Rozdział 9

68 5 7
                                    

Poradnik praktyczny ,,Jak przekonać władcę Podziemia, aby wyszedł do ludzi". Autor: Rita Ozera, jego córka.

Udaj się do niego osobiście. Nie korzystaj ze środków pośrednich, to może przynajmniej cię wysłucha.

Pochwal element jego ubioru, zaznaczając, że na pewno spodobałby się też innym osobom.

Przywołaj miłą anegdotkę z jego rodzinnej historii. Jeśli się zaśmieje, jest dobrze, przejdź do punktu 5; jeśli przywoła inną anegdotkę wspominającą kłótnie i/lub przemoc w rodzinie bądź też sytuację, w której życzył braciom śmierci, przejdź do punktu 4.

Uciekaj!

Wspomnij o swojej przyjaciółce. Wyszczególnij jej najlepsze cechy, zasługi i siłę waszej relacji. Zaznacz, że niedługo ma urodziny. Dopiero na końcu wyznaj czyją jest córką.

Jeśli do tego momentu jesteś jeszcze w jednym kawałku oraz nadal znajdujesz się w podziemnym pałacu, powiedz prosto z mostu z czym przyszedłeś. Wyszczególnij plusy i TYLKO plusy wybrania się na rodzinną imprezę. Nie zapomnij, że najważniejsze jest to, aby twój ojciec miał lepsze kontakty z pozostałymi bogami.

Jeśli powie, że ma z nimi dobre kontakty, nie wierz mu. TYLKO, NA WSZYSTKICH BOGÓW, NIE MÓW TEGO GŁOŚNO.

Jeśli nie widzisz innego wyjścia, poproś o pomoc jego żonę. Tak, ona też dostrzega potrzebę zintegrowania z resztą olimpijskiej rodziny.

Jeśli władca obieca pójść (co mało prawdopodobne), wróć do Obozu z wyimaginowanym wieńcem laurowym na głowie.

Jeśli zacznie ci grozić szlabanem na całe życie (co bardziej prawdopodobne), uciekaj!

***

Kolejny tydzień ubiegł nam na planowaniu ubioru, ćwiczeniu zachowań z savoir vivre'u i domyślaniu się, kto będzie obecny na urodzinach. Chejron zdziwił się, z jaką szybkością zaczęliśmy przerabiać tematy z mitologii. Chcieliśmy wiedzieć wszystko – kto, kiedy, jak i dlaczego. Wiedzieliśmy, że musimy być na bieżąco, szczególnie ze sporami pomiędzy nieśmiertelnymi.

Wieści rozeszły się w Obozie z prędkością zeusowej błyskawicy. Poziom podekscytowania w domku Afrodyty sięgał z każdym dniem coraz wyżej, mimo że jego mieszkańcy nie byli wcale ujęci w zaproszeniu. Elodie razem z jedną z sióstr w wolnych chwilach biegały od jednego do drugiego z naszej piątki, pobierając pomiary, zbierając wymagania i pomysły. Wreszcie jednak zdenerwowały się na nas, gdyż każde z nas miało inny pomysł na siebie niż one uważały za odpowiedni, no i oczywiście nie mieliśmy zielonego pojęcia o modzie i projektowaniu. Powierzyliśmy się więc w ręce profesjonalistek z nadzieją, że ostatecznie nie dostaniemy różowych cekinowych kusych wdzianek.

-Ale wiecie, oprócz tego wszystkiego, martwi mnie jeszcze jedna sprawa – opowiadałam moim przyjaciołom od Hefajstosa. Siedziałam właśnie w najchłodniejszym miejscu Kuźni, jakie udało mi się znaleźć, pogryzałam owocowego batona i próbowałam w trakcie mojego monologu uzupełniać też notatki z podręczników. Moje przesiadywanie tutaj stało się już tak tradycyjne, że nikt nawet nie zwracał na to uwagi. Przychodziłam i po prostu siedziałam tam ukryta pod ziemią. Zauważyłam, że jest jakieś podobieństwo między mną a nimi. Też woleli być skryci w swoim własnym miejscu, no i pod powierzchnią, co jest zaskakująco przyjemne dla dziecka Hadesa. Czasem, tak jak teraz, opowiadałam im co słychać u reszty ludzi, jeśli sama wiedziałam coś nowego, a oni wtedy rzucali pojedyncze komentarze lub przydatne porady. – Od kiedy Chejron dowiedział się o przyjęciu, na które sam został zaproszony, strasznie naciska na nas dwie. Znaczy, jeszcze bardziej niż zwykle. Opowiadałam wam wcześniej, o moim wrażeniu, że nas faworyzuje?

-No, żeby tylko raz - odpowiedziała mi Lou Carter. Właśnie przecinała bliżej nieokreślone tworzywo wielkimi obcęgami. Codziennie przychodząc tu, prosiłam bogów, aby wbrew pozorom, to co te nastolatki tu tworzą, nie było bombą atomową. – Ty i Liz, cała uwaga skupiona na was, Chejron podejrzany, herosi pomijani.

-Dokładnie – skwitowałam, przypatrując się jej silnym ramionom, napinającym się przy podnoszeniu ciężkich części. O, bogowie. Zaraz się jednak opanowałam i ciągnęłam dalej. – Tylko, że teraz mogę już bezsprzecznie stwierdzić, że mam rację! Nie daje nam chwili wytchnienia. Ale o dziwo odpuścił nam zwykłe lekcje i teraz posyła nas ciągle na treningi walk. Nie chce nawet słuchać o przerwach innych niż posiłki. Czasem nawet pojawia się na ćwiczeniach i przypatruje się uważnie naszym wynikom. No, brakuje tylko żeby robił notatki. A nawet nakrzyczał na Liz, kiedy dwa razy nie trafiła strzałą w tarczę. Oj no wiecie, ona jest bardzo dobrym strzelcem. Po prostu ostatnio stała się trochę roztargniona, to chyba normalne. A on przychodzi i na nią krzyczy! – sapnęłam z frustracją. – To przecież nie Obóz Jupiter, nie mamy być idealnymi rzymskimi wojownikami.

-Słuchaj, czy jesteś tego pewna? – spytała Louis. Dosiadła się do mnie z butelką wody, robiąc sobie chwilę przerwy. – Sama poznałam Chejrona trzy lata wcześniej niż ty, poza tym słyszałam też opinie starszych obozowiczów. Ten centaur był zawsze dla wszystkich jak drugi ojciec. Lub trzeci w niektórych przypadkach. Chodzi o to, czy masz absolutną pewność.

-Taak, Lou – jęknęłam zrezygnowana.

-Dobra, dobra, wyluzuj. Ja ci wierzę. Pytanie dlaczego tak się dzieje. I co z tym zrobić – niezwykle podniosła mnie na duchu. Pociągnęła łyk wody z butelki i wpatrzyła się w dal. Zrobiłam to samo. Bezsilność można było pewnie wyczuć na kilometr. Zabrałam jej butelkę i też się napiłam. Wystarczająco się już nagadałam.

-Znowu jakieś problemy? – dosiadł się do nas Tom, najstarszy z całego towarzystwa. Zdjął właśnie maskę ochronną do spawania i przeczesał brązowe loki. Żeby na niego spojrzeć, musiałam wysoko zadzierać głowę. Klapnął obok Lou i rozciągnął nogi. Pięknie, niedługo powstanie tu kółeczko wsparcia. – Akurat moja siostra ci nie pomoże – zapewnił mnie i poczochrał jej krótkie włosy, za co otrzymał nienawistne spojrzenie. – Jak zauważyłaś, nie mamy zbytniego doświadczenia w sprawach form organicznych.

-Jasne – odpowiedziałam. – Nie oczekuję od was niczego. Dzięki, że mogę sobie tu siedzieć.

-Ta, nie ma sprawy – odpowiedział mi grupowy domku Hefajstosa. Przez chwilę siedział z miną wskazującą na to, że coś knuje, po czym znów potargał krótkie włosy Lou i uciekł ze śmiechem.

-No jak ja cię dorwę... – krzyknęła i się poderwała, jednak nie zdążyła dokończyć swojej groźby.

-Ej, wy! – przyleciał do nas mały Peter, jedenastoletni syn Hefajstosa, robiący zwykle więcej szkody niż pożytku. – Chodźcie na zewnątrz! To jakiś potwór!

Popatrzyłyśmy po sobie z Lou i natychmiast pobiegłyśmy do wyjścia.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now