#63 Dzień

534 60 1
                                    

~Magnus~
Spojrzałem na Ettę rozmawiającą z Isabelle. Obie się uśmiechały, czyli mogłem stwierdzić, że odnalazły wspólny język. Moja eks przy okazji zajmowała się paznokciami mojej szwagierki.

Potem obróciłem głowę, patrząc za siebie na rząd krzeseł stojących przed lustrami. Axel strzygł właśnie jakiegoś klienta, więc miał nas w nosie. Imasu dziś nie było.

Wróciłem wzrokiem na lewo, na Aleca, który przez długą słomkę pił swojego szejka, rozglądając się po lokalu. Na kolanach trzymał swój aparat.

Siedziałem z nim na szerokim parapecie jednego z okien w tym salonie, w którym nie udało się ściąć jego włosów. Opieraliśmy się plecami o szybę, a łokciami o poduszki leżące po naszych bokach. Stykaliśmy się ramionami.

Z racji tego, że dzisiaj wyjątkowo nam się nudziło, przystaliśmy na propozycję Isabelle co do spaceru po mieście. W prawdzie spacer ten trwał krótko, bo gdy przechodziliśmy pod drzwiami danego salonu fryzjersko-kosmetycznego, dziewczyna od razu tam weszła.

Alec, przestając się rozglądać po lokalu, siorbnął ostatni raz końcówkę swojego napoju i spojrzał na mnie. W dłoni sugestywnie miętosił obiektyw, więc szybko mogłem zrozumieć, czego ode mnie chce.

- Izzy? - zacząłem, patrząc na czarnowłosą, która spojrzała na mnie kątem oka. - Zostawiamy cię tu, bo idziemy sobie z Alekiem do parku, żeby się pociumkać.

- Uwaga na nastoletnią ciążę.

Alec prychnął pod nosem, a ja, żeby jeszcze bardziej go zirytować, posłałem mu dwuznaczny uśmiech.

Czerwony Aleś wywrócił oczami i szybko opuścił lokal, wołając mnie po drodze.

***
- Naprawdę jestem takim odlotowym modelem? - spytałem z rozbawieniem, zwyczajnie siedząc sobie na ławce i liżąc różowego lizaka w kształcie serca, którego zakupił mi po drodze Aleś.

Młody fotograf klęczał sobie kilka metrów przede mną, chowając twarz za czarnym aparatem.

- Tak... - odpowiedział z miłą łatwością, palcami regulując obiektyw.

- Z jakiego jeszcze powodu robisz mi zdjęcia? - ciągnąłem dalej, chcąc usłyszeć więcej przyjemnych słów z jego ust, które uśmiechnęły się lekko po moim pytaniu, co mogłem jeszcze zauważyć pod aparatem.

- Gdy już zamieszkamy razem, będę miał co wieszać na ścianach.

- Okey, będzie to przywilej dla obydwu naszych par oczu, jednak... A ja to co? - uniosłem wymownie brew, uśmiechając się do obiektywu. - Będę widział siebie codziennie w lustrze. Nie mam nic przeciwko spoglądaniu na swoje zdjęcia wiszące po ścianach, ale chyba rozumiesz, że chciałbym też popatrzeć na ciebie.

- Nie jestem fotogeniczny - odparł Alec, patrząc na mnie przez chwilę niebieskimi oczami, zanim ponownie zniknęły one za urządzeniem.

- Ale piękny? - prychnąłem z irytacją przez Aleca, który nie potrafił lub nie chciał siebie docenić. - A to wystarczy, słońce.

- Nie lubię, jak mi robią zdjęcia.

- A ludzi, którzy ci je robią, też nie lubisz? - spytałem prowokująco, wkładając lizaka do ust i wstając z ławki.

Niech ja tylko zdobędę ten aparat...

- Mógłbym stracić do nich sympatię... - powiedział trochę zdezorientowany, kiedy ustał na nogi, gdyż ja znalazłem się przed nim.

- Cóż... - uśmiechnąłem się rozbrajająco, sugestywnie zerkając na maszynę w jego dłoniach. - Mnie kochasz, więc jeśli będziesz miał do mnie uraz za to, co zaraz zrobię, nie wywiniesz się z tego uczucia od tak...

Z szybkością mojego kota uciekającego przed prysznicem z wodą, zabrałem Alecowi aparat.

***
Siedząc wieczorem w łóżku Aleca, będąc w jego pokoju, z rozczulonym i jednocześnie zwycięskim uśmiechem pod nosem przeglądałem zdjęcia w aparacie, które udało mi się zrobić. Dzięki temu, że Alec, zamiast starać się odebrać mi aparat, zaczął zwiewać i się chować.

Popatrzyłem na zdjęcie, na którym Alec, plecami opierając się o drzewo, rękoma zasłaniał swoją twarz. Jednak w jednej z dłoni rozchylił palce, skąd patrzyło na mnie jego oko z błękitną, rozbawioną mimo wszystko tęczówką.

Następne zdjęcie przedstawiało rozmazane ujęcie, jak Alexander biegł w stronę krzaków. Kilka kolejnych świetnie wyostrzony moment, gdzie potyka się o patyk i upada tuż przed zielonymi, okrągłymi krzakami...

Aż byłem w stanie usłyszeć swój własny śmiech podczas opętanego klikania w aparat, kiedy to widziałem. I jednego, dziewiczego przekleństwa Aleca, kiedy wypluwał trawę z ust.

Nastepna fotografia pokazywała właśnie to. Schyliłem się wtedy przed Alekiem, który zadarł głowę, krzywiąc usta z odrobiną trawy w środku. Kiedy już ją wypluł i zorientował się, że ciągle robię mu zdjęcia, wstał i uciekał dalej. Ja zanim, do czasu, aż się nie zmęczyłem.

W końcu Alexander postanowił się nade mną ulitować, kiedy zobaczył, że ledwo za nim biegam, dysząc głośno. Usiadł więc na ławkę i po prostu słodko się do mnie uśmiechnął.

Rozczuliłem się nad zdjęciem, gdzie zdołałem ładnie uchwycić Aleca, który właśnie sięgał dłonią do swojej grzywki, żeby wyrzucić ją z oczu. Na policzkach miał róż, a na ustach lekki uśmiech.

- Ej, no... - usłyszałem nagle jego rozbawiony głos. - Tak, udało ci się zrobić mi kilka zdjęć. Brawo... Teraz to zostaw.

Uśmiechnąłem się arogancko, chcąc wyrazić to, jak bardzo jestem z siebie dumny, i uniosłem głowę. Spojrzałem na Aleca z mokrymi, czarnymi włosami, ubranego w swoją dwuczęściową, niebieską pidżamę w białą kratę.

- Czyś ty zwariował, że nie zawołałeś mnie do kąpieli? - spytałem oskarżycielsko, zdając sobie sprawę, co robił nastolatek podczas swojej nieobecności.

Alec, uśmiechając się do mnie z politowaniem, wskoczył na łóżko i odłożył aparat na szafkę nocną, potem siadając przede mną.

- Zawołam następnym razem - powiedział i złapał w swoją dłoń przód mojej koszuli, namiętnie atakując moje usta.

Wyszczerzyłem się z zadowoleniem, zanim zacząłem bardziej na niego napierać, bawiąc się w swoją dominację. Alec tylko mruknął i oddawał pocałunki na swój uroczy i niewinny sposób.

𝕊𝕫𝕖𝕤𝕔𝕕𝕫𝕚𝕖𝕤𝕚𝕒𝕥 𝔻𝕫𝕚𝕖𝕨𝕚𝕖𝕔 𝔻𝕟𝕚 𝕎𝕒𝕜𝕒𝕔𝕛𝕚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz