Rozdział 29 - Miłość to wojna

174 33 31
                                    

Dopiero gdy się wybeczałam, to cały stres i napięcie kilku ostatnich dni ze mnie spłynęło. Siedziałam więc na łóżku z głową schowaną między kolana i myślałam. Zrobiło mi się lepiej. Ale na myśl, że jutro wrócę do szkoły, to robiło mi się niedobrze...

Dźwignęłam głowę, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

— Wejdź. — Oklapłam i oparłam się policzkiem o kolano i zawiesiłam wzrok za oknem. Ktoś wszedł i usiadł obok mnie na łóżku.

— Wszystko w porządku? — Usłyszałam głos Francji i obróciłam się.

— Nie... — Wytarłam przegubem dłoni mokry jeszcze policzek. — Nic nie jest w porządku...

— Chcesz porozmawiać?

Milczałam przez chwilę. W końcu odezwałam się niepewnie:

— I tak nie wiem od czego zacząć. Uderzyłam dziś z otwartej dłoni kolegę z klasy, bo był dla mnie wredny. Ale z drugiej strony wcale mu się nie dziwię...

— Rozumiem, że jest ci ciężko...

— O, właśnie chyba o to chodzi. Chyba mnie to wszystko... przerosło.

— Nie martw się — powiedział i sięgnął ręką do mojego policzka, by mnie pogłaskać. — Będzie tylko lepiej.

— Mam nadzieję, że masz rację... — powiedziałam.

— Mam. Odpocznij, jeżeli chcesz, możesz zostać do piątku w domu, usprawiedliwię ci to. A to dla ciebie~.

Zerknęłam na niego i zobaczyłam, że trzyma w dłoni czerwoną różę.

— Wow — powiedziałam, biorąc ją delikatnie w palce. — Heh...

— Tak~?

— Pamiętam, że jak tu zamieszkałeś, to co chwilę dostawałam od ciebie róże. — Uśmiechnęłam się szeroko, pomimo opuchniętych oczu. — Z jednego dnia w wazonie stało ich czasami nawet z siedem. To było takie dziwne dla mnie, ale i bardzo miłe. Wiesz... Dziękuję ci — powiedziałam cicho.

— Za co? — Zdziwił się.

Spojrzałam na jego zdziwioną bezgranicznie minę i w duchu przyznałam, że ja też musiałam mu zrobić niezły bałagan w mózgu. Oparłam się plecami o ścianę i wyprostowałam nogi.

— Mogę ci się wygadać? — zapytałam niepewnie.

— Zawsze~. — Uśmiechnął się od ucha do ucha i usiadł obok mnie tak, że stykaliśmy się ramionami.

— Nie mówiłam ci tego nigdy, ale kiedy was poznałam, byłam na leczeniu farmakologicznym — powiedziałam cicho, wolno obracając w dłoni kwiat. — W trzeciej klasie gimnazjum miałam próbę samobójczą z powodu tego, że chłopaki z mojej klasy próbowali... mnie dotykać... — powiedziałam cicho z gulą w gardle, nie patrząc na niego. Czułam jednak, jak Francja obok mnie cały niemal zesztywniał. — Odratowali mnie, ale rodzice nie zgodzili się na umieszczenie mnie w zakładzie psychiatrycznym na dłużej, niż trzy tygodnie na obserwacji. Szkoła nie zrobiła nic, by mi pomóc. Moi oprawcy jak do niej chodzili, tak chodzili dalej, bez najmniejszych konsekwencji. Nie miałam siły zgłaszać tego na policję, bo nie miałam siły na wieloletnią walkę w sądzie. To właśnie miałam na myśli, gdy mówiłam ci kiedyś, że „chorowałam". Ale do czego zmierzam...

Zacięłam się na chwilę i spojrzałam na swoje kciuki, nie bardzo wiedząc, CO miałam powiedzieć. Znaczy, ja wiedziałam co, ale nie wiedziałam jak.

— A teraz skup się, Francis, bo to bardzo ważne — powiedziałam powoli, wciąż kalkulując we łbie każdy możliwy plus i minus tego wyznania. — Będąc w szpitalu zostałam skierowana do państwowego psychiatry. Po dziesięciu minutach rozmowy ze mną, gdzie moją historię przerwało chyba kilka telefonów od pacjentów, typ stwierdził mi depresję i przepisał leki. A ja je brałam, choć bardzo mnie otumaniały, a moi rodzice przytakiwali mu w każdym aspekcie, a nie pomyśleli by zasięgnąć opinii innego lekarza.

Hetalia Axis... Poland?! - Tom 1 ✓Where stories live. Discover now