Rozdział 1

201 5 9
                                    

-No ale mówię ci, on nie użył wtedy tej różdżki! Złamał ją, więc musiał użyć...

-Skończcie wreszcie – mruknęłam, jednak na tyle głośno, że cała trójka moich towarzyszy mnie usłyszała. – Przyszliśmy tu na balet, a jak zwykle gadamy o fandomach.

-Okej, okej. Kiedy ona wreszcie przyjdzie? Za chwilę zamkną drzwi – zauważyła Kate. Teraz z jeszcze większą niecierpliwością wpatrywaliśmy się w przeszklone wejście.

Gmach Opery Nadmorskiej, choć nie najnowszy, prezentował się należycie. Byłam tu już kilkakrotnie, dobrze więc wiedziałam, że Sala Główna, pomimo niewielkich rozmiarów, pozwala widzowi z każdego miejsca widzieć scenę tak samo dobrze. Natomiast korytarz, w którym obecnie przebywaliśmy, cechował się elegancją i jasnością. Dwie ze ścian w całości składały się z okien tak, że światło dnia wpadało do środka omiatając nas swoim leniwym jesiennym blaskiem. Na pozostałych zawieszone były plakaty i zdjęcia z najpiękniejszych wystawianych tu sztuk - baletów i oper. Przypatrując się im, nabierałam coraz większej ochoty na to, aby zasiąść wreszcie na swoim miejscu i dać sztuce się rozpocząć.

-Co mnie ominęło? – spytała wesoło, uśmiechnięta Elodie. Jak zwykle wyglądała klasycznie i olśniewająco. Nie mam pojęcia jak ona to robiła. Oczywiście miałam zupełnie inny styl, ale nawet w jej ubraniach nie wyglądałabym pewnie choć w połowie tak dobrze.

Rzuciliśmy się żeby przytulić ją na powitanie i w pośpiechu wciągnąć na salę. Zdążyliśmy w ostatnim momencie. ,,Dziadek do orzechów" właśnie się rozpoczynał.

***

Po pół godzinie stwierdziłam, że sztuka jest dość nieuporządkowana i brak jej finezji, tak powszechnie obecnej w innych adaptacjach tej powieści. Spojrzałam w bok, badawczo przypatrując się twarzom przyjaciół. Nie potrzebowałam słów, aby dowiedzieć się pewnych rzeczy. Po półtora roku znajomości, w trakcie których staliśmy się sobie bliscy niemal jak rodzina, potrafiłam odczytać ich nastroje. Teraz wyrazy ich twarzy można było opisać jako znudzone, rozbawione, niedowierzające, a nawet skrzywione. Niemal parsknęłam śmiechem, czym przykułam uwagę zarówno Kate jak i Joachima, siedzących po moich dwóch stronach. Zobaczyłam w ich oczach pytanie, jednak tylko wzruszyłam ramionami w odpowiedzi.

Gdy wreszcie nadszedł czas na przerwę, po krótkim przedyskutowaniu pojedynczych scen, Liz oznajmiła, że skoczy do toalety. Podniosłam się razem z nią, nie wiadomo przecież czy nie spotka się samemu jakiegoś trolla, prawda?

Stanęłam przed lustrem i wpatrzyłam się w swoje oblicze. Czarne ubrania i włosy podkreślały bladość skóry. Brak makijażu nadrabiałam lekkimi rumieńcami od ciepła w pomieszczeniu i gładką cerą. Nie zależało mi na dodatkowym upiększaniu się, bo zawsze podziwiałam naturalność u ludzi. Spojrzałam na stojącą obok i myjącą ręce Liz. Długie blond włosy i przejrzyście błękitne oczy w połączeniu z pociągłą twarzą. Oh, kto jako dziecko nie marzył o takim wyglądzie? Jednak zdawałam sobie sprawę, że zarówno ona, jak i Kate, ze swoją niewinną twarzą i gęstymi włosami, nie zdają sobie sprawy ze swojej urody. Jeśli zaś chodzi o Elodie – ta była bardzo pewna siebie i wydawało się, że doskonale wiedziała, że dzięki jednemu swojemu olśniewającemu uśmiechowi, może mieć cały świat u swych stóp.

Liz zauważyła, że się jej przyglądam i zmarszczyła brwi. Tak mnie to rozbawiło, że głośno się zaśmiałam.

-No co? - spytała. To rozśmieszyło mnie jeszcze bardziej i chwilę później obie pokładałyśmy się ze śmiechu bez bliżej znanego nam powodu.

-Przestań, bo nigdy się nie wytoczymy z tej łazienki! - zwróciłam jej uwagę z łzami w oczach i zgięta w pół od śmiechu, pchnęłam drzwi. Liz cała czerwona próbowała przywrócić się do stanu używalności poprzez wachlowanie ręką twarzy, choć na niewiele się to zdało.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now