14. neue saison

574 89 31
                                    

Wisła. Nigdy nie lubiłem tego miejsca. Oczywiście tętniło emocjami związanymi z rozpoczęciem nowego sezonu, ale jednocześnie po weekendzie tam człowiek potrafił czuć się całkiem wyprany z siły. Duży wpływ miała na to ilość znajdujących się tam polskich fanów, którzy chodzą za nami na każdym kroku. Czasami mam wrażenie, że skoki w tym kraju są traktowane jak religia. Bo o ile do młodych, zauroczonych dziewczyn się już przyzwyczaiłem, to zachwyt starszych ludzi wpatrujących się w nas jak w obrazki wciąż mnie zaskakuje.

W tym roku wyjątkowo nie mam ochoty tu być. Fizycznie jestem przygotowany bardzo dobrze, jednak ostatnio na moją głowę zwaliło się tak wiele, że nie wróżę tutaj sobie sukcesów. Dlatego z niechęcią wchodzę do ekskluzywnego hotelu, którego nazwy wciąż nie potrafię wymówić, a bywam w nim od paru lat. To wiele mówi o języku naszych sąsiadów. W środku nic się nie zmieniło. Wita nas wielkie akwarium z rybami, na których widok Constantin uśmiecha się szeroko. Tak bardzo je polubił, że latem po imprezie nawet nadał jednej z nich imię.

— Patrzcie, Francis wciąż tu jest! — śmieje się najmłodszy, wskazując na czerwoną dużą rybkę.

— No raczej nie wyparował w cztery miesiące. — Freitag wywraca oczami stając obok kolegi i także uważnie przygląda się tym małym zwierzętom.

Banda dzieciaków. Chwytam swoją walizkę i opieram się o ścianę, czekając aż Julian, który jest odpowiedzialny za zameldowanie nas w hotelu, wróci z kluczami. Niestety przy większych grupach trochę to czasu zajmuje. Czuje szturchnięcie w swoje prawe ramię. Unoszę głowę i spoglądam na Karla.

— Wciąż nic? — pyta cicho, wręcz szeptem. Wiem co ma na myśli, więc wcale się nie dziwię, że robi to właśnie w ten sposób.

— Nie. — wzdycham bawiąc się zamkiem od bluzy, który wydaje się w tym momencie bardzo interesujący — Ani słowa.

Jestem pewien, że cała kadra odczuwa ciche dni, które mamy z Andreasem. Od tamtej dyskusji w moim mieszkaniu wciąż ze sobą nie rozmawiamy. Na lotnisku i w samolocie Wellinger widocznie zachowywał dystans do mnie, co strasznie mnie frustruje. W końcu ja też powinienem być zły. On jest raczej człowiekiem, który nie trzyma długo urazy. Nie potrafi się złościć na ludzi i pierwszy biegnie ich przepraszać, nawet jeżeli nie zawsze ma za co. Nie rozumiem dlaczego w tym przypadku jest inaczej, ale mam nadzieję, że jak już będziemy sami w pokoju, uda nam się wszystko wyjaśnić. Naprawdę boli mnie brak kontaktu z Sophią, nie chce jego też stracić. Nawet jeżeli parę dni temu w emocjach mówiłem co innego.

—- Zabierajcie rzeczy i do pokoi. — słyszę zadowolony głos Juliana, który wraca zadziwiająco szybko. Czuje rosnącą panikę, wiedząc że zaraz skończę w czterech ścianach sam na sam z Andreasem, który raczej nie jest chętny na rozmowy ze mną. Cóż, będzie musiał. — Karl i Markus. — podaje kartę, która służy za klucz drugiemu z nich — Richard i Pius. — Freitag dostaje podobną — No i tutaj zmiany. Jedna dla Stephana i Constantina, a druga dla Andiego. — mężczyzna w tym samym momencie wyciąga dwie karty do odebrania.

— Co? — to pytanie niekontrolowanie wychodzi z moich ust. Nie wiem czy w tym momencie patrzeć na Juliana czy Wellingera, który bez żadnego sprzeciwu odbiera klucz i wraca do swoich walizek.

— No takie rozmieszczenie otrzymałem od waszego trenera. — Julian patrzy na kartkę, którą trzyma w dłoni — Wszystko się zgadza.

Kiwam głową zaciskając usta. Domyślam się dlaczego, ale nie chce robić scen. Zabieram swoje rzeczy i razem ze Schmidem ruszamy do windy.

*

Chce jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę. Siedząc jak na szpilkach przesiaduje na łóżku piętnaście minut, czekając aż wszyscy na spokojnie usadowią się w swoich pokojach. Constantin widzi, że coś jest nie tak. Zna mnie jednak już na tyle, by tego nie komentować. On też jest zdziwiony tą całą sytuacja, bo odkąd jesteśmy z Wellingerem razem w Pucharze Świata, nie było sytuacji, żebyśmy mieli pokoje z kimś innym.
W końcu stwierdzam, że dość czasu przeczekałem i rzucając krótkie "zaraz wracam" wychodzę z pomieszczenia. Na szczęście zobaczyłem na karcie pod jakim numerem będzie spał Andi, więc szybko odnajduje swój cel. Pukam energicznie i czekam aż mi otworzy, co chłopak robi po chwili. Na mój widok wzdycha ciężko, tak jakby się spodziewał, że się tutaj zjawię.

— Nie uważasz, że trochę przesadzasz? — pytam i wymijając go wchodzę do środka. Nie czekam na zaproszenie, bo po jego minie już widzę, że bym go nie dostał. — Musisz przez to wszystko psuć atmosferę w całej kadrze?

Tak naprawdę to nie to mnie martwi, ale jestem tchórzem i boję się na głos przyznać jak bardzo boli mnie jego unikanie. Nigdy nie potrafiłem rozmawiać o tym co czuję.

— Kadra? — mruga jakby nie dowierzając moim słowom. — Tym się najbardziej martwisz?

Widzę zrezygnowaną twarz chłopaka i dociera do mnie jak moje wcześniejsze pytanie mogło zabrzmieć. Świetne wejście, Stephan.

— Nie, nie o to chodzi. — zaprzeczam szybko i zaciskam usta — Przepraszam. Przepraszam, okej? — wyrzucam z siebie. Dopiero teraz jak już  rozmawiamy, uświadamiam sobie jak bardzo mi go brakowało. A przecież minęło tylko parę dni.

— A wiesz chociaż za co? — pyta nie odrywając ode mnie wzroku.

Spędziłem godziny myśląc nad tym dlaczego jest na mnie aż taki zły. Ja sam byłem wściekły, po tym jak powiedział Sophii prawdę, ale na drugi dzień gdy opadły emocje mi przeszło. Trochę mi zajęło zrozumienie dlaczego Andreas też nie potrafi odpuścić. Od obozu w Oberstdorfie strasznie się zmienił.

— Przepraszam, że zapomniałem. — przyznaje w końcu — Zapomniałem, że Ciebie też może zaboleć to co ona mówi. I co ja mówię. — nawiązuje głównie do moich słów z Oberstdorfu. Wtedy przesadziłem o wiele bardziej niż dwa dni temu.

Chłopak słysząc moje słowa, delikatnie unosi kąciki ust do góry. Chyba właśnie na to czekał. Czuje ulgę w sercu, widząc że ta rozmowa zmierza w dobrym kierunku.

— Musisz mi więcej mówić, Andreas. — robię krok w jego stronę — Znamy się bardzo dobrze, ale zazwyczaj chodzisz taki szczęśliwy, że nie umiem poznać czy się czymś tak naprawdę przejmujesz czy nie.

— Ale właśnie to zrobiłem. — zaciska pięści i wypuszcza z ust powietrze — Dwa dni temu wyraźnie dałem Ci do zrozumienia, że ja też mam uczucia i słowa Sophii mnie zabolały. A Ty to miałeś gdzieś.

Spuszczam głowę. Zdaje sobie sprawę, że Andreas ma rację. Wtedy ta cała sprawa z Sophia mnie tak przybiła, że byłem jeszcze głupszy niż zwykle.

— To się więcej nie powtórzy, okej? — unoszę głowę by spojrzeć mu w oczy — Obiecuje.

Widzę jak chłopak ze sobą walczy. W końcu jednak się poddaje i mocno mnie przytula. Zamykam oczy i mimowolnie szczerze się uśmiecham. Pierwszy raz od paru dni czuje się jakby wszystko było na swoim miejscu.

— Steph, przyjdź do mnie w sobotę wieczorem. — prosi — Chce Ci coś ważnego opowiedzieć na spokojnie.

Kiwam głową na znak zgody, wciąż szeroko się uśmiechając.

__________

der lüge | s. leyheWhere stories live. Discover now