Rozdział 21: Wrong

1.7K 89 1
                                    

Harry's POV

-Charlotte?- zawołałem zza framugi. Odwróciła się, jej niebieskie tęczówki świeciły lekkim blaskiem pochodzącym od okien po obu stronach korytarza.

-Tak?-Nie zostawiaj mnie. To było wszystko co chciałem powiedzieć. Nie zostawiaj mnie.

-Zamknę drzwi, gdy wyjdę i zostawię klucze pod wycieraczką.

Uśmiech pojawił się na jej wykończonej twarzy, ale wiedziała, że ja widziałem już kiedyś jej prawdziwy uśmiech. Parę chwil później odpowiedziała, a jej głos był cichy.

-Dobrze. Dzięki- kiedy to mówiła, jej głos lekko się załamał i to zabijało mnie od wewnątrz.

Odwróciła się i przyśpieszyła kroku idąc korytarzem.

-I Charlotte- ale tym razem nie stanęła.

-Kocham cię.

Gdy tak szła stałym tempem, nie mogłem stwierdzić czy mnie usłyszała czy też nie. Chociaż patrząc na to w jaki sposób się poruszała, ale to była Charlotte. Ona wiedziała jak ukrywać swoje emocje. A ja wiedziałem, że mnie usłyszała.

Kiedy zniknęła, zamknąłem drzwi od jej mieszkania. Oparłem głowę o drewniane drzwi, nie mogłem nic na to poradzić, gdy przekleństwa wylatywały z moich ust. Gdybym mógł po prostu trzymać język za zębami!

Ale dlaczego miałbym go trzymać?

Wiedziałem dokładnie czemu.

I to był powód, który nawiedzał mnie dniami i nocami, godzinami i minutami; nie mogłem się kontrolować. Nie mogłem kontrolować mojego gniewu. Szczególnie jeżeli chodziło o nią, ona sprawiała to szaleństwo w środku. Psychicznie pragnąłem jej. Chciałem być blisko niej, czuć jej skórę na sobie, całować jej wargi. A oprócz tego, chciałem ją zranić; bardzo. Ale to nie była jej wina. To była moja.

Ruszyłem się z miejsca i poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie. Pogrążyłem się w myślach na kilka sekund.

Byłem bipolarny.

Byłem psychiczny.

Byłem obłąkany.

Byłem nienormalny.

Byłem obraźliwy.

Byłem chory.

Kiedy te wszystkie cechy żwawo tańczyły w moich myślach, ja tonąłem co raz głębiej w kanapie i oparłem z powrotem moją głowę o delikatny materiał i zgubiłem siebie w ciemności zwanej moją "głową".

Charlotte's POV

Łzy spływały tak szybko jak szłam.

Zimne powietrze kłuło łzy, które były przyklejone do moich policzków.

Kiedy moje stopy uderzały o chodnik stałym tempem, zastanawiałam się: gdzie ja pójdę? Moje nogi wiedziały gdzie chcą mnie zabrać, ale coś w mojej głowie mówiło mi że nie.

Chciałam iść do Jake'a porozmawiać o wszystkim. Po tym wszystkim, on był jednym z dwóch osób, które były wobec mnie szczere. We wszystkim.

Moje myśli przełączyły się z Jake'a na Austin'a; miałam do niego takie same uczucia jak do Jake'a. Otrząsnęłam się szybko i poszłam za moich nóg decyzją.

...

Udałam się do 'The 4 seasons" i gdy weszłam do lobby, wiedziałam że coś jest nie tak. Normalnie błyszczący, elegancki hotel był kompletnym przeciwieństwem; ciemność pochłonęła pomieszczenie w którym się znajdowałam. Słabe światło dochodziło z drzwi na przeciwko mnie. Kilka kawałków mebli porozrzucane było po bokach, wazony potłuczone, kawałki szkła leżały na zazwyczaj lśniącej, a teraz pobrudzonej przez ślady stóp drewnianej podłodze. Ulotki rzucone niedbale wokół stolika i poniszczone obrazy.

Gdy zrobiłam krok na przód, skrzyp wydobył się spod moich zniszczonych Vansów. Zrobiłam kolejny krok i ujrzałam klucze do pokoi porozrzucane w każdym kierunku. Pochyliłam się i podniosłam szybko małe przedmioty zanim moje oczy nie spojrzały w górę na dźwięk walenia nade mną.

Podniosłam się i zaczęłam iść schodami wiedząc, że szybciej by było windą.

Kiedy dotarłam na trzynaste piętro do Jake'a, brakowało mi tchu, ale pośpieszyłam korytarzem. Szukałam drzwi, które wydawały się być wystarczająco znajome aby być Jake'a, aczkolwiek byłam tu raz i wszystkie wyglądały dokładnie tak samo. Udało mi się znaleźć jego, które pasowały.

Były na końcu korytarza i stałam przed nimi. Podeszłam do nich ostrożnie, wiedząc, że coś lub ktoś był tam, ale szłam dalej.

Mój telefon zabrzęczał w tylnej kieszeni sprawiając, że się posikałam ze strachu.

-Halo?- spytałam, czując jak moje ręce trzęsą się ze strachu.

-Charlotte, musisz się stamtąd wydostać- błagał Harry, a ja uniosłam brwi w zdezorientowaniu.

-Co?- spytałam.

-Jak się dowiedziałeś gdzie jestem?

-Po prostu wyjdź stamtąd teraz- po sposobie w jakim oddychał, mogłam stwierdzić, że biegł, ale dlaczego?

-Dlaczego?- spytałam cicho wpatrując się w drzwi przede mną.

-Kurwa, po prostu się schowaj Charlotte!- krzyknął do słuchawki, mieszanką desperacji i paniki.

Drzwi otworzyły się szeroko ukazując twarze, które były zarówno znajome i nieznajome, tak czy inaczej, wrogie jak piekło. Odwróciłam się, aby biec, mój telefon wciąż był dociśnięty do mojego ucha, kiedy docierały do mnie spanikowane słowa Harrego.

Zakończyłam połączenie i szybko schowałam telefon do tylniej kieszeni biegnąc przez niekończący się korytarz.

Strzały z pistoletu pochodziły z każdej strony uderzając o ściany wokół mnie. Chwyciłam się końca ściany, ponieważ skręciłam szybko i spotkałam się ze schodami. Gdy to zrobiłam, pocisk wszedł w kontakt z moją skórą, raniąc mój palec.

Przeklnęłam głośno i pomknęłam schodami na dół, a gdy się skończyły, zgubiłam się w świecie drzwi. Biegłam przez korytarz, a następnie podeszłam do jakiś drzwi i odblokowałam je.

Kontynuowałam drogę powrotną, moje ręce naciskały na stabilne ściany- ze wszystkich pieprzonych drzwi jakie wybrałam, czy każde muszą prowadzić do cholernych schowków? Wyrzuciłam nieudane próby z moich myśli i upadłam na ziemię układąc ręce na chłodnej podłodze. Ciemność była przytłaczająca.

Przesunęłam się do tyłu napierając na drzwi. Włożyłam rękę do kieszeni, aby wyjąć z niej telefon. Prawdopodobnie wypadł mi. Cholera.

Przeczołgałam się do schowka, próbując znaleźć wyjście jak Austin za pierwszym razem, kiedy się poznaliśmy. To było bardzo sprytne, zastanawiało mnie jeszcze, jakim cudem wiedział, że było tam wyjście.

Moje palce dotykały metalowej powierzchni, a moje drżące ręce szukały śrubek. Mogłam włożyć tam wsuwkę i przekręcić, a potem się wydostać stąd. Zaczęłam panikować, ale znalazłam jedną i wyciągnęłam ją z włosów.

Słyszałam ich z korytarza, butami szybko uderzali o drewnianą podłogę, ktokolwiek to był, biegł.

Śpieszyłam się kombinując palcami, krew spływała po mojej lewej ręce i czułam kłucie, gdy to robiłam. Byli coraz bliżej i poczułam jak łzy stanęły mi w oczach.

-Cholera, cholera, cholera- wyszeptałam na wydechu.

A kroki ustały.

__________________________________________________________________________________

Przepraszam że dopiero teraz dodaję. Chciałam dodać 2 rozdziały na 6 grudnia, ale jest teraz wystawianie ocen, a nauczyciele zamiast wcześniej robić nam sprawdziany, to postanowili teraz i kompletnie nie miałam na nic czasu :c

A z matematyki z okazji świąt mamy zadane ok. 50 zadań rozbudowanych z podpunktami -,-

KILL ME

tak więc do następnego ^^

lust 2 // h.s. (tłumaczenie) ~ ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now