Rozdział 39: Eliminacje

13K 578 820
                                    

Rozdział 39: Eliminacje

Już szósty raz sprawdziła, czy ma wszystko co mogło okazać się niezbędne. Z niecierpliwością czekała na tego konkretnego osobnika, który miał jej towarzyszyć do Durmstrangu, a który oczywiście się spóźniał. Wciąż nie była do końca pewna, czy postąpiła słusznie zgadzając się na sędziowanie podczas Turnieju, ale z drugiej strony zdawała sobie sprawę z tego, jak rzadko oczekiwany osobnik oferował takie udogodnienia jakie zaproponował jej. Głównym atutem było, że mogła zobaczyć i poobserwować swoich Przeznaczonych. Chciała na własne oczy przekonać się jak sobie radzi ta dwójka. Oczywiście nadal obowiązywały ją ograniczenia. Nie mogła ingerować.

Od ostatniego spotkania z Arenem minęło sporo czasu i nie wątpiła, że chłopiec miał teraz dużo na głowie. Nie miała mu za złe braku kontaktu. Przypuszczała, że bycie uczniem w szkole magii, nie będąc w stanie z tej magii korzystać, może być absorbujące. Natomiast w takiej sytuacji bycie uczestnikiem Turnieju Trójmagicznego, zdecydowanie pochłania myśli i czas... Do tego dochodziły relacje z innymi... Martwiła się, ale miała nadzieję, że Tom, bezsprzecznie bezpośrednia przyczyna uczestnictwa Arena w Turnieju, poczuje się odpowiedzialny za bezpieczeństwo chłopaka i o nie zadba w ten, czy też inny sposób.

Kasandra sapnęła zniecierpliwiona. Była już spóźniona co najmniej kwadrans. Drań się nie spieszył. Kolejny już raz spojrzała na zegar, a po chwili w lustro, zamierzając poprawić włosy. Dopiero wtedy zobaczyła odbicie oczekiwanego osobnika. Nie zaskoczyło jej to. Przywykła do jego nagłych pojawień się i zniknięć. Za to nie zamierzała puścić mu płazem jego zachowania i zmrużyła w złości oczy, wciąż patrząc na jego odbicie w lustrze. Ten tylko uśmiechnął się tym swoim firmowym uśmieszkiem w odpowiedzi, ukłonił się lekko na powitanie i dodał wyjaśniająco:

– Musisz mi wybaczyć moja droga. Jestem ostatnio bardzo zajęty... Doprawdy, nie pamiętam kiedy mój czas był tak bardzo wypełniony jak w ostatnich dniach...

– To nieco ironiczne nie uważasz? Chociaż, kiedy się tak zastanowić... przecież twoim głównym zajęciem jeszcze jakiś czas temu były specyficzne zakłady i ciągłe, nachalne wręcz, dotrzymywanie mi towarzystwa.

– Oh... doprawdy. Wystarczyło po prostu powiedzieć, że się stęskniłaś. Nie musisz tego ukrywać. Zwłaszcza przede mną. Nie dziwię ci się. W końcu mam czarującą osobowość.

– O tak. Zwłaszcza, że przez to znam większą część swojego przyszłego życia... zmieńmy jednak temat. Mam nadzieję, że masz ze sobą świstoklik do Durmstrangu. Tamtejszy dyrektor pewnie już się niecierpliwi naszą zwłoką. W zasadzie to twoją, bo ja byłam gotowa w odpowiednim momencie – dodała uszczypliwie kobieta, ujmując równocześnie przybyłego pod zaoferowane jej ramię.

– Kiedyś byłaś bardziej rozrywkowa moja droga. Dobrze wobec tego, nie przedłużajmy... gotowa czy też nie, ruszamy! – wykrzyknął wesoło mężczyzna, płynnym ruchem sięgając do kieszeni po zegarek, który w mgnieniu oka przeniósł ich z jej mieszkania, wprost do kwater dyrektora Durmstrangu.

Wylądowali na środku dużego przestrzennego salonu. Kasandra kątem oka dostrzegła znajomą twarz Armando Dippeta. Oprócz niego w pomieszczeniu znajdowali się dwaj pozostali dyrektorzy, których wizerunki znała z gazet i trzy nieznane jej osoby. Czuła na sobie spojrzenia obecnych, ale przyjmowała je ze stoickim spokojem. To było dla niej normalne. Zawsze wzbudzała swojego rodzaju sensację. Milczenie przedłużało się, choć spodziewała się, że jej uciążliwy towarzysz postara się usprawiedliwić ich spóźnienie. Czuła pod dłonią napięte mięśnie jego ramienia, więc trochę zaskoczona zerknęła na niego dyskretnie, utrzymując na twarzy powitalny uśmiech. Wydawał się spięty, nieobecny duchem, jakby zamrożony. To było dziwne, ale nie było już czasu na zastanawianie się nad jego reakcją. Musiała działać i wyrwać go z transu. Z niewielu dostępnych możliwości wybrała uszczypnięcie w trzymane ramię. Niewidoczne, ale jak się okazało skuteczne. Oprzytomniał momentalnie i od razu zorientował się w sytuacji rozpoczynając z miejsca powitalną mowę:

Signum TemporisWhere stories live. Discover now