Rozdział 31

41 2 3
                                    

Obudziła się do wtóru delikatnych melodii i słonecznych promieni. Był to wręcz znak rozpoznawczy Domku Apolla. Widocznie znajdowała się w Infirmerii. Chciała się podnieść, jednak momentalnie zakręciło jej się w głowie.

-Hej, spokojnie – ktoś położył jej dłoń na ramieniu. Podniosła głowę, by zobaczyć uśmiechniętą twarz przyjaciela. Podał jej szklankę nektaru ze słomką, a ona łapczywie ją wypiła. Jak zwykle miał dla niej smak granatu i mango, zadziwiające, lecz niebiańskie połączenie.

-Mam déjà vu, wiesz? – zaśmiała się i podniosła się, jednak wolniej. Wtedy, na łóżku obok, dostrzegła swoją przyjaciółkę. Poczuła nieodpartą pokusę podejścia do niej, jednak wiedziała, że w niczym by to nie pomogło. Po policzku popłynęła jej łza. – Co z nią?

-Nic jej nie będzie – Jojo uśmiechnął się do niej uspokajająco. – Naprawdę dobrze się spisałaś.

-Gdyby nie ja i Liz, nie byłoby wcale tego zamieszania – odparła.

-Ej, nie obwiniaj się. To zalecenie lekarza, jasne? – pogroził jej palcem.

-Proszę cię, oboje dobrze wiemy, że żaden z ciebie lekarz – powtórzyła kwestię, którą wypowiedziała do niego ostatnim razem w szpitalu i oboje się zaśmiali.

Kilka godzin później, gdy poczuła się już wystarczająco silna, zdecydowała się wyjść na zewnątrz. Przywitał ją piękny blask lutowego słońca. Już z oddali wypatrzyli ją jej przyjaciele, siedzący razem na trawie i grający w karty. Podbiegli do niej i rzucili się sobie na szyję. Gdy zakończyli to ckliwe powitanie, Kate się odezwała.

- Chodź, musisz kogoś poznać.

***

Wielki Dom emanował teraz zupełnie inną energią, tak jakby zmieniał się wraz z gospodarzem. Herosi zdążyli wejść ledwie na ganek, kiedy ze środka wychynął wielki centaur. Minę miał taką, jakby przez przypadek zabił szczeniaczka.

-Rito... – zaczął, po czym przez chwilę nic nie mówił. – Posłuchaj... ja cię bardzo przepraszam za to wszystko... ja...

-Nie, Chejronie – przerwała mu w pół zdania. – Tak samo ty, jak i ja byliśmy zaczarowani przez tego potwora. Gdybyśmy zaczęli obrzucać się winą, nigdy byśmy sobie tego nie wybaczyli. Chyba trzeba o tym wszystkim po prostu zapomnieć.

-Tak, to... Bardzo dobry plan – uśmiechnął się smutno. – Chciałbym cię poznać od nowa, bo nie wszystko w mojej głowie jest klarowne. Nie wiem, co myślałem sam, a co jest jego wytworem.

-Jasne – uśmiechnęła się przyjaźnie. Gdy zerknęła na przyjaciół dostrzegła, że są z niej bardzo dumni.

Cały wieczór i początek następnego dnia upłynął im na wracaniu do normalności. Lekcje chwilowo zostały odwołane, żeby można było się nacieszyć swoim rodzeństwem i przyjaciółmi. Czwórka wygranych herosów, spędziła większość czasu na ganku domu dyrektora, jedząc własnoręcznie pieczone ciasteczka i szukając odpowiedzi na pytania w wielkich księgach. Okazało się, że Korneliusz zamienił się w potworniaka. Oznaczało to, że zbyt wiele mrocznej, czarnej magii i złych intencji oraz obsesja na jakimś punkcie spowodowały, że zamienił się w esencję potwora, nie do końca nim będąc. Teraz będzie latał po świecie, nie powodując większych szkód.

Po południu przyciągnęło ich uwagę czyjeś wołanie.

-Ej, wy tam! – zawołał jeden z braci Joachima, chwilowo główny lekarz w Obozie. – Patrzcie kogo my tu mamy!

Przez próg wyszła Elodie lekko się chwiejąc. Lekarz podtrzymał ją za ramię. Chyba jeszcze nigdy Kate, Liz, Rita i Joachim tak szybko nie biegli. Rzucili się Elodie na szyję, mało jej nie przygniatając. Ta tylko się śmiała.

-Oh, Elodie, tak mi przykro... – zaczęła Liz.

-Przynajmniej teraz wiem czym się kończy zachodzenie ci za skórę – zaśmiała się. – Jedyne, czym to się skończyło, to wada wzroku – wskazała na swoje oczy. – Ale znajdę sobie jakieś modne oprawki.

-Oczywiście, jak zawsze – zaśmiała się Liz, jednak zaraz spoważniała. – Najgorsze jest to, że Korneliusz nas tak kompletnie wynaturzył... Przecież ja bym nigdy nikogo tak nie zaatakowała, znacie mnie.

-Ja myślę, że w obliczu zagrożenia, każdy odnajduje w sobie nowe cechy. Przecież nikt z nas nie miał wcześniej tyle odwagi i pewności siebie. Korneliusz to po prostu wykorzystał i obrócił przeciwko tobie – skomentowała córka Afrodyty. – W każdym razie, chyba pora, aby już o tym zapomnieć, nie sądzicie? Ja chcę uwolnić się od tych wszystkich mrocznych myśli.

-Skoro o tym mowa – zaczęła Kate – czy myśleliście już, co teraz ze sobą zrobicie?

-Ja tak – odezwała się Rita. Podsunęła rękaw i przycisnęła czerwony guzik na bransoletce. – Już pora wreszcie zamieszkać w domu.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now