#59 Dzień

557 64 6
                                    

~Magnus~
Alec zachichotał w moje ucho, kiedy połaskotałem go po bokach, i przylgnął do mnie bardziej, oplatując rękoma moją szyję. Zmrużyłem oczy, uśmiechając się z zadowoleniem i palcami dłoni jechałem w dół, nieco naciągając gumkę od jego dresów. Rozbawiło to chłopaka jeszcze bardziej, choć słyszałem, że próbował opanować swoją uroczą głupawkę.

Przy tym wszystkim skutecznie ignorowałem mojego tatę, który ciągle coś do nas mówił, stojąc po drugiej stronie stołu. Bo tak, bo taki miałem kaprys, żeby go olewać i zabawiać się w tym czasie z Alesiem.

Pocałowałem Aleca w szczękę, a chłopak zaśmiał się cicho, ochoczo odchylając głowę w bok, jakby poprzez czyny zapraszał mnie do nadania jeszcze ciemniejszego koloru malince na jego szyi. Lub stworzenia nowej. Jedną nogę zgiął w kolanie i otarł ją o moją łydkę.

Powstrzymałem się, żeby nie zassać się wargami na jego szyi. Oczywiście miałem ochotę to zrobić, ale nie chciałem ze względu na tatę stojącego obok i moje wspomnienia jęków Aleca, kiedy robiłem mu malinkę w tamtym malinowym ogrodzie.

Poczekam, aż będziemy sami.

~Alec~
Spojrzałem na Asmodeusza, jednocześnie próbując choć odrobinę zignorować klejącego się do mnie Magnusa. Nie chciałem być niemiły dla mężczyzny tak, jak jego syn.

- To wszystko... - mruknął w namyśle mężczyzna, pisząc długopisem po małej, białej karteczce leżącej na blacie stołu. - Dam wam więcej pieniędzy, bo pewnie Magnus będzie latał i szukał brokatu. I nie wyjdzie ze sklepu, jeśli mu go nie kupisz.

- Wiem, wiem... - zaśmiałem się, czując dłonie azjaty na moim pasie. Ciągnęły się w bok, a potem w górę wzdłuż mego kręgosłupa. Trudno było skupić się przy czymś takim, ale na szczęście mam to wyćwiczone dzięki strzelaniu z łuku, gdzie koncentracja jest najważniejsza.

~Magnus~
Macałem boki, biodra i plecy Aleca, cierpliwie czekając, aż będę miał pewność, że ojciec sobie poszedł. Jednocześnie słyszałem, że dwójka tych ludzi mnie obgaduje, ale nie było to ważniejsze niż szczęka Aleca, po której delikatnie sunąłem ustami. Próbowałem tym rozproszyć nastolatka, który okazał się zbyt twardy i dalej rozmawiał z moim tatą.

W końcu usłyszałem te kilka słów z ust mężczyzny, które mnie ucieszyły:

- W porządku, to ja już idę do pracy...

Odsunąłem głowę od Aleca i odprowadziłem wzrokiem mojego tatę, który wyszedł z kuchni. Poczekałem, aż usłyszę trzask drzwi...

- Chodź na te zakupy - powiedział Alec, cofając się w tył i odpychając od siebie moje ręce. Zabawne.

- Alexander... - mruknąłem seksownie, zaciskając dłonie na jego biodrach, żeby uniemożliwić mu dalszą ucieczkę. - Nie po to tyle czekałem, aż Asmi da nam spokój. Pójdziemy, gdy się wycałujemy.

Zarumieniony Alexander wyglądał tak, jakby nie wiedział, co zrobić. Znałem ten wyraz twarzy. Rozum mówił to, a serce tamto...

Nie dając mu czasu na te niepotrzebne myśli, naparłem na niego ciałem, przyciskając jego tyłek do krawędzi stołu. Dobrze usłyszałem, jak przełyka ślinę, ale jego żywy, kobaltowy wzrok zachęcał mnie do czułości.

Zanim Alec zdążył mnie pocałować, co chciał zrobić, szybko uniosłem go za biodra do góry, by posadzić go na blacie stołu.

- O, Jezu... - sapnął zaskoczony Alexander, mrugając oczami i mocno łapiąc mnie za ramiona.

Ja, drapieżnie uśmiechnięty i zadowolony z rumieńców mego męża, rękoma rozszerzyłem jego nogi, między którymi się ulokowałem.

Niewinny Alec zachowywał się tak, jakby przeżywał to wzystko podwójnie. I pewnie tak było, a mi sprawiało to dodatkową przyjemność.

𝕊𝕫𝕖𝕤𝕔𝕕𝕫𝕚𝕖𝕤𝕚𝕒𝕥 𝔻𝕫𝕚𝕖𝕨𝕚𝕖𝕔 𝔻𝕟𝕚 𝕎𝕒𝕜𝕒𝕔𝕛𝕚Where stories live. Discover now