24. bar

549 55 34
                                    

Zazwyczaj po powrocie z Rosji potrzebuję całego dnia, żeby dojść do siebie. Tym razem musi mi wystarczyć parę godzin, bo Corinna przez ostatnie dni namawiała mnie bym w poniedziałkowy wieczór wyszedł z nią i jej koleżankami do baru. Jak się poznaliśmy to wydawała się zbytnio nie lubić imprez, ale jednak najwidoczniej się to zmieniło. Powiedziała, że jeżeli nie chce się czuć samotny wśród dziewczyn to mogę zabrać jakiegoś kumpla. Niestety większość moich kumpli znajduje się w Willingen, więc tutaj mogę wybierać tylko wśród chłopaków z kadry. Czekam więc niecierpliwie na powrót Andiego, który z lotniska pojechał prosto do Tris. Te wszystkie ich spotkania wydają się bardzo dziwne. Pytałem nawet Andreasa o nie, ale powiedział mi że po prostu znaleźli wspólny język. Nie podobało mi się to, ale kim ja jestem, żeby zabraniać się im spotykać. Nie chce do niego dzwonić, bo obiecał że wróci przed osiemnastą, a ja na żywo mam o wiele lepszy dar przekonywania niż przez telefon. Akurat dopinam guziki czarnej koszuli, gdy słyszę dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Niemal natychmiast ruszam do salonu, by przywitać się z przyjacielem. 

— Cześć Andiiii. — uśmiecham się szeroko na jego widok.

Chłopak marszczy brwi i patrzy na mnie z poważnym wyrazem twarzy.

— Chcesz czegoś. — stwierdza. Czasami zapominam, że tak dobrze mnie zna.

— Dlaczego zaraz uważasz, że czegoś muszę chcieć? — oburzam się siadając na kanapie — Może po prostu chce się zapytać co tam u Tris. — pytam. 

Kompletnie mnie to nie obchodzi, ale próbuje jakoś wybrnąć z sytuacji. Właściwie to mógłbym nigdy więcej nie słyszeć o jej istnieniu i bym się nie obraził. Naprawdę nie wiem skąd nagle wzięła się u mnie ta dziwna niechęć do dziewczyny.

— Widziałeś ją parę godzin temu. — Wellinger wywraca oczami podczas zdejmowania kurtki — Przez ten czas nikt nie zmarł ani nie odwiedzili jej kosmici. A teraz mów o co Ci chodzi. — siada na oparciu kanapy.

— Chodź ze mną do baru. — proszę go — Zgodziłem się iść z Corinną i jej koleżankami, a nie chce przesiadywać z samymi babami. 

Jak tylko wypowiadam swoją prośbę, blondyn zaczyna energicznie kręcić głową. Ale Stephan Leyhe się tak łatwo nie poddaje.

— Wróciliśmy z Rosji i mamy za sobą męczącą podróż. Nie mam siły na żadne wyjścia. — jęczy.

— No weź. — robię proszącą minę. Do sławnego kota z tej bajki o zielonym ogrze mi trochę brakuje, ale wyraz twarzy Andreasa wydaje się mięknąć. — Do Tris poszedłeś!

— Bo Tris... mnie potrzebowała. — krzyżuje ręce.

Marszczę czoło. Potrzebowała? Co to w ogóle ma znaczyć? Nie wiem nawet czy do końca chce wiedzieć, więc nie pytam. Próbuje siebie przekonać, że po prostu chodzi o jakąś koleżeńską przysługę. Jeżeli coś by pomiędzy nimi było, to raczej Andreas by mi powiedział. Przynajmniej mam taką nadzieję. 

— Ja też Cię potrzebuję. Przecież tam chyba będzie z piątka dziewczyn. 

— Dla normalnego faceta to by był raj. — śmieje się Welli.

— Ale mnie takie sytuacje peszą i dobrze o tym wiesz.

Andreas wzdycha, ale uśmiecha się lekko. Nie musi nic mówić, a ja i tak już widzę, że moja misja zakończyła się sukcesem. 

*

Gdy docieramy do baru, dziewczyny są już po paru drinkach. Może to i lepiej, bo jestem zmęczony i moja dosyć słaba głowa jest trzy razy słabsza niż zazwyczaj, a nie mam zamiaru się skompromitować odpadając szybciej niż kobiety. Nie chodzi o to, że jeżeli ktoś jest kobietą nie może mieć dobrej głowy, wręcz przeciwnie. Po prostu to by była trochę niezręczna sytuacja przy nowej dziewczynie. Boże, zaczynam majaczyć. 

— Steph! — Corinna wstaje z zajmowanej przez nie loży i mnie mocno przytula — Zdążyłam się już porządnie stęsknić.

 — Ja za tobą też. — śmieje się i całuje ją w policzek. Początkowo zamierzałem złożyć pocałunek na jej ustach, ale wyczuwalny wzrok Andreasa i jej koleżanek mnie speszyły.

— O cześć, Andi. — brunetka wita się z moim przyjacielem — Masz szczęście, że Astrid dzisiaj nie ma. — żartuje. 

— Upewniłem się, że jej nie będzie zanim przekroczyłem próg tego baru. — mówi.

Oczywiście rozmowa odbywa się w żartobliwym tonie, ale humor chłopaka wydaje się ulec gwałtownemu pogorszeniu. Przez całą drogę sobie żartowaliśmy, a teraz wydaje być trochę przygaszony. Nie uśmiecha się. Zamiast tego na jego twarzy zauważam... zmartwienie? Co chwilę spogląda w stronę Marissy, jeżeli dobrze pamiętam jej imię. Może po prostu mu się spodobała i się zawstydził, a ja jestem słaby w odczytywaniu emocji z ludzkich twarzy? Nie, to raczej niemożliwe. Moja dziewczyna decyduje się wszystkich sobie przedstawić, więc przestaje się skupiać na Wellingerze i staram się zapamiętać jak najwięcej imion. Mam wrażenie, że to będzie długi wieczór.

*

Muszę zapamiętać sobie na przyszłość jedno. Corinna po alkoholu to straszna przylepa.  Jej koleżanki plotkują w najlepsze, ale przestałem ich słuchać jakoś pół godziny po przyjściu. Andi przed chwilą poszedł do toalety, więc ja teraz bez najmniejszych wyrzutów sumienia mogę skupić się na swojej dziewczynie. Gdy siedział przy stole, coś mnie przed tym powstrzymywało. Chyba po prostu nie chciałem, żeby czuł się niezręcznie. 

— Mówiłam Ci już kiedyś, że masz piękny uśmiech? — brunetka przekłada nogi przez moje kolana. Praktycznie na mnie siedzi, ale nie przeszkadza mi to.

— Nie. — kręcę głową bawiąc się kosmykiem jej włosów — Ale możesz mi częściej słodzić. — śmieje się.

— Cor, jeżeli jeszcze raz będę musiała słuchać twojego narzekania na to, że sobie z Christianem za bardzo słodzimy to chyba Cię uderzę. — rozbawiony głos Sabriny przerywa naszą uroczą rozmowę. 

Wywracam oczami, a moja dziewczyna wytyka język w stronę swojej przyjaciółki. Pozycja w której siedzimy mi się podoba, ale niestety mnie też wzywają potrzeby.

— Zaraz wracam, kochanie. — całuje brunetkę w policzek — Też skoczę do toalety.

Dopiero jak wstaję od stolika tak naprawdę czuje ilość spożytych procentów. Lekko chwiejnym krokiem udaje się w stronę toalet. Tam korzystam z kibla i bez wyrządzenia większych szkód wychodzę z pomieszczenia. Po zamkmięciu drzwi, uświadamiam sobie że przecież w środku powinien być Andreas. Postanawiam wyjść na dwór, żeby go poszukać. Nie zajmuje mi to dużo czasu, bo niemal zaraz po opuszczeniu budynku dostrzegam jego wysoką sylwetkę. Ku mojemu zdziwieniu nie jest sam. Tuż obok niego stoi Marissa, która jest widocznie czymś zdenerwowana. Chwilę zajmuje mi zrozumienie, że ta dwójka się kłóci. Stoję za daleko, więc nie wiem o co chodzi. Dochodzę do wniosku, że chyba nie powinienem im przeszkadzać. Sprawa wygląda na prywatną. Po prostu zapytam o to jutro Andreasa. W końcu nie mamy przed sobą już żadnych dużych tajemnic, prawda?

der lüge | s. leyheWhere stories live. Discover now