Rozdział 3

105 6 12
                                    

Wrzasnęłam przeraźliwie i schowałam się szybko za drzwi. Psy czy też pies nie miał czasu na reakcję, jednak teraz zaczął warczeć i drapać framugę. Zaparłam się o dywan, aby utrzymać wejście zamknięte. Co to było?! Normalne psy nie są tej wielkości!

Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi. Dyszałam jakbym przebiegła maraton. Od małego miałam fobię przed tymi zwierzętami, a teraz, gdy już myślałam że ją pokonałam, stanęłam twarzą w twarz z tym monstrum. No pięknie!

Gdy po chwili już ochłonęłam, a pies przestał ujadać, przemyślałam na chłodno swoje opcje. Skoro to coś siedziało przed drzwiami, wyjaśnienie było tylko jedno – ktoś mnie tu więzi. A moim naturalnym odruchem na słowo ,,więzienie", było ,,uciekać". Pozostawało tylko pytanie jak tego dokonać. Nie byłam dość szybka, aby od niego odbiec, ani dość silna, aby zaatakować go gołymi rękami. Poza tym nie mogłam zapomnieć, że są tam przecież trzy łby, nie jeden.

Gdy panika znowu zaczęła rosnąć w moim gardle, a chęć rwania włosów z głowy zaczynała być coraz bardziej nagląca, w drzwi ktoś zapukał. Tak mnie to zdziwiło, że strach przeszedł momentalnie. Przecież pies nie mógł po prostu zapukać.

-Rito, otwórz drzwi – usłyszałam poirytowany męski głos. Coś w środku kazało mi posłuchać.

Przede mną stał... Hitler. Przeżyłam szok, jednak za chwilę się opanowałam. Twarz była bardziej trójkątna, oczy inne, a włosy dłuższe i brakowało wąsa, co dawało pewność iż nie jest to znana z podręczników postać. Dodatkowo tajemniczy mężczyzna roztaczał wokół siebie specyficzną aurę. Coś, co wywoływało w człowieku respekt przed jego potęgą. W jego oczach, które teraz świdrowały mnie na wylot, widziałam jakąś straszliwą, magnetyczną charyzmę.

-Dobrze – rzucił, rezygnując z powitania. – Chodź ze mną.

Przemknęłam na palcach obok wielkiego psa, który teraz wpatrywał się we mnie spokojnymi oczami. Zrównałam się z mężczyzną, idąc przez pałacowy korytarz. Na ścianach dookoła, widniały malowidła przedstawiające ludzkie męki i tortury. Pochodnie podwieszone pod sufitem rzucały zielone światło na łukowate sklepienie. Cały wystrój był w kolorze smoły. Popatrzyłam na odbicie w wielkim lustrze, które właśnie mijaliśmy i przełknęłam ślinę. Mężczyzna poruszał się z gibkością i gracją. Jedwabna szata powiewała za nim i mogłabym przysiąc, że widzę wyrywające się z niej twarze wykrzywione w wyrazie cierpienia. Głowę zwieńczała mu czarna filigranowa korona, co przypomniało mi o pięknym diademie, który miałam oddać gospodarzowi. Musiałam upuścić go, gdy w przestachu uciekałam od bestii.

-Mam kilka pytań – zaczęłam. W głowie kotłowało mi się od myśli.

-Cóż, podobno pytać to rzecz ludzka – odpowiedział enigmatycznie. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć, więc po prostu kontynuowałam.

-Kim jesteś? Co to było za zwierzę? Jak się tu dostałam? Jak długo spałam? I gdzie ja tak właściwie jestem? – wyrzuciłam prawie na jednym tylko oddechu. Popatrzył na mnie z lekką kpiną, jednak twarz dalej pozostawała niewzruszona.

-Może po kolei – rzucił. Zatrzymał się przed masywnymi drzwiami i otworzył je, jakby nic nie ważyły. Przepuścił mnie przodem. Weszłam do jeszcze większej sali niż wszystko, co dotychczas widziałam. Miała wyższe sklepienia, choć wystrój pozostawał ten sam. Po środku stał stół z ciemnego drewna, nakryty do posiłku.

Odwróciłam się z powrotem do mojego przewodnika, jednak nie było go tam. Jakimś cudem znalazł się tak szybko przy krzesłach. Podeszłam tam i zajęłam jedno z nich w oczekiwaniu na wyjaśnienia.

-No dobrze, wiem że oczekujesz pewnych informacji – zaczął, a ja pokiwałam niecierpliwie głową. Dałam mu znak oczami żeby kontynuował. O dziwo, czułam się swobodnie przy tym mrocznym mężczyźnie. - Znalazłaś się w Podziemiu – oznajmił bez ceregieli. Gdy jednak po chwili ciszy dalej się nie odzywałam, sprostował swoją myśl. – Podziemie to miejsce, gdzie zmarli trafiają po śmierci.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówOnde histórias criam vida. Descubra agora