeś i jadłeś, hmm?

- Spałem bardzo długo, bo do dwunastej. - przyznał z małym uśmiechem. - Ale za to jadłem mało.

– Dobrze, więc zaraz zrobię coś lekkiego i dam cię leki. – powiedzislem, wyciągając opakowanie z paracetamolem. – Nie denerwowałeś się czymś ostatnio? Może to z nerwów, kotku? - spytałem, siadając obok niego i masowałem brzuch mojego loczka.

- Raczej wątpię. - pokręcił głową. - Z nerwów brzuch boli inaczej, a to raczej jakieś problemy z jelitami...

– Zawsze mogę załatwić ci tu jakiegoś lekarza, pamiętaj. - powiedziałem mu, odgarniając jego włosy z twarzy. - Tutaj tabletka i już idę po wodę. - oznajmiłem, kładąc na jego dłoni pastylkę.

*

- Kurrrrwaaaa! - jęknął z boleści, gdy chwilę po zachodzie słońca jego ból brzucha znacznie wzrósł na sile i brunet dosłownie wił się pod pościelą prawie płacząc.

- Skarbie, Liam już załatwił panią doktor, będzie tu za chwilkę. Daj radę, proszę. - powiedziałem, wyczekując z niecierpliwością na kobietę. To było cholernie trudne patrzeć na mojego chłopaka w takim stanie. Dotknąłem jego czoła które było dużo bardziej ciepłe niż powinno, lecz nie mieliśmy na to żadnych leków. - Jesteś silnym chłopcem. Nie chcesz wymiotować? - spytałem, tuląc go.

- Niedobrze mi, ale jeśli podniosę głowę to niechybnie wszystko obrzygam... - wydyszał słabo.

- Przynieść ci coś do wymiotowania? Zanieść cię do toalety? Mogę zrobić wszystko, kochanie. - mówiłem do niego, krzywiąc się na to jak mój anioł cierpiał.

Sweet Creature | l.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz