#51 Dzień

603 64 0
                                    

~Magnus~
Siedziałem z Isabelle na jednym kocu rozłożonym na trawie. Za nami w ziemię wbity był parasol, który rozciągał się nad nami, kładąc na nas cień. Na słońce wysunęliśmy jedynie nasze nogi w krótkich spodenkach i sandałach na stopach. Max siedział w altance za nami, czytając kolejny swój komiks.

Izzy patrzyła w swój telefon, natomiast ja przed siebie, na ćwiczącego Alexandra. On wraz z Jacem leżeli obok siebie na trawie, robiąc brzuszki. Między ich głowami służba wbiła jeszcze jeden parasol, by dzieci ludzi, którzy im płacą, nie dostali udaru.

Nie rozumiałem, co naszło Alexandra na ćwiczenia, ale nie narzekałem, bo wyglądał podniecająco. Gdy się unosił, sapnął, czasami odgarnął grzywkę z czoła i potem z powrotem padał w dół. I tak w kółko, odkąd niedawno zostaliśmy wygnani z domu na podwórko.

Maryse i Robert, przed wyjazdem do pracy, powiedzieli, że ciągle siedzimy w domu, jeśli nie mamy przymusu do wyjścia, więc z powodu ładnej pogody mamy choć trzy godziny przesiedzieć na dworze. Gorzej, że służba nas pilnowała i nie mogliśmy czmychnąć.

Westchnąłem, ciesząc się widokiem swojego ćwiczącego męża i tym, że przynajmniej nie jest duszno i było czym oddychać ze względu na chłodny wiatr.

Cieszyło mnie też oczywiście to, że moje emocje wzięły się w garść i nie wbijały mi do głowy jakichś nudnych, smętnych myśli. Zaczynały mnie tym przerażać. Na szczęście mam swojego Alexandra, który poprawił mi samopoczucie po pocałunkach, a konkretniej po tych wczorajszych, przed którymi prawie się popłakałem... Ciota ze mnie.

Spojrzałem na Aleca, który ze zmęczonym sapnięciem padł na plecy. Jace wykonywał dalej brzuszki, szczerząc się pod nosem, gdy zobaczył, że jego brat już nie może.

- Magnus, mam nadzieję, że widzisz, jakiego masz słabego męża - odezwał się Jace, na co aż Isabelle uniosła podirytowany wzrok znad telefonu.

- Jonathan, w każdej chwili mogę zadzwonić do Clary i spytać się, jak tam twoja kondycja w bardziej wymagających sytuacjach - odpowiedziałem z opanowaniem, zerkając na niebieskie oczy Aleca, który patrzył na mnie między źbłami zielonej trawy. Zupełnie, jakby coś we mnie sprawdzał.

- Na pewno nie będą to złe słowa! - krzyknął, pewny siebie.

- Ale mogą być szczere.

Jace z niedowierzającym prychnięciem opadł na plecy, z czego zachichotała zadowolona Isabelle. Alec po prostu uśmiechnął się beztrosko. Wyprostował nogi i założył ręce pod głową, patrząc w górę, na szlaczki na parasolu.

- Alexandrze - odezwałem się, unosząc brew. Niebieskooki przekręcił głowę i spojrzał na mnie.

- Hm?

- Może byś tak do mnie wrócił? Mam być zazdrosny o tą królową kaczek obok ciebie? - spytałem z rozczarowanym westchnieniem, kręcąc głowa, kiedy Jace gwałtownie się podniósł i spojrzał na mnie z piorunami w oczach.

- Jak ty żeś mnie nazwał, Bane?

- Królowa kaczek... - wyszeptała głośno Isabelle, drocząc się z Jace'm. Ja z Alexandrem zaczęliśmy ich zignorować.

- Myślałem, że wiesz, że jestem zmęczony po brzuszkach i sam się do mnie doczołgasz - odpowiedział mój mąż, śmiejąc się lekko.

- To jedynie twoja wina, że jesteś zmęczony. Ja nie powinienem ponosić tego konsekwencji - oznajmiłem, unosząc rękę i przywołując Aleca zgięciem palca.

- Dobra, daj mi pół minuty... - parsknął śmiechem Lightwood i obrócił się na brzuch, przekręcając się ciałem w moją stronę.

Tymczasem Jace i Isabelle gdzieś zniknęli. Chociaż słyszałem ich ożywione, chętne wygranej okrzyki gdzieś za sobą. Pewnie bawili się w berka.

Kiedy Alexander w końcu leżał obok mnie, na wcześniejszym miejscu swojej siostry, również się położyłem. Przekręciłem się na bok, twarzą w twarz z Alekiem i spojrzałem w te błękitne tęczówki, z chęcią się w nich gubiąc.

Alec położył między nami dłoń, którą przykryłem swoją.

***
- Magnus, nie - powiedziała donośnie Isabelle.

Patrzyłem w duże, niebieskie oczy mojego ukochanego stojącego bez ruchu przede mną.

- Magnus, tak! - krzyknął wesoło Jace.

Nieco uniosłem rękę, celując w głowę Alexandra.

- Dawaj, Bane! - dodał blondyn.

Nie słuchałem dwójki nastolatków, wpatrując się w mojego bezbronnego męża, który nawet nie próbował uciekać, tylko stał w miejscu, czekając na to, co go czeka. Sam nie miałem pojęcia, co go za chwilę spotka... Śmierć czy wolność...

- Magnus... - szepnął, patrząc się na mnie tak bardzo intensywnie.

Podjąłem dezycję.

Szybko wycelowałem w Jace'a i przycisnąłem spust. Cieszyłem się widokiem jego oszołomionego wyrazu twarzy, nim zaczął moknąć od strumienia wody lejącego się z mojego pistoletu. Dopiero teraz wyglądał jak królowa kaczek.

- Magnus! - burknęła Izzy, nagle oburzona. Z boku słyszałem śmiech Alexandra. - Jesteś z Jace'm w drużynie!

- W czym? - spytałem doprawdy zdezorientowany, unosząc brew i opuszczając pistolet.

Jace, z którego włosów na twarz ciurkiem leciały strumyczki wody, parsknął i zaczął się otrzepywać. Odwróciłem wzrok na rozdrażnioną moim zachowaniem Izzy.

- No, w drużynie! - krzyknęła, wyrzucając ręce w górę. - W parze, przeciwko mnie i Alecowi!

- To my rywalizujemy? - spytałem, marszcząc brwi.

Naprawdę nie rozumiałem, o co jej chodzi. I Alecowi, który cały czas się śmiał.

- Tak! - burknęła zła. - Podzieliliśmy się!

- Kiedy? - prychnąłem z oburzeniem. - Nie pamiętam tego. I już na pewno nie wybrałbym Jace'a do mojej pary! Byłbym z nim - wskazałem na rozbawionego Aleca.

- Nie słuchałeś wtedy... - zachichotał Alexander, w końcu się odzywając. - Tylko mówiłeś coś o fryzjerze i moich włosach, więc podzieliliśmy się w pary...

- Powiem twoim rodzicom, żeby wzięli cię do fryzjera - oznajmiłem z powagą, po czym spytałem z powątpiewaniem. - I... Naprawdę?

- Tak... - zaśmiał się Alec.

- Tak, kretynie! - odezwał się zirytowany Jace.

Kiedy na niego spojrzałem, strumień zimnej wody chlusnął mnie w twarz. Kaszlnąłem i odwróciłem się.

- Dobra, dobra... - burknąłem, czując mokre zimno między moimi łopatkami. Do czasu, aż Alexander czegoś nie krzyknął. - Chodźmy zabić Maxa.

- On nawet się w to nie bawi - westchnęła zirytowana Isabelle.

Odwróciłem się, widząc, jak Jace ucieka w stronę altanki spod pocisku broni Alexandra, który stał w miejscu i ciągle w niego celował. Znowu wyglądał sexy.

Z lekko rozłożonymi nogami stanowczo przybitymi do ziemi, spokojną, wyprostowaną postawą i mocnym uchwytem na broni. Aż westchnąłem.

- Oh, dlaczego ty jesteś taki sexy... - zamruczałem z żalem, jednocześnie się ciesząc i cierpiąc z danego powodu.

- Co mówiłeś? - spytał ciekawsko, opuszczając broń, kiedy Jace był już daleko poza zasięgiem strumienia wody z jego pistoletu. Spojrzał na swoją siostrę, a potem na mnie.

- Magnus się podnieca - odparła Isabelle z obojętnym machnięciem ręki i odwróciła się, drepcząc za blondynem w stronę Maxa zaszytego w altance.

Alec, jednocześnie zadowolony i skonsternowany, spuścił wzrok i próbował coś powiedzieć, otwierając i zamykając na przemian swoje malinowe usta. Uniosłem brew, z uśmiechem rozkoszując się tym widokiem.

- Chodźmy zabić twojego młodszego brata - odezwałem się, posyłając mu szeroki uśmiech, gdy już na mnie spojrzał. Ruszyłem w stronę altanki, gdzie słyszałem krzyki Maxa i złowieszcze śmiechy Jace'a i Izzy.

Alexander podbiegł do mojego boku, łapiąc mnie za rękę i lojalnie podążając przy mnie na wojnę z pistoletami na wodę.

𝕊𝕫𝕖𝕤𝕔𝕕𝕫𝕚𝕖𝕤𝕚𝕒𝕥 𝔻𝕫𝕚𝕖𝕨𝕚𝕖𝕔 𝔻𝕟𝕚 𝕎𝕒𝕜𝕒𝕔𝕛𝕚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz