1. lanzarote

2.2K 132 69
                                    

— Jakie mamy plany na dzisiaj? — pyta Eisenbichler, gdy całą kadrą zbieramy się w salonie wynajętego dla nas na ten obóz domku.

Mógł słuchać trenera, który podczas podróży powrotnej oznajmił nam, że treningi zaczynamy dopiero od jutra. Zapewne by nie zadawał głupich pytań. Ale cóż, Markus to Markus.

— Dzisiaj macie wolne. — informuje go Schuster — Czyli zapewne idziecie na imprezę. — dodaje po chwili. 

Oni idą. Ja w tym czasie zapewne zostanę w pokoju, albo ewentualnie przejdę się na jakiś spacer. Nie jestem wielkim fanem klubów i tak naprawdę, gdyby nie częste naciski Andreasa to bardzo rzadko by mnie w nich widywali. Dzisiaj jednak kompletnie nie mam na to ochoty, co moi koledzy zauważyli już parę godzin temu. Naprawdę jestem im wdzięczny za to, że nie dopytują mnie co się dzieje. Bo że coś się dzieje, to widzą na pewno. Znamy się zbyt długo, by mój podły humor przeszedł niezauważony przez któregoś z nich.

— Ja nie idę. — oznajmia Wellinger, zaskakując tym nawet trenera. Zazwyczaj był tym, który pierwszy ciągnął na wszystkie imprezy. Jest singlem, a dzięki jego urodzie, dziewczyn zainteresowanych jego osobą nie brakuje, więc lubi korzystać z życia i często otacza się ich wianuszkiem.

— Masz gorączkę? — pyta Karl przykładając rękę do jego czoła. Andreas szybko ją strząsa i posyła mu karcące spojrzenie.

— Dajcie spokój, spędzimy na Lanzarote jeszcze tydzień. — blondyn próbuje bronić swoją decyzję, która dla nas wszystkich jest zaskakująca — Na wszystko przyjdzie czas.

Po wypowiedzeniu tych słów posyła mi krótkie spojrzenie, a ja zaczynam wszystko rozumieć. Po prostu nie chce mnie zostawiać samego, bo widzi że coś jest nie tak. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak on, ale dzisiaj akurat bym wolał nie mieć towarzystwa.

— No podmienili go. — stwierdza Markus.

Pewnie sam bym mu kazał iść, jednak znam go na tyle, by wiedzieć że nic to nie da. Jest strasznie uparty.

— Skoro się boicie, że zabraknie wam towarzystwa to ja się chętnie przejdę. — oznajmia Werner.

Zapewne w normalnej kadrze trener idący z zawodnikami na imprezę, wywołałaby ich niezadowolenie, jednak nie u nas. Schuster jest dużo lepszym kompanem do zabawy niż ja.

— To ja idę się szykować. — mówi Freitag i znika na górze.

— Idźcie wy się wszyscy najpierw wypakować, dzieciaki. — proponuje trener wywracając oczami.

Standardowo zajmuje pokój razem z Andreasem. Po wejściu do środka podchodzę do okna, żeby ocenić widok za oknem. Od paru lat zacząłem zwracać uwagę na takie rzeczy. Uśmiecham się lekko widząc horyzont ze zbliżającym się do niego słońcem. Najchętniej teraz bym się przeszedł na plażę, żeby zobaczyć to wszystko z bliska.

— Idziemy na spacer? — pyta Andreas, jakby czytając mi w myślach.

— Chętnie.

*

Dotarcie na plażę okazuje się trudniejsze niż myśleliśmy. Musimy skorzystać z nawigacji telefonicznej, ale w końcu po piętnastu minutach nasze stopy spotykają się z piaskiem.

— Chcesz o tym pogadać? — pyta idąc brzegiem morza.

Chociaż początkowo uznałem, że sytuacja, która wydarzyła się przed wyjazdem jest zbyt osobista, żeby o niej rozmawiać, to teraz zaczynam mieć co do tego wątpliwości. Chyba potrzebuje rady, a jestem pewny, że blondyn nie będzie oceniał i postara się pomóc.

— Co byś zrobił, gdybym Ci powiedział że się w tobie zakochałem? — pytam.

Chłopak przystaje i patrzy na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Jak tylko dochodzi to mnie w jaki sposób mógł to zrozumieć, zaczynam szybko kręcić głowa.

— Nie, nie. — uspokajam go — Nie schlebiaj sobie, Wellinger. Pytam czysto hipotetycznie, nie jesteś w moim typie.

Chłopak wypuszcza powietrze z widoczną ulgą. Nie dziwię mu się, pewnie w głowie już się zastanawiał jak mnie odrzucić w jak najmniej bolesny sposób. To co ja powinienem zrobić parę godzin temu, a zamiast tego po prostu uciekłem.

— Łamiesz mi serce. — chłopak wzdycha dramatycznie — A tak serio to skąd to pytanie?

Próbuje jeszcze przez chwilę uciec od odpowiedzi, więc decyduje się usiąść na jednej ze skał znajdujących się tuż przy plaży. Wellinger zajmuje miejsce po mojej lewej stronie i czeka aż się odezwę.

— Byłem dzisiaj u Sophii — mówię.

Zapewne gdybyśmy nie rozmawiali poważnie to blondyn właśnie teraz by rzucił tekstem, że to szokujące iż odwiedzam swoją przyjaciółkę. Był jednak na tyle dojrzały, by wyczuć że to nie odpowiedni moment na żarty. Ba, jest nawet na tyle mądry by szybko połączyć fakty i mimo, że zbyt wiele nie powiedziałem to on domyślił się o co chodzi.

— Wyznała Ci, że się w tobie zakochała? — pyta.

Spoglądam na niego i widzę, że jest zszokowany tą informacją. Skoro u niego to wywołało takie emocje, to wyobrażam sobie jak musiałem wyglądać ja, gdy dziewczyna wyznała mi swoje uczucia. Przez całe piętnaście lat naszej przyjaźni nigdy bym nie podejrzewał, że dziewczyna się we mnie kocha. Przecież miała przez ten okres wielu chłopaków. Przez moje życie także przewinęło się wiele partnerek i nigdy nie zauważyłem, żeby jej to przeszkadzało. Mimo wszystko to nie usprawiedliwia mojej ucieczki. Zdałem sobie z tego sprawę jednak dopiero w samolocie na hiszpańską wyspę i teraz przez siedem dni będę musiał żyć ze świadomością, że strasznie skrzywdziłem jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nie chce z nią o tym rozmawiać przez telefon, to zbyt poważna sprawa.

— Tak. — przecieram twarz dłońmi — A ja jestem pieprzonym tchórzem, bo powiedziałem jej, że spieszę się na samolot i po prostu uciekłem.

— Nie obwiniaj się, byłeś w szoku. — mówi spokojnie — Myślę, że powinieneś do niej zadzwonić.

— W tym właśnie tkwi problem. — chwytam kamień i rzucam go przed siebie, chcąc w ten sposób wylądować negatywne emocje — Nie chce jej łamać serca na odległość. Wiem jak bardzo zaboli ją, że nic do niej nie czuje i chce być wtedy z nią by się upewnić, że wszystko będzie z nią w porządku.

Andreas kładzie dłoń na moim ramieniu i uśmiecha się pocieszająco. Trochę mi ulżyło teraz, gdy mu o wszystkim opowiedziałem. Cieszę się, że mnie nie ocenia za to, że tak po prostu olałem Sophie.

— Więc jej po prostu napisz, że porozmawiacie po powrocie. — proponuję — Może dasz jej złudną nadzieję, ale lepsze to niż żeby przez cały tydzień myślała, że zepsuła waszą przyjaźń. Bo nie zepsuła, prawda?

— Oczywiście, że nie. — natychmiast zaprzeczam — Nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej.

— To dobrze, bo już myślałem że nie będę miał żadnej konkurencji w plebiscycie na Twojego najlepszego przyjaciela. — próbuje rozluźnić atmosferę i uderza mnie lekko w ramię — A co to za wygrana bez konkurencji?

Śmieje się cicho, bo uwielbiam go za to jego wyczucie. Doskonale wie, kiedy potrzebuje zejść z poważnego tonu.

— A teraz chodź, jeszcze wczesna godzina. — wstaje — Trzeba rozkręcić tutejsze imprezy.

_________

robie reupload, może tym razem uda mi sie skończyć

der lüge | s. leyheWhere stories live. Discover now