Rozdział 13: The Art of Faking It

2.1K 108 1
                                    

Po tym jak odszedł, zaczęłam iść chodnikiem. Prowadził on do metra. Co noc nim dojeżdżałam, a teraz byłam kompletnie oszołomiona tym wszystkim co się wydarzyło. Wciąż czekałam na te pieprzone metro. Boże. Była prawie 22 i było coraz później i chłodniej. Coraz więcej gangsterów i bandytów. Oni nie byli najgorsi, gorszy był dziwny mężczyzna, który cię obserwował z drugiego końca stacji. Dzięki Boże za kobietę, która pracowała na nocnej zmianie w Sturbursksie.

Weszłam do metra i zajęłam wolne miejsce. Kiedy tylko usiadłam milion myśli opętało moją głowę. Wszystkie naraz i w ogromnych ilościach. Poczułam grubą warstwę mgły, która rozdziela moje rozmyślenia, kiedy odpłynęłam z rzeczywistości do wyobraźni.

To tak jak Alicja spada do króliczej nory.

Ona nie mogła przestać spadać. Nie mogła się niczego złapać, aby zwolnić, wszystko co czuła, zanim wkroczyła w nowy, dziwny wymiar, był strach i uczucie upadku. Ale nawet jeśli próbowała zaprzestać spadaniu, ona po prostu nie mogła. Logika nie działa w ten sposób, nawet jeśli miała dużo siły w sobie, grawitacja była od niej silniejsza.

Nie mogłam narzekać na takie myśli. Potrzebowałam nad nimi popracować, musiałam je poukładać. Potrzebowałam nadać temu wszystkiemu sens.

Jak na przykład, dlaczego Daniel chciał się ze mną jutro spotkać w Maple Grove? To była ścieżka bez wyjścia w Red Maples obok liceum. Miejsce w którym gromadziły się stare pary i biegacze. Obok przypadkowych grup studentów, którzy przypominają ludzi z wyglądu z lat 70-ych. Dzwony, narkotyki, koszule i wszystko inne z Atomic Rooster. Dlaczego Daniel pozwolił mi odejść? A przede wszystkim;

Kim był Daniel?

Jak dużo o mnie wiedział, skoro ja o nim nic? Przez komórkę wydawał się dość niewinny, miałam na myśli, że on aktualnie chciał trzymać mnie z daleka od problemów. Czy on znał Harrego, Aidena i Charliego? I ta dziewczyna, nie byłam co do niej pewna. Powiedziała, że lepiej mi będzie w rękach Aidena niż Charliego? Ledwo znałam Charliego, a Aiden był okropny. Jak to jest możliwe, że ktoś mógłby być jeszcze bardziej okrutny niż Aiden-

Prawie wyskoczyłam z mojej skóry, kiedy ktoś potarł moje ramię. Moje oczy wpatrywały się w znajomą mi twarz Harrego.

-Przyprawiasz mnie o atak serca- mruknęłam.

-Cóż, nie powinnaś fantazjować w metrze o 22:30- powiedział, a uśmiech wkradł mu się na buzię. Pchnęłam jego ramię i wyszłam z metra. Podążał za mną krok w krok przez chodnik.

Próbowałam się jakoś otulić bluzą, aby było mi cieplej. Harry zdjął swoją kurtkę i stanął przede mną sprawiając, że zrobiłam to samo. Skrzyżowałam ręce i czekałam na jego reakcję.

-No dalej, załóż to- poczułam jak na moje usta wychodzi mały uśmieszek i opuściłam ramiona, aby mógł okryć mnie kurtką jak to już kiedyś zrobił.

Zerknął na mnie.

-Wszystko w porządku?- spytał łagodnie.

-Tak. Oczywiście.

Nie, nie jest. Ani w najmniejszym.

On otworzył oczy na mnie i wszystko stało się lepszym.

Ale zanim to zrobił, załamałam się. I on nawet nie mógł powiedzieć, on nie wiedział nic o Danielu albo o tamtej dziewczynie. Nie wiedział o groźbie Charliego. O krokach. O tym co do niego czuję. Nie wiedział jak bardzo chcę się do niego przytulić, poczuć jego ciepło. Poczuć jak jego palce są splątane z moimi. Poczuć jego skórę.

Uśmiechał się do mnie ciepło i szedł dalej. Powstrzymałam łzy i posłałam mu kolejny uśmiech. Uśmiech. Najprostsza oznaka szczęścia, a także najłatwiejsza rzecz do podrobienia. I wydawało mi się, że opanowałam to fałszerstwo.

-Jak ci się podoba w Cherrydale?- zapytałam spoglądając na jego twarz.

-Jest trochę...

-Snobistyczne?- dodałam.

-Dokładnie- odpowiedział, a jego gorący śmiech wypełnił ulice Nowego Jorku. Odbite światło latarni świeciło w różnych kolorach. W każdym kierunku.

-To jest niesamowite, prawda?- spytałam przyciągając jego kurtkę jeszcze bardziej do mojej skóry, kiedy skrzyżowałam ręce. Miałam nadzieję, że to da mi więcej ciepła, gdy tak szliśmy do mojego mieszkania.

-Tak. Wychodzą daleko poza granice- powiedział wciąż patrząc przed siebie z uśmiechem na ustach.

-To było do przewidzenia- odpowiedziałam z uśmiechem, czując jak róż zalewa moje policzki.

-Dlaczego się rumienisz Charlotte?- spytał przepuszczając mnie, gdy wchodziliśmy do windy. Przewróciłam oczami, a następnie wcisnęłam dziewiątkę i winda ruszyła.

-Jestem naprawdę zmarznięta- odpowiedziałam i kolejny śmiech opuścił jego usta sprawiając, że sama się uśmiechnęłam.

-Jesteś naprawdę okropna w kłamaniu Char- dałam mu kuksańca w bok i on zrobił mi to samo. Popychaliśmy siebie nawzajem dopóki winda nie zatrzymała się na moim piętrze. Kontynuowaliśmy to co zaczęliśmy i śmialiśmy się z siebie nawzajem.

Kiedy podeszliśmy pod drzwi, wyciągnęłam klucz z kieszeni i włożyłam do zamka. Przekręciłam w lewo i popchnęłam. Nie otworzyły się, spróbowałam ponownie. Nie otworzyły się.

-Niech mistrz sobie z tym poradzi- uderzył w nie, a ja przewróciłam oczami i się odsunęłam. Chwycił za klamkę i popchnął drzwi otwierając je. Zrobił krok w bok z uśmiechem.

-Dobra robota, muskuły- powiedziałam najbardziej sarkastycznym tonem na jaki było mnie stać. Pokazał coś nawiązując, że go tym obraziłam, a ja weszłam do środka.

Oparłam się o ciemne drewniane drzwi i spojrzałam na niego.

-Więc, widzimy się jutro- oznajmiłam delikatnie.

-Tak, to jeszcze raz będzie fajne 'Cześć Panie Styles, wyglądasz nieziemsko jak zwykle' i 'Dobrego super hiper dnia!'- zaśmiałam się lekko i odnalazłam jego wzrok.

Szybkim ruchem pochylił się i umieścił delikatny pocałunek w kąciku moich ust, zanim oderwał się i poszedł.

Patrzyłam jak jego postać znika w korytarzu i zamknęłam drzwi. Dotknęłam punktu w którym jego wargi spotkały się z moją skórą.

Kuźwa.

_____________________________________________________________________________

do następnego Miśki xx

lust 2 // h.s. (tłumaczenie) ~ ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now