11. die rückkehr

615 81 25
                                    

Mieszkanie samemu było cholernie dziwne. Chyba przez całą swoją karierę nie miałem takiej sytuacji. Było nudno i cicho. Normalnie by to brzmiało jak raj dla mnie, ale nie w takiej sytuacji. Zwłaszcza, że poza paroma dyplomatycznych wiadomościami, nie miałem z Andreasem kontaktu. Nie potrafiłem nawet wytłumaczyć dlaczego, ale przez cały czas ten fakt mnie strasznie niepokoił. Tym razem postanowiłem zatrzymać się u Karla. Jutro ma przyjechać do mnie Sophia, a teraz sytuacja jest zbyt napięta, żeby ona i Andreas znajdowali się w jednym mieszkaniu.

— Czuj się jak u siebie. — oznajmia Geiger, gdy przekraczamy próg jego mieszkania.

— To dopiero później. — mówię — Teraz muszę gdzieś jeszcze skoczyć.

— Do Andreasa. — stwierdza.

Kiwam głową. Oni też się o niego martwili. Nie odzywał się praktycznie do nikogo. Cała sytuacja wydawała się absurdalna, bo naprawdę wątpię by moje słowa wywołały u niego aż taką reakcje. Musiało chodzić o coś głębszego. Jens mi powiedział, że według planu Andi też dzisiaj miał wrócić z Ga-Pa, więc nie odpuszczę mu dopóki ze mną nie porozmawia.

— Tylko jak się pogodzicie i znowu będziecie kochać to daj znać czy wracasz na noc.

Wywracam oczami. Chłopacy często lubili żartować z naszej relacji, ale nam to nigdy nie przeszkadzało.

— Jasne. — śmieje się — Pa, Karl.

Moja słaba orientacja w terenie daje ponownie o sobie znać, wsiadam w zły autobus i zamiast dotrzeć do mieszkania Andreasa bezpośrednim połączeniem, jestem zmuszony się przesiąść przez co na jego klatce zjawiam się pół godziny później niż zakładałem. W końcu jednak pukam. Oczekuje chwilę i już chce sięgnąć po telefon, gdy drzwi się otwierają. Wellinger nie wydaje się zaskoczony moją obecnością. Uśmiecha się lekko i gestem ręki zaprasza mnie do środka.

— Możesz mi do cholery powiedzieć co ty odwalasz? — mówię, gdy w końcu zamyka za mną drzwi.

— Co odwalam? — unosi brwi. Zachowuje się jakby nic się nie stało i strasznie mnie to frustruje.

— Znikasz w środku nocy, a potem do nikogo się nie odzywasz? — pytam krzyżując ręce — To jest według Ciebie normalne zachowanie?

Chłopak wywraca oczami i idzie do kuchni. Nie mam zamiaru odpuszczać, więc podążam za nim.

— Po prostu wziąłem sobie twoje słowa do serca i skupiłem się na treningu. — wzrusza ramionami — Co w tym dziwnego?

— To że się do nikogo z nas praktycznie nie odzywałeś! — zaczynam się denerwować. Biorę głęboki oddech, żeby lekko się uspokoić.

— Odpisywałem na wiadomości.

— Na dziesięć moich, ty wysłałeś mi jedną.

Blondyn przez chwilę przygryza wargę. Ma tą swoją charakterystyczną minę, która pojawia się na twarzy za każdym razem, gdy myśli czy powinien coś powiedzieć. W końcu jednak decyduje się to zrobić.

— Po prostu chciałem, żebyście sobie ode mnie odpoczęli.

Po usłyszeniu tych słów, już wiem w którą stronę zmierzą. Chce po prostu zrobić z siebie tego poszkodowanego.

— O nie. — kręcę głową — Nie będziesz teraz zgrywał ofiary. Może powiedziałem o parę słów za dużo, ale to nie tak że ty byłeś święty. Nie miałeś prawa o wszystkim mówić Karlowi.

Andreas zaciska usta i kiwa głową. Opiera się o blat i uśmiecha się. Szkoda tylko, że ten uśmiech nie wygląda zbyt szczerze.

— Masz rację. Przepraszam.

Kompletnie nie rozumiem jego zachowania. Nie chce dramatyzować, więc nie ciągne tematu, chociaż w głowie wciąż mam myśl, że coś jest nie tak.

— Nie rób już tak więcej, okej? — proszę — Nie chce tracić zaufania do Ciebie. — podchodzę do niego i przytulam — I ja też przepraszam. Byłem wredny. — zamykam oczy.

— Miałeś w tym wszystkim dużo racji — stwierdza odwzajemniając uścisk — Muszę się skupić na skokach.

— W końcu czas najwyższy na nasze wspólne podium.

*

Nie zostałem u Andreasa zbyt długo. Chłopak co prawda nalegał, żebym nie robił głupot i tak jak zawsze zatrzymał się u niego, ale ja ze względu na Sophie odmówiłem. Mam wrażenie, że z Andim wciąż nie do końca coś gra, a Sophia swoim ciętym językiem, którym zawsze go zaszczyca, by mogła tylko dolać oliwy do ognia. Poza tym Karl bardzo się ucieszył, że dziewczyna spędzi kilka dni w jego mieszkaniu. Nawet jeżeli jako moja druga połówka. Gdy wchodzę do windy, która ma mnie zawieźć na trzecie piętro, gdzie znajduje się mieszkanie Geigera, akurat dostaje od niego wiadomość z zapytaniem o której będę, bo chce ze mną porozmawiać. Nie odpisuje mu, bo już chwilę później stoję pod drzwiami i pukam. Po paru sekundach chłopak mi otwiera.

— Masz wyczucie. — śmieje się na mój widok.

— Chcesz pogadać to jestem. — wzruszam ramionami i zdejmuje kurtkę — To o co chodzi?

— Co ty jesteś taki niecierpliwy? — młodszy wywraca oczami i usadawia się na kanapie z której pewnie chwilę prędzej wstał. W telewizji leci jakaś durna komedia, czyli pewnie zanim wróciłem to był zajęty jej oglądaniem. Zajmuje miejsce na fotelu.

— Bo takimi wiadomościami wzbudzasz moją ciekawość. — rozkładam się wygodnie — Mów o co chodzi.

Chłopak wzdycha i poważnieje. Z każdą minutą rozumiem coraz mniej.

— Słuchaj, uważam że wasz pomysł jest cholernie głupi. —- informuje mnie przyglądając się mi uważnie — I nie chce bawić się w żadne gierki. Sophia na to nie zasługuje.

Przez chwilę milczę zastanawiając się nad jego słowami. Ma rację. Dziewczyna jest jedną z najlepszych osób chodzących po tym świecie i zasługuje na wszystko co najlepsze. Także na lepszego przyjaciela, który nie jest tchórzem. Dlaczego ja w ogóle wziąłem pomysł Wellingera, którego doświadczenie w związkach jest praktycznie zerowe za dobry? Przecież to jest miłość, nawet gdyby Karl był księciem z bajki to Sophia by od tak o mnie nie zapomniała.

— Więc co twoim zdaniem powinienem zrobić? — pytam, chociaż część mnie doskonale zna odpowiedź na to pytanie.

— Powiedzieć jej prawdę. — odpowiada szczerze Geiger — Zrozumie. Znowu będziecie się przyjaźnić.

Tego nie jestem taki pewien. Okłamałem ją. I to niejednokrotnie, a blondynka jest osobą, która ceni sobie szczerość. Poza jej skrywanymi uczuciami, to właśnie na niej opierała się nasza przyjaźń. A teraz ja to wszystko spieprze.

— Mam nadzieję, Karl. — zaczynam bawić się swoimi palcami, czując nagły ciężar na sercu — Mam nadzieję.

der lüge | s. leyheWhere stories live. Discover now