#54 Dzień

590 56 5
                                    

~Alec~
Zastanawiałem się, czy dobrze robię, stojąc pod drzwiami mieszkania Magnusa o trzeciej nad ranem.

Coraz głośniej w nie pukałem, żeby w końcu zbudzić gospodarza. Asmodeusza na szczęście nie było, bo Magnus wczoraj mi pisał, że pojechał do Belcourt i wróci najpewniej w południe nazajutrz.

Obecna noc nie była jakoś specjalnie do mnie przekonana. Tak samo jak mój mózg, który wciąż i wciąż myślał o niewiadomo czym, nie wyłączając się. Przez to nie mogłem spać.

I kiedy w końcu nadeszła godzina druga, moje ciało samo zwlekło się z łóżka, względnie ogarnęło, przeszło przez dom i po cichaczu z niego wyszło. Z zamawiania i jechania taksówką pamiętałem tylko urywki.

Lecz teraz, czując lekki chłód i czasami rozglądając się po ciemnej klatce schodowej, mój mózg był już jak najbardziej trzeźwy i czujny. Chciałem tylko, by Magnus jak najszybciej wpuścił mnie do środka.

Uniosłem rękę i znowu zacząłem pukać w drewno. Roznosiło się od tego takie echo, iż miałem przeczucie, że zdołałem obudzić już znaczną część bloku. A miałem zamiar zrobić to z tylko jednym człowiekiem... No, trudno.

Kiedy już zacząłem lekko drżeć, schowałem ręce do kieszeni bluzy i czekałem, aż moje trudy zostaną nagrodzone. Westchnąłem jednak, gdy czekać musiałem nadal.

Zbliżyłem się do drzwi i zapukałem w nie, ale czołem. I wtedy zamaszyście się otworzyły.

Magnus, który pojawił mi się przed oczami, był w samych bokserkach. Rozkazałem swoim oczom patrzeć przed siebie, a nie ciekawsko zerkać w dół na karmelkowy, gładki tors czy zsuniętą nisko na biodrach bieliznę.

Jego twarz natomiast nie wyglądała na taką, jaką ma dopiero co wybudzony ze snu człowiek. Był w pełni świadomy i patrzył na mnie z dezorientacją, mrugając powiekami. Nieułożone włosy były puszyste i sięgały do uszu.

Kiedy otworzyłem usta, by w końcu się odezwać, a nie tak stać jak kretyn, nie zdążyłem wydusić z siebie nawet słowa, gdy pięść Magnusa raptownie zacisnęła się na przodzie mojej bluzy i mną szarpnęła.

Azjata zaciągnął mnie do ciepłego przedpokoju, zamykając za nami drzwi. Moje ciało zadrżało i instynktownie zbliżyło się do tego Magnusa, szukając ciepła.

Znowu zachciało mi się spać, gdy uświadomiłem sobie, że już jestem bezpieczny.

- Długo stałeś pod drzwiami? - spytał z głęboką troską Magnus, wprowadzając moje serce w wyższą temperaturę. Zaraz po tym objął mnie ramionami, dając mi kolejne pokłady ciepełka. - Przepraszam, że nie słyszałem. Oglądałem serial na słuchawkach i dopiero przed chwilą usłyszałem, że ktoś próbuje mi się włamać do domu.

- Oglądałeś serial o trzeciej nad ranem? - uniosłem brwi, w amoku swojej senności dając się prowadzić Magnusowi przez mieszkanie.

- Przylazłeś na Brooklyn o trzeciej nad ranem?

- Nie umiałem zasnąć.

Magnus przytrzymał dłużej moje ramiona, bym się zatrzymał. Kiedy mnie puścił, usłyszałem, że zamyka jakieś drzwi. Zmrużyłem oczy, patrząc przed siebie, gdzie zobaczyłem krąg jasności na łóżku. Na kołdrze leżał laptop, który rzucał sztuczne światło na poduszki. Byliśmy w pokoju Magnusa.

- Mogłeś pójść do Jace'a, Isabelle, Maxa... - zaczął azjata, stając przede mną. Chwycił zamek mojej bluzy i zaczął ją rozpinać. Z tego powodu, nawet jeśli nie chciałem, poczułem nagły gorąc biegnący wzdłuż mojego ciała. - Nawet do rodziców, Alexander... A ty uciekłeś z domu - westchnął chłopak, ale nie potrafiłem zgadnąć, w jakim jest nastroju. - Jak się tu dostałeś? Szofer by cię tu nie zawiózł bez poinformowania o tym Maryse i Roberta...

𝕊𝕫𝕖𝕤𝕔𝕕𝕫𝕚𝕖𝕤𝕚𝕒𝕥 𝔻𝕫𝕚𝕖𝕨𝕚𝕖𝕔 𝔻𝕟𝕚 𝕎𝕒𝕜𝕒𝕔𝕛𝕚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz