Rozdział 1 - Jesienny Słonecznik

969 60 173
                                    

[20 listopad 2016 — niedziela]
Zobaczył ją po raz pierwszy pewnego jesiennego i deszczowego popołudnia, gdy palił papierosa na parkingu pobliskiego supermarketu. 

Nie wiedział, co bardziej zwróciło jego uwagę. Czy to były jej kolorowe ubrania, tak odmienne od szarego tłumu, czy to, że ledwo potrafiła utrzymać na smyczy ogromnego Goldena Retrievera. W sumie to nie było aż takie ważne. Jednak miała w sobie coś tak dziwnego i odmiennego, że rzucił niedopalonego malboro i przydeptał go obcasem, by móc jak najszybciej dogonić dziewczynę, która powoli znikała mu z pola widzenia.

Przeszedł szybkim krokiem przez parking i ruszył w kierunku uliczki za małym osiedlem, próbując ją znaleźć ją wzrokiem, nigdzie jednak jej nie widział. Poirytowany przyspieszył więc kroku i gdy mijał potężne kasztanowce rosnące wzdłuż małej, osiedlowej uliczki, w końcu ją zobaczył.

Ze swoimi zielonymi jeansami i jasnożółtą koszulką mimowolnie przypominała mu wielkiego, chodzącego słonecznika. W tej chwili jednak, polski słonecznik zapierał się piętami, by odciągnąć psa od porzuconej w krzakach papierowej torebki z jedzeniem.

— Ares, zostaw to! — Usłyszał jej poirytowany głos. — Nie wolno! Nie wiadomo, kto to żarł!

Ale zwierzak był uparty. Zaparł się czterema łapami i bucząc, próbował przeciągnąć dziewczynę na swoją stronę.

— Ares, nie uruchamiaj mje, nie uruchamiaj! — Stanowczo pokiwała palcem w jego stronę, ale nic tym nie osiągnęła. — Ja z tobą po weterynarzach znowu nie będę biegać!

Słonecznik rozmawiający z psem wydawał mu się trochę absurdalny, zaśmiał się więc w głos, zwracając tym samym na siebie uwagę. Dziewczyna obróciła gwałtownie głowę w jego stronę i widząc go, oblała się szkarłatnym rumieńcem. Co więcej pies postawił na swoim i rzucił się łakomo na frytki.

— Szlag! — warknęła, po czym przeniosła wzrok na niego i zmrużyła oczy. — A pan coś potrzebuje? Godzinę podać? Kierunek do biedronki wskazać? Czy po prostu chciał się pan ze mnie pośmiać?

— Przepraszam. — Uśmiechnął się niemal przyjaźnie. — Ładny pies.

— Dzięki! — Wyszczerzyła się szeroko i odciągnęła Goldena. — Nazywa się Ares.

— Jest dość stary, da? zauważył. Faktycznie, zwierzę posiadało siwe obwódki wokół oczu oraz na pysku.

— Tak... — Zdziwiła się i zamrugała. — Ma już jedenaście lat. Dość sporo jak na te rasę, no i jest też przy tym bardzo chory, bo...

— A ty ile masz lat, dziewczyno? — przerwał jej. 

Był swoiście zaskoczony faktem, że Polka dalej z nim rozmawiała, zamiast wystraszona uciec. Intrygowało go to. Ludzie przecież instynktownie go unikali, a ona gawędziła z nim jak z przyjacielem.

Zdecydowanie miała w sobie zbyt wiele zaufania do obcych.

— Ja? Osiemnaście. Prawie — dodała po chwili cicho. — Za tydzień skończę.

Dziewczyna odrzuciła w tył burzę brązowych włosów sięgających ramion i wbiła w niego niezwykle zielone oczy. Była przeciętnej urody, ale coś jej z twarzy biło takiego, czego nie potrafił zidentyfikować. Przysiągłby, że jej aura była biała i czysta jak światło, a to w pewien sposób zaczęło go przyciągać.

— Ja pana chyba skądś znam.

— Naprawdę? — zapytał uprzejmie rozbawiony i poprawił jasny szalik.

— Tak. Coś mi świta.

Zdziwił się, gdy podeszła do niego i z uwagą przyjrzała się jego twarzy. Była wysoka, ale mimo to i tak była niższa od niego o około dziesięć centymetrów. Co więcej, wpatrywała się w niego z taką uwagą, jakby zależało od tego jej życie.

— Wiem! — Pstryknęła palcami wyglądając na bardzo z siebie zadowoloną. — Jesteś Ivan! Rosja!

Wytrzeszczył na nią oczy i nie przychodziło mu do głowy nic sensownego.

Jakim cudem ona...?

— Zdziwiony co? — Zaśmiała się uradowana, po czym rozejrzała uważnie na boki. Byli sami. Pies natomiast usiadł koło jej nogi i patrzył na nich ciekawsko. — Widziałam cię na zdjęciach.

— Jakich zdjęciach?zapytał w swoim ojczystym języku zapominając, że dziewczyna mogła go nie rozumieć.

— Nie... Nie znam rosyjskiego... — Podrapała się po głowie. Czuł, jak rosło w nim lekkie rozdrażnienie, dodatkowo zauważył, że pies zaczął nerwowo węszyć w powietrzu.

— Jakich zdjęciach? — powtórzył tym razem po polsku, nie zdejmując uśmiechu z twarzy.

— Francis mi pokazywał. — Cofnęła się o krok. Wydawało mu się, czy przez sekundę zobaczył błysk strachu w jej oczach?

— Francja?

Hetalia Axis... Poland?! - Tom 1 ✓Where stories live. Discover now