Rozdział 16: Trust

1.9K 107 5
                                    

Przekroczyłam frontowe drzwi i skierowałam się do mojej szafki. Otworzyłam ją i chwyciłam kilka książek.

Szkoła była kompletnie pusta. Ale była dopiero 7:30. Pierwsza lekcja rozpoczynała się o 8:15, więc miałam 45 minut wolnego.

Lepsze to niż jak być spóźnionym. Uśmiech wkradł się na moje usta, kiedy myślami wróciłam do dnia gdy Harry obudził mnie za późno i spóźniliśmy się do szkoły.

Ale ten uśmiech zniknął wkrótce po tym jak dostrzegłam czyjąś postać wyłaniającą się z rogu. Moje oczy się rozszerzyły napotykając wzrokiem jego, wzrokiem Charliego.

Zaczęłam iść w stronę schodów. Słyszałam dźwięk kroków za mną, to nie było biegnięcie, ale chodzenie. Zastanawiałam się co mnie najbardziej przeraża. Przyśpieszyłam i ruszyłam pustym korytarzem łapiąc za każdą klamkę, ale żadna ani drgnęła. Pośpiesznie szłam dalej i w mgnieniu oka otworzyły się drzwi i ktoś chwycił moje ciało, wciągając do małego schowka.

Drzwi zatrzasnęły się i otoczyła mnie ciemność.

-Co do cholery...- gdy słowa opuściły moje usta, czyjaś ręka mi je zasłoniła.

Zaczęłam panikować i przygryzłam dłoń powodując, że uścisk się zacieśnił. Ten człowiek w dalszym ciągu ograniczał moje ruchy i po chwili zorientowałam się, że uchyliły się drzwi.

-Nie możesz się wiecznie ukrywać Charlotte- zagruchał lekko Charlie. Podszedł i stanął na wprost mnie. A potem zwyczajnie odszedł.

Nie mógł o mnie zapomnieć, stał centralnie przede mną! Było ciemno, ale drzwi nadal były wystarczająco otwarte dla przenikającego się światła...

On musiał mnie zauważyć, prawda?

Cóż, nie musiał, ponieważ wyszedł i zamknął za sobą ciężkie drewniane drzwi.

Ręka tej osoby wciąż mocno zakrywała moją buzię. Oderwałam ją od siebie swoimi dłońmi.

-Kim ty do cholery jesteś i co ty sobie wyobrażasz?- spytałam ostro mając trochę przyciszony ton odkąd Charlie mógł się kręcić gdzieś w pobliżu.

-Zamknij się- po tym mogłam wywnioskować, że to był on i mi rozkazuje podchodząc do drzwi.

-Nie, nie zamknę się- zagestykulował ręką w powietrzu, że mam być cicho. Posłałam mu piorunujące spojrzenie, którego oczywiście nie mógł ujrzeć. Ale wzbudziło moją frustrację.

Lekko uchylił drzwi rozglądając się wokoło. Błyskawicznie sprawdził korytarz. Podążyłam za nim.

-Twoja dłoń na serio strasznie śmierdzi- powiedziałam krzyżując ręce, gdy on w tym czasie się rozglądał.

-Ty nie masz kutasa pod presją.

-A kim ty kurwa jesteś?- spytałam zmieszanym tonem.

Zaprzestał rozglądaniu się i podszedł do mnie.

-Wiesz, naprawdę powinnaś przestać narzekać i być bardziej wdzięczna, ponieważ uratowałem ci tyłek. I zrobiłem to dwa razy.

To był Daniel. Moje oczy otworzyły się szeroko, a usta chciały coś powiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło. Po prostu stałam tak oniemiała. Nie zaniemówiłam, bo on o tym mi powiedział. Zaniemówiłam, ponieważ to był on. Gdy tak staliśmy w ciszy, zaczęłam dostrzegać jego cechy.

Ciemna, gruba oprawa jego czekoladowych oczu. Jego oczy pasowały do koloru skóry, która była delikatna. Jego wargi zaciśnięte były w prostą linię, czysta złość skierowana we mnie, ale mogłam dostrzec linie śmiechu, które oddalone były mile stąd. Beanie podtrzymywała jego włosy, a jego czarna koszula wyglądała na nim świetnie.

lust 2 // h.s. (tłumaczenie) ~ ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now