Rozdział I

567 27 9
                                    

5 listopada 2019 roku, Starling City, USA

  Świat spowijają płomienie. Piękne i majestatyczne. Nic się im nie wymknie. Spalą wszystko do kości, do gołej ziemi, do pustej nicości... Pragnę jej. Tak rozpaczliwie jej pragnę. Nicości. Pustej karty. Nowego początku. Ale wiem, że jej nie otrzymam. Zawsze gdzieś tam w środku, wiedziałam. Dlatego trzymam w dłoni zapałki i patrzę jak przeszłość płonie. Słyszę w głowie echo wciąż powtarzającego się strzału i wdycham w płuca dym. Ten cholernie duszący dym. Na moich dłoniach błyszczy krew. Moje ubrania są w niej unurzane. Ale to wszystko nie ma już znaczenia, nie ma już znaczenia, nie ma już najmniejszego kurwa znaczenia. Ogień pochłonie to wszystko. Ogień spali nas do cna. Ogień pozostawi po sobie jedynie popiół. Pulvis es et in pulverem reverteris*. Jakie to proste. Jakie to piękne. Jakie to okrutne. Ale świat jest bezlitosny. A twoje demony zawsze są krok przed tobą. Albo one albo ty. Zabijesz swojego potwora? Czy to one rozszarpią cię w końcu na strzępy? O ironio... A co jeśli to ty nim jesteś? 

-Cinis? - wyrwał mnie z ponurych myśli głos Martina. Wpatrywał się we mnie wyczekująco zza swoich grubych szkieł. W dłoni trzymał podręcznik do historii. Spróbowałam sobie przypomnieć o czym mówił, ale zupełnie zgubiłam wątek. Zmarszczyłam lekko brwi.

-To co z tą wojną? - spróbowałam, ale chłopak tylko westchnął i zamknął podręcznik, co znaczyło, że najwyraźniej nie trafiłam.

-Bardziej z algebrą. - odparł, machając mi zeszytem od matmy przed nosem. Westchnęłam. Najwyraźniej bardzo nie trafiłam.

-Przepraszam. Znowu odpłynęłam, prawda? - zapytałam ze zrezygnowaniem. Uśmiechnął się pobłażliwie.

-Tak, ale i tak idzie ci lepiej niż połowie ludzi, których próbowałem czegoś nauczyć. Cat poddała się po pięciu minutach, twierdząc cytuje ''literki to angielski nie matma, na razie". Josh zasypia automatycznie na słowa historia, a Ashley reaguje jedynie na wyrazy takie jak  ''zdać'' czy ''instagram'', więc... 

-Oni nie mają dwóch lat zaległości... - westchnęłam. 

-Tak, w ich wypadku to tylko pięć. - zaśmiał się. 

-Ej! Słyszę cię jajogłowy! - oburzyła się latynoska, która właśnie przekroczyła próg pokoju. Jej głos wskazywał na wściekłość, ale na jej twarzy gościł filuterny uśmiech. Jej bursztynowe oczy i ciepła cera wyraźnie kontrastowały z białą sukienką, która doskonale pasowała do jej figury. Wysoki brunet obok niej wyglądał jakby się urwał z gangu motocyklowego. Cały był w czerni. Jego ciemne włosy wyglądały jakby właśnie zaliczyły szybką jazdę na nowym rolercosterze, a w niebieskich oczach lśniło wyraźne rozbawienie. 

-Cześć Cat. Znów chcesz ponarzekać na literki w matmie? - odparł wesoło Martin. Dziewczyna spiorunowała go spojrzeniem, a z jej ust wylał się potok hiszpańskich przekleństw. Westchnęłam, wstając od biurka.

-Chciałbym zobaczyć ich walkę na ringu. - odezwał się Alex z podłym uśmieszkiem na twarzy. Przewróciłam oczami.

-Rozerwałaby go na strzępy. - odparłam. 

-No ja nie wiem, słyszałem, że ludzie w okularach, dostają nóż w ramach rekompensaty za słaby wzrok. - dołączył się Nathan, jak zwykle przypominający gościa rodem wyjętego z bankietu wampirów. Jego jasne włosy i podkrążone ciemne oczy tylko dodawały mu efektu nałogowego ćpuna jakiegoś rdzawoczerwonego trunku. 

-Ściemniasz. - zawyrokował Alex. Nathan spojrzał na niego beznamiętnie, po czym wzruszył ramionami. Alex zmarszczył brwi, spojrzał jeszcze raz na kłócącą się w najlepsze dwójkę przyjaciół, po czym na Nathana i błyskawicznie zaczął googlować zasady walki na ringu. Przewróciłam oczami, a Nathan uśmiechnął się.

Madness always returnWhere stories live. Discover now