Rozdział 36: Obosieczne działania

8.3K 509 312
                                    

Rozdział 36: Obosieczne działania

Kasandra nie spodziewała się gości o północy i z niemałym zdumieniem przyjęła pukanie do drzwi o tej nieprawdopodobnej porze. Na wszelki wypadek zabrała różdżkę i dopiero wówczas ruszyła w stronę wejścia. Kiedy otworzyła, zaskoczenie spowodowało, że dobrą chwilę milczała.

Mężczyzna, który stał pod jej drzwiami był jej znany wyłącznie z gazet. Wieszczce zaświtało w głowie pytanie, co też ten osobnik może szukać pod jej drzwiami w środku nocy. Dopiero kiedy pierwsza reakcja minęła, gospodyni była w stanie zareagować jak na panią domu przystało, ale uprzedził ją gość kłaniając się lekko i mówiąc z uśmiechem:

– Jestem John Wair. Wybacz mi Kasandro, że niepokoję cię o takiej godzinie. Mam pewną sprawę, która nie może czekać...

Kobieta zmrużyła oczy w zastanowieniu na takie dictum i już po chwili zrozumiała o co w tym wszystkim chodzi. Bez słowa, gestem zaprosiła gościa do środka usuwając się z progu. Mężczyzna wszedł, zdjął płaszcz i z pełną swobodą zajął miejsce w fotelu koło kominka. Kasandra spokojnie już teraz obserwowała jego poczynania, więc ponownie się uśmiechnął i położył na stole kopertę patrząc na nią wyzywająco. Wieszczka bez słowa podeszła, sięgnęła po nią, ale zanim dotknęła wiadomości jej ręka została uchwycona i padły słowa:

– Moja droga, doprawdy nie sądziłem, że będę musiał się upominać. Nie sądzisz, że wypadałoby zaproponować mi chociaż szklankę wody? Miałem nadzieję, że docenisz mój gest. W końcu przecież tym razem postanowiłem być taktowny i skorzystać z drzwi. Uważam, że już samo to wymaga pochwały i nagrody.

– A nie sądzisz, że to podstawowe maniery, nie wymagające wyróżnień? Doprawdy, teraz wszystko jest dla mnie jasne. Już od jakiegoś czasu zastanawiałam się dlaczego Wair stał się ostatnio tak bardzo aktywny w mediach i polityce. Myślałam, że wyszły ci już z głowy takie zabawy. Najwyraźniej myliłam się do tej sprawy. Z góry współczuję każdemu, kto wda się z tobą w jakiekolwiek interesy. To nigdy nie kończy się dobrze.

– Okrutna z ciebie kobieta. Pewnie dlatego tak bardzo cię lubię. Mamy ze sobą coś wspólnego. I bynajmniej nie chodzi mi o nasze wspólne interesy – mężczyzna uśmiechnął się bezczelnie, mrugając porozumiewawczo.

– Nie zgadzam się z tobą. Ja na przykład nie czerpię żadnej przyjemności z oglądania chaosu, jaki obecnie tworzysz. Merlin jeden wie w imię czego... Pomijając jednak ten wątek. Nie pojawiałeś się u mnie już od dawna, a rzadko przychodzisz mnie odwiedzać bez jakiejkolwiek przyczyny. Pozwól więc, że zapytam krótko... co tym razem przywiało cię do mnie?

– Jak ostro... Co do tworzenia chaosu moja droga, sama dorzuciłaś swoją cegiełkę. W obecnym stanie rzeczy... przeczytaj, a sama się dowiesz. Ja tymczasem poszukam czegoś do picia... – po tych słowach mężczyzna podniósł się z miejsca, udał się do kuchni i bez skrupułów zaczął systematycznie przetrząsać półki, szafki i inne co najmniej dziwne miejsca. Kasandra chwilę obserwowała jego poczynania, po czym zajęła się przytarganą przez niego wiadomością.

Wzięła do rąk kopertę i obejrzała uważnie. Była to informacja z Ministerstwa. Była opatrzona jej własnym imieniem, nazwiskiem, magicznie zapieczętowana i zabezpieczona. Rozerwała pieczęć słysząc niski syk zaklęć, kiedy odbiorca, czyli ona została rozpoznana. Przebiegła wzrokiem tekst i jej oczy delikatnie rozszerzyły się z zaskoczenia. Ponownie przeczytała list, potem jeszcze raz, a na koniec zdecydowanym ruchem umieściła go w kominku i ruszyła w stronę kuchni. Bez słowa minęła myszkującego mężczyznę, wyciągnęła jedną z dolnych szuflad do końca i sięgnęła do tyłu, wyciągając butelkę rubinowego trunku. Na ten widok oczy jej gościa zamigotały w zadowoleniu, a Kasandra tylko siłą woli powstrzymała się od jakiegoś niepochlebnego komentarza. Nie pytając, mężczyzna sięgnął po dwa kieliszki i wrócił z nimi na fotel przy kominku, umieszczając naczynka na stole. Wieszczka napełniła je aromatycznym trunkiem i zajęła swoje miejsce. Jej uciążliwy i łakomy na wino gość upił tymczasem łyk i z westchnieniem ukontentowania zamruczał:

Signum TemporisWhere stories live. Discover now