8. tschüss

724 77 27
                                    

Cztery dni w Willingen tym razem były dla mnie wyjątkowo męczące. W domu od ostatniej sytuacji przy stole, wciąż panowała nerwowa atmosfera. Tylko spotkania z Sophią trochę poprawiały mi humor. Z każdą minutą spędzoną w jej towarzystwie, moje wyrzuty sumienia malały. Wszystko było jak dawniej, teraz tylko przytulaliśmy się więcej i całowaliśmy od czasu do czasu. Podczas tych pocałunków nie czułem podekscytowania, a moje serce nie przyspieszało, ale to nie zmienia faktu, że było przyjemnie. Jej uśmiech był tego wszystkiego wart. Gdy nie myślałem o tym, że ta relacja w tej formie nie ma przyszłości, to nie było problemu. Obiecałem jej wczoraj, że przed wyjazdem przyjdę się jeszcze pożegnać, więc tym oto sposobem wylądowałem przed jej drzwiami. Tym razem o wiele mniej zdenerwowany niż ostatnio.
Otwiera mi je uśmiechnięta blondynka i niemal natychmiast wciąga mnie do środka.

— Jeszcze tu jesteś, a ja już tęsknię. — mruczy przytulając się do mnie mocno.

Śmieje się cicho, bo to na swój sposób urocze.

— Powinnaś być już do tego przyzwyczajona.

— Ale zawsze jak się rozstawaliśmy to byłeś moim przyjacielem, a teraz jesteś chłopakiem.

Ja nie czuje żadnej różnicy. Nie mogę jej jednak o tym wspomnieć, bo w końcu udaje zakochanego w niej faceta. Przypominam sobie o planie jaki mamy z Andreasem i właśnie to on jest powodem propozycji, którą chwilę później składam.

— Jutro wyjeżdżamy z kadrą do Oberstdorfu na zgrupowanie. — przypominam Sophii — Ale jak wrócimy to będziemy mieli treningi siłowe. Może chcesz przyjechać? Andi nie będzie miał nic przeciwko.

Dziewczyna już wielokrotnie przyjeżdżała do Monachium. Zazwyczaj spała w hotelu, bo nie pałała zbytnią sympatią do Wellingera.

— Nie sądzisz, że to już czas by wynająć coś swojego? — proponuje — I tak spędzasz tam mnóstwo czasu.

Ja nie chciałem nic wynajmować. Dobrze mi się żyło w jednym mieszkaniu z Andreasem. Byłem tak przyzwyczajony do obecności chłopaka, że podczas moich krótkich pobytów w domu było mi dziwnie bez jego głupich komentarzy.

— Szkoda pieniędzy. Welli przecież i tak ma wolny pokój. — tłumacze i decyduje się zmienić temat, bo wiem że dziewczyna nie odpuści. Nie rozumiałem dlaczego go tak nie lubiła. Chłopak nigdy nie był dla niej niemiły, co więcej zawsze próbował sprawiać na niej dobre wrażenie. Wiedział ile dla mnie znaczy. — To jak? Przyjedziesz?

— Zastanowię się. — próbuje zgrywać poważną, ale nie umie powstrzymać się od delikatnego uśmiechu.

Dziewczyna nachyla się, żeby mnie pocałować. Ja już z automatu ten pocałunek odwzajemniam. Szybko się uczę. Po paru sekundach odsuwam się od niej.

— Czyli przyjedziesz.

*

Wellingera zastaje gotującego. Typowo. Chłopak uwielbiał to robić i jak tylko miał trochę więcej czasu wolnego znikał w kuchni. Mi to właściwie pasowało, bo to co przygotowywał było bardzo dobre. Oczywiście nigdy mu tego nie przyznam.

— O hej. — wita mnie z uśmiechem — Widzę, że w końcu nauczyłeś się nie pukać do swojego mieszkania.

— Przecież ja się tu tylko zatrzymuje czasami.

— Stephan, spędzasz tu prawie tyle czasu co ja. — wywraca oczami — Nie żebym Ci to wypominał. Cieszę się, że jesteś. — mówi mieszając coś w garnku. Patrzę na niego rozbawiony, a gdy ten to czuje, odwraca się i unosi brwi — Okej, dobra. To mogło dziwnie zabrzmieć.

— Tylko trochę. — śmieje się — Co gotujesz?

— Idę na łatwiznę. Spaghetti. — oznajmia — Ty lepiej powiedz czy Sophia się zgodziła przyjechać. I wyjmij nam piwa z lodówki.

— No zgodziła. — mówię spełniając jego prośbę. Oczywiście nie zapominam, żeby obie butelki jeszcze otworzyć. — A ty rozmawiałeś z tym Leonem?

Stawiam jedno z piw na blacie, a sam zajmuje miejsce przy stole.

— Tak. Oczywiście nie powiedziałem wprost, że chce go zeswatać z dziewczyną przyjaciela. - blondyn nakłada nam potrawy na talerze — Ale obiecał mi, że wpadnie jakoś w przyszłym tygodniu. Mamy jeszcze dokładnie ustalić dzień. — stawia obie porcje na stole — Swoją drogą nigdy bym nie pomyślał, że będę musiał pomagać Ci rozwiązywać problemy z Twojego życia miłosnego.

— Tu właściwie nie ma żadnego życia i to jest w tym wszystkim najśmieszniejsze. — prycham i popijam piwo.

— A Corinna? — pyta — Jak wylatywaliśmy z Lanzarote to miałeś w planach do niej zadzwonić.

Miałem to w planach, ale sytuacja z Sophią wszystko skomplikowała. Przecież nie zadzwonię do niej i nie zaproszę na randkę, przy okazji nie zapominając wspomnieć o tym, że mam dziewczynę. Kręcę zrezygnowany głową.

— Mam dość dram dziewczynami.

— Zawsze mówiłem - nie ma dziewczyny, nie ma problemu. — śmieje się i zaczyna jeść.

— Przypomnieć Ci jak chowałeś się ostatnio przed jedną w kiblu?

— Nawet ja czasami mam pecha. — wzrusza ramionami.

Po zjedzeniu obiadu, bierzemy po jeszcze jednym piwie i przenosimy się do salonu. Andreas włącza telewizor, gdzie na jednym z kanałów leci typowa amerykańska komedia młodzieżowa. Patrzę na niego z uniesionymi brwiami.

— No co? — oburza się blondyn — Może patrzenie na głupie decyzje tych nastolatków, których poziom inteligencji wynosi zero pomoże Ci w ogarnięciu Twojego życia.

Chwytam poduszkę i rzucam w niego, ale chłopak bez problemu ją łapie. Doskonale zdaje sobie sprawę, że wkopałem się w niezłe gówno. Nie mam zamiaru jednak o tym myśleć przez najbliższe kilka dni. Teraz jest czas na treningi i nie mogę się dekoncentrować. Sezon zbliża się wielkimi krokami. Ani się obejrzę, a zaraz będzie czekać nas rozpoczęcie w Wiśle. Sprawą Sophii zajmę się po powrocie z Oberstdorfu.

— Wciąż mają więcej tej inteligencji niż ty. — odgryzam się i dopijam piwo.

— Ranisz. — przykłada teatralne rękę w której trzyma butelkę do serca — A jak tam tata? Wciąż jest jak wrzód na tyłku? — pyta.

Wzdycham cicho. Nie lubię tego tematu. Andreas za każdym razem próbuje mnie przekonywać, że mój tata bredzi i chociaż zazwyczaj przyznaje mu rację, to część wie wciąż nie może pozbyć się wrażenia, że mój ojciec ma rację. Przecież z jakiegoś powodu jeszcze nigdy nawet nie wygrałem konkursu. I dlatego będę robić wszystko, żeby to się w końcu stało.

— No niestety. — mruczę — Ale to akurat nic nowego.

— Nie lubię go. — przyznaje Wellinger.

Powinienem się oburzyć, ale właściwie się Andreasowi nie dziwiłem. Mój ojciec był dosyć specyficznym człowiekiem. I chociaż Andreas jest wyjątkowo przyjazny dla wszystkich ludzi, to z moim tatą nigdy się nie dogadywali.

— Wiem. — wstaje i ziewam — Nic, zbieram się do łóżka. Jutro trzeba wcześnie wstać.

— Słodkich snów, Stephaneeeek. — uśmiecha się do mnie uroczo.

Wywracam oczami i pokazując mu środkowy palec idę do pokoju w którym zawsze usypiam.

________

więc tak: póki co jesteście #teamcorinna czy #teamsophia?

poznaliście już po trochu obie

der lüge | s. leyheWhere stories live. Discover now