#2 Dzień

1.8K 136 91
                                    

~Magnus~

- Maaaagnus... - jeknął mi do ucha Alec. - Gorąco...

- Mówiłem, żeby zostać u ciebie - westchnąłem, patrząc na niego. Leżał rozwalony na dywanie. Ja siedziałem obok niego, opierając się plecami o łóżko. - Moja klima jest zepsuta.

- Ale masz fajnego kota... - wydął dolną wargę i powoli uniósł ręce w górę. - Gdzie on jest...?

Wzruszyłem ramionami, nie siląc się na to, by nad tym myśleć.

- Pewnie siedzi przy wannie czy w jakiejś szafce. Może pod zlewem. Albo w kącie. Zależy, gdzie ciągnie zimno.

- Idziemy go poszukać...? - spojrzał na mnie, robiąc wielkie, proszące oczy. Ten błękit kojarzył mi się z najcenniejszymi diamentami.

- Nie chce mi się chodzić. Gorąco.

- Mam na to sposób - uśmiechnął się tak, że zgodziłem się od razu, kompletnie nie wiedząc, o co mu chodzi. Trudno, i tak będzie zajebiście. Pomijając wysoką temperaturę i duchotę.

***

- Dalej myślę nad tym, czy twój pomysł jest dobry czy zły - myślałem na głos, patrząc na bokserki Aleca. - Tak przy okazji, fajne gacie.

- Isabelle je zobaczyła i kazała mi kupić - naciągnął gumkę od bokserek i puścił, strzelając sobie w biodro.

- Dlaczego? Bo kolorowe?

- Bo tęcza - zaśmiał się. - A to czyjaś tam flaga czy jakiś symbol. Nie pamiętam.

- Gejów.

- Co? - obrócił się, idąc teraz tyłem. Poprawił swoją czarną grzywkę, patrząc na mnie.

- Flaga. Tęcza. Tęczowa flaga jest od gejów, geju.

- Okey - zaśmiał się, z powrotem się odwracając i rozglądając w poszukiwaniu mojego Prezesa. - Czyli ona sugeruje, że jestem gejem?

- Tak. Ja też to sugeruję - oznajmiłem z głupkowatym uśmiechem, na który Alec się załapał, bo zatrzymał się i obkręcił do mnie. Pokręcił tylko głową, uśmiechnął się i powędrował wzrokiem w bok. I wyszczerzył się bardziej.

- Widzę jego ogon!

***

- Magnusie! - usłyszałem krzyk mojego taty, który już wrócił z pracy. - Kupiłem pizzę!

- Daj! - odkrzyknąłem z entuzjazmem. Oczy Aleca błysły na wspomnienie o pizzy. - Jestem w swoim pokoju!

- Ty mi zazdrościsz pracowników domowych... - zaczął Alec i oczywiście jego dobroć nie pozwoliła na wypowiedzenie określenia "służących." - A ja ci zazdroszczę, że możesz jeść pizzę, kebaby i inne takie.

- I tak nie zawsze korzystam - wskazałem na siebie, mając na myśli swoją marną masę ciała. - Tak samo, jak ty nie chcesz korzystać ze służących.

- Pracowników.

- Służących.

- Pracowników! - burknął. - Ludzi trzeba szanować.

- Okey, ale co ci ludzie robią? Usługują!

- No ale...

Lightwood nie dokończył, bo drzwi od mojego pokoju otworzyły się. Od razu poczułem zapach ciasta z serem. Prezes też, bo podskoczył na kolanach Aleca.

- O, Alekey - uśmiechnął się mój ojciec, ale zmarszczył brwi, nim Alec zdążył powiedzieć "dzieńdobry." Zaśmiałem się, bo wiedziałem, o co chodzi. - Dlaczego siedzicie w samych gaciach? Co wy robiliście?

- To jest pomysł Aleca na ochłodę - powiedziałem, wyciągając do ojca ręce. Chciałem już chwycić to kwadratowe pudełko, a nie chciało mi się wstawać z podłogi. - I powiem ci, że działa.

- W każdym razie, chodźcie do salonu - ojciec uniósł pudełko pizzy nad głowę. Na pewno specjalnie, żeby mnie drażnić! - Zjemy przed jakimś show w telewizji.

- The Voice! - pisnął z nadzieją Alec i uniósł się na nogi w dwie sekundy, podskakując do mojego taty. Prezes już wspinał się po spodniach mężczyzny w górę. - Możemy obejrzeć The Voice?

- Jeśli złapiesz pilota przed Magnusem - tata puścił do mnie oczko. - Bo on i te jego seriale czy programy o babach, co biegają po galeriach...

- Lepsze to niż jakieś polityczne bzdury, które ty oglądasz - żachnąłem się oburzony i próbowałem wstać z gracją. Oczywiście udało mi się to.

- Wolę to albo tych śpiewaków Alekey'a, niżeli baby kłócące się o to, czy bransoletka do czerwonych szpilek ma być srebrna czy złota.

- Ale detale są najważniejsze!

Dobra, nieważne. Nie ma co sobie głowy zawracać. Ruszyłem w stronę ojca, dopiero teraz zauważając, że pudełko pizzy, Alec i Prezez zniknęli.

***

Ziewnąłem, czując, że moje ciało zaczyna tęsknić za łóżkiem. Kanapa jest trochę twarda. I śpi już na niej tata. W kącie, chrapiąc. Ja z Alekiem leżymy wciśnięci w drugi kąt, a Prezes do góry łapami w pustym pudełku po pizzy.

- Włącz jakiś serial... Albo film... - mruknąłem, ściskając rękę Aleca, a głowę opierając na jego ramieniu. Od opierał swoją o moją, a swoje nogi położył na moich.

- Chyba nie ma nic ciekawego - powiedział, zapatrzony w ekran telewizora. Ziewnąłem głośniej, a wtedy poczułem i usłyszałem jego śmiech.

- Co cię tak bawi...

- Że tak szybko zrobiłeś się śpiący.

- Lubię spać...

- Wiem - odparł i kliknął przycisk na pilocie, wyłączając TV. Przymknąłem oczy, starając się nie zasnąć.

Alec zsunął się trochę, tak że nasze głowy były na równi. Nasze czoła spotkały się ze sobą i w takiej pozycji zostaliśmy. Czułem jego oddech na swoich ustach i swoim nosem czułem jego nos. Nie mogłem przy takimś czymś nie zasnąć.

I nie wiem, czy zasnąłem, ale na pewno nie byłem w pełni świadomy, kiedy poczułem, że zostaję sam pod kocem, pod którym siedziałem z Alekiem. Słyszałem dźwięk dzwoniącego telefonu i głos. Oczywiście Aleca. Potem kroki. Drzwi...

Otworzyłem oczy, podskakując na kanapie. Jakbym został obudzony z jakiegoś transu. Dziwne. Potrząsnąłem głową, rozbudzając się bardziej. Popatrzyłem w bok, w miejsce, gdzie jeszcze niedawno siedział Alec. Szybko wstałem z kanapy.

Opatulony kocem podszedłem do okna i przyłożyłem do niego czoło. Pod moim blokiem stała czarna limuzyna, której drzwi zamknęły się. Po chwili odjechała. Zdołałem jeszcze zobaczyć, albo sobie wyobrazić, jak w szybie auta macha do mnie Alexander. Odmachałem.

𝕊𝕫𝕖𝕤𝕔𝕕𝕫𝕚𝕖𝕤𝕚𝕒𝕥 𝔻𝕫𝕚𝕖𝕨𝕚𝕖𝕔 𝔻𝕟𝕚 𝕎𝕒𝕜𝕒𝕔𝕛𝕚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz