#10 Dzień

966 102 46
                                    

~Magnus~
Obudziłem się, czując, że tej nocy dobrze i wygodnie mi się spało. W końcu kupiliśmy z Alekiem grubszy, bardziej miękki i małżeński materac. Nie będziemy się cisnąć na jednoosobowym.

Kiedy uniosłem głowę, zauważyłem, że jestem do kogoś mocno przytulony. Znaczy, nie "kogoś" a Aleca. Obejmowałem go od tyłu. Nie wiem, w której części nocy znalazłem się w tej pozycji.

Uniosłem rękę, która była zapleciona wokół talii Lightwood'a i odsunąłem się do tyłu, ziewając. Po chwili, zdezorientowany, dostrzegłem też drugiego Lightwood'a, ale stojącego nad nami z sugestywnym wyrazem twarzy i rękoma zaplecionymi na piersi. Uniosłem brwi, nie wiedząc, o co jej chodzi.

- W pozycji na łyżeczkę na pewno śpią sobie przyjaciele - powiedziała Isabelle. - Żadne pary czy zakochani ludzie, w ogóle.

- Zamknij się - mruknąłem i wskazałem na śpiącego Aleca, samemu powoli wstając na nogi. Zszedłem z materaca i naciągnąłem na siebie spodenki, bo spałem w bokserkach i koszulce.

- Chodź, muszę z tobą poważnie porozmawiać - oświadczyła dziewczyna i ruszyła w stronę podłogowych drzwi. Westchnąłem, ziewnąłem, przejechałem ręką po włosach i poszedłem za nią. Zeszliśmy drabinką na korytarz.

- Co? - mruknąłem i oparłem się o ścianę. Isabelle ustała przede mną.

- Wiem, że miałam się w was nie wtrącać i nie shipować... - westchnęła i wywróciła oczami, po czym spojrzała na mnie. - Ale znam mojego brata. I jego uczucia.

- W sensie z czym?

- W sensie z tym, że na biwaku coś zaobserwowałam, wczoraj się upewniłam, i dziś jestem pewna.

- No, ale czego? - spytałem, marszcząc brwi. A po chwili sobie coś przypomniałem i mówiłem dalej, mimo, że Isabelle już otwierała usta. - Jeśli zaczniesz gadać głupoty o tym, że Alec się we mnie buja, walnę cię. Wiedząc o tym, że jesteś dziewczyną i siostrą mojego najlepszego przyjaciela, walnę cię, Isabelle Lightwood.

- Alec się w tobie nie buja, tylko jest w tobie zakochany - uniosła brwi. - I jeszcze jest we friendzone, choć mam nadzieję, że nie - popatrzyła na mnie uważnie. - Teraz już możesz mnie walnąć.

Wystawiłem rękę i pstryknąłem ją w nos. Kiedy niezbyt na to zareagowała, pacnąłem ją w głowę.

- Zostaw moje włosy! - burknęła i odsunęła się ode mnie, głaszcząc swoje ciemne, długie włosy. - I nie powiesz, że nie mam racji.

- Powiem to. Nie masz racji.

- Na biwaku coś w nim pękło. Sam musiałeś to zauważyć, Bane.

- Jedyne, co zauważyłem, to to, że absolutnie nie jest we mnie zakochany - wymamrotałem, nie wiedząc samemu, czy jestem z tego powodu zadowolony czy wręcz odwrotnie. - Był zły na mnie za każdym razem, kiedy robiłem jakiś gest w jego stronę, i nie życzył sobie, żebym zachowywał się tak dalej.

- Bo się bał tego, co zaczyna czuć - zniecierpliwiona wywróciła oczami. - Ja lepiej wiem.

- Ale...

- Ja. Wiem. Lepiej - przerwała mi z powagą. - Jestem jego siostrą.

Zaczynała już mnie drażnić.

𝕊𝕫𝕖𝕤𝕔𝕕𝕫𝕚𝕖𝕤𝕚𝕒𝕥 𝔻𝕫𝕚𝕖𝕨𝕚𝕖𝕔 𝔻𝕟𝕚 𝕎𝕒𝕜𝕒𝕔𝕛𝕚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz