Part 37

1.3K 103 26
                                    

Przeciągam się na łóżku, pocierając oczy dłońmi. Ktoś perfidnie dobijał się dobre dziesięć minut do mojego mieszkania, a teraz wydzwania. Wiem, że powinnam otworzyć, ale jestem zbyt zmęczona, aby to zrobić. Ten ktoś zaczął dzwonić jak pojebany dzwonkiem do drzwi tyle co położyłam się spać

Przekręcam sie na lewy bok i podnosze telefon z szafki nocnej. Patrzę na nieodebrane połączenia od potwora, który mnie budzi. Jest nim oczywiście Dinah. Co ta cholera chce o siódmej na wieczór?

Oddzwaniam do tej okrutnej osoby i od razu słyszę jej upierdliwy głos

-Do jasnej cholery Jauregui!- krzyczy

-Hansen, co ty chcesz? Nie masz co robić? Znaleźć ci zajęcie?- odpowiadam

-Nie wkurwiaj mnie tylko otwórz mi te pierdolone drzwi!- warczy wściekła

Rozłączam się bez słowa i biegnę w stronę drzwi wejściowych. Gdy je otwieram widzę wściekłą przyjaciółkę. Bez słowa wchodzi i ciągnie mnie w stronę salonu uprzednio zamykając drzwi. Sadza mnie na kanapie i wręcza pilota

-Powiesz mi o co ci do cholery chodzi? Dobijasz mi sie do drzwi i jeszcze nie mówisz nic tylko dajesz mi pilot. Co ja mam sobie go w dupę wsadzić?

-Ty ci nie slyszałaś zgadza się?- jej mina poważnieje co mnie martwi

-A powinnam coś słyszeć? Jedyne co słyszałam do dzwonek do drzwi i walenie w drewno

-Lauren, pytam powaznie. Włącz wiadomości- rozkazuje. Unosze brew a ona mnie ponagla

-Po co?

-Zrób to- wręcz błaga

Robię to co każe. Na ekranie pokazują mi sie strażacy, którzy wyciągają jakiś metal z wody. Uważnie sie przyglądam temu co widzę i analizuje kawałek po kawałku

Nagle na ekranie pojawia sie prowadzący: "Lot TWA800 wybuchł w powietrzu i spadł do Oceanu Atlantyckiego dzisiaj wieczorem. Szczątki spoczywają na wodzie prawie 100 km na wschód od Manhattan'u. Nikt nie przeżył. Akcja wyławiania fragmentów wraków samolotu filmują ekipy telewizyjne. Wielkość obszaru  pokrytego szczątkami mów,i że samolot zapewne rozpadł się w powietrzu. Cały kraj jest wstrząśnięty. Czy przyczyną był wybuch bomby? Zginęło bardzo dużo ludzi. 474 nie rozpadają się zwykle w powietrzu, musiało się stać coś bardzo wyjatkowego" Zamieram na słowa prezentera. Moje ciało odmawia posłuszeństwa. Nie mogę się ruszyć mimo, że bardzo tego chce. Wzrok tkwi w już czarnym ekranie, a dłonie trzęsą mi się jak galareta

-Lauren- przyjaciółka kuca przedemną i kładzie swoje dłonie na moich kolanach. Podrywam się jak poparzona i zaczynam zbierać wszystkie potrzebne mi rzeczy, czyli: telefon, kluczyki do mojego białego mrecedes'a amg. Gdy już zakładam buty podchodzi do mnie przyjaciółka z bólem w oczach

-Co ty robisz?

-Musze jechać po Ashley na lotnisko- odpowiadam

-Lauren...

-Dinah, zobaczymy się za godzinę. Możesz tu zostać- ciągnie za klamkę od drzwi gdy nagle dłoń Dinah łapie mój nadgarstek i przyciag do mocnego uscisku. Łzy cisną mi się do oczu ale nie mogę pokazać, że jestem słaba. Nie teraz

-Wiem, że nie przyjmujesz tego do wiadomości, ale...Lauren, tak strasznie mi przykro- pociąga nosem

-Dlaczego ci przykro? Nic się nie stało przecież- masuje jej plecy tak jak to robiła Ashley gdy potrzebowałam jej obecności

-Lauren, spojrz na mnie- robię to co karze- to prawda. Ashley leciała tym samolotem

-Nie klep głupot- chichocze przez łzy, które spływają po moich policzkach- Ash zaraz pewnie napisze za ile będę na lotnisku

-Lauren, tak strasznie mi przykro- nie chce, a raczej nie mogę dopuścić do świadomości tego co sie stało

-Dinah...ja...ona...teraz miało się wszystko ułożyć- coraz wiecej łez napływa mi do oczu

-Shh...chodź tu do mnie- wyciąga rece, a ja od razu wpadam w jej ramiona- możesz płakać ile tylko chcesz, ale błagam Lauren, oddychaj

-To nie może być prawda. Dlaczego ona? Dlaczego nas to spotkało?

-Nie mam pojecia, ale jestem pewna, że Ashley, bardzo, ale to bardzo mocno Cię kocha

-Napisała

-Hmm?- odrywa się odemnie i patrzy mi w oczy, nadal masując moje plecy

-Napisała mi pół godziny temu, że mnie kocha- spuszczam głowę w dół i czuje jak fala gorąca ogarnia moje ciało

Dinah bez słowa prowadzi mnie na kanape i sadza na niej. Ja wtulam sie w jej bok i szlocham w jej koszulkę.

W przerwach podczas brania oddechu wymawiam imie ukochanej

To musi być sen. To sie nie dzieje

personality || camren Where stories live. Discover now