Rozdział 14

56 3 3
                                    

Dojechaliśmy do Empire State Building i niepewnie weszliśmy do środka. Recepcjonista o nic nie pytał, tylko ruszył przodem i nacisnął odpowiedni przycisk przy wejściu do windy. Jednak zanim zdążyliśmy wsiąść, zatrzymał nas.

-Och, byłbym zapomniał! – pobiegł z powrotem za ladę i coś wyciągnął. W jego rękach ukazała się atłasowa poduszeczka, na której spoczywał szczerozłoty diadem. Zatrzymał się przed Liz i zachęcił ją wzrokiem do przejęcia niezwykłej ozdoby. Dziewczyna długo wahała się czy to zrobić, sprawiała wrażenie jakby to wszystko powoli zaczynało ją przerastać. Elodie postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.

-Posłuchaj – zaczęła, stając naprzeciwko Liz i przejmując diadem. – Nieważne, co nas spotka tam na górze, jasne? Wszystko i tak będzie idealne bo wyglądasz wspaniale, chcesz się dobrze bawić i masz świadomość, że poradzisz sobie nawet bez idealnego ojca. No i masz nas, a my zawsze będziemy cię kochać – pokiwaliśmy zgodnie głowami. Liz odetchnęła i spojrzała na nas ufnymi błękitnymi oczami. – A teraz – kontynuowała córka Afrodyty, zakładając diadem na perfekcyjną fryzurę blondynki – idź im dokopać, dziewczyno!

-Jest za dwie osiemnasta, więc sugeruję, żeby państwo już ruszali – orzekł niespokojnie recepcjonista. Może nie spodobała mu się uwaga o uszkodzeniu tyłków jego pracodawców. W każdym razie, wsiedliśmy do windy i wcisnęliśmy piętro sześćsetne. Chyba każdy się zgodzi, że to był nasz pierwszy błąd, od którego zresztą wszystko się zaczęło.

Uciekając przed zorzą //świat Obozu HerosówWhere stories live. Discover now