Rozdział XXII - Nie jesteśmy wrogami

1K 73 24
                                    

Nie zbetowałam tego, więc interpunkcją i literówkami się nie przejmujcie -- chociaż jeśli jest tam gdzieś błąd z kategorii "autokorekta robi swoje", to dajcie znać, bo czasem przesadza :D


________________________________________


Teehle był wycieńczony. Nawet nie zmęczony czy wyczerpany, ale autentycznie wycieńczony. On kilku tygodni nie był w kwaterze, a jedynie jeździł z miejsca na miejsce po całym terenie Elerain. - Nie Elerain, jak musiał się co chwilę poprawiać. Oddziału angielskiego. O Alexandrę się nie martwił, bo jeśli przebywała z Michaelem to była bezpieczniejsza niż gdziekolwiek indziej.

Martwiło go zniknięcie Siergieja. Z dwóch powodów, całkowicie odmiennych. Mógł zostać zabity jako wróg Watykanu - może i nieważny w hierarchii oddziału, ale dampir. To wystarczało. Z drugiej strony... mógł właśnie zniknąć, bo pojechał do Watykanu jako ich sprzymierzeniec. Teehle szczerze nie wierzył, że Siergiej stanął u boku wrogów, ale nie mógł całkowicie wykluczyć tej opcji. Wszystko było możliwe. Ah, no i trzecia możliwość. Mógł się ukryć, bo Watykan próbował się go pozbyć. Wtedy najpewniej skontaktowałby się z kimś zaufanym. Do takich osób najpewniej należał Vlad, Michael i Teehle - mimo wszystko. Jeśli do Teehlego się nie odezwał, to Teehle mógł mieć nadzieję, że znalazł Michaela. Z drugiej strony jeśli on był w stanie, to Watykanowi nie zajmie to wiele dłużej-

Usłyszał w kwaterze bicie serca. Wyskoczył z vana jeszcze przed bramą główną zanim zobaczyły go kamery i popędził do lasku na terenie posesji, wyciągając pistolet. Wiele serc. Kilkanaście co najmniej. Watykan wysłał tak po prostu ludzi? Nie pasuje, nie wysłaliby ludzi. A to zdecydowanie ludzkie serca. Nie może zakładać, że to nie oni, ale... to bez sensu.

Skrzywił się lekko i pobiegł do budynku. Wszedł tylnym wyjściem i... poczuł, jak goleniem zawadził o linkę. Coś pstryknęło, żyłka opadła i usłyszał na górze dźwięk powiadomienia na telefonie. Ah, więc to tak.

Zamknął cicho drzwi za sobą, zerknął na urządzenie, do którego była przypięta wcześniej linka, po czym skierował się w stronę holu, nasłuchując jak grupka wpada w poruszenie piętro wyżej.

- Mówiłem, że skoro przez cały dzień nie było alarmów...

- Cicho, nie pomagasz.

- Wiecie, że nas słyszy?

- To było na tylnym wejściu, więc pewnie przejdzie przez hol-

- Dobra, siedźcie cicho.

Ruch, kroki i w ogóle nieukrywane otwarcie drzwi. Teehle się wzdrygnął na gwałtowny dźwięk.

- Nie jesteśmy wrogami! - zawołał jakiś męski głos. Wszystkie miały dziwny akcent - Jest nas dwudziestka z Ameryki. Michael napisał do nas, żeby wysłać kogoś tutaj, bo jesteś sam! Cyn, słyszysz go? - ostatnie pytanie padło o wiele ciszej. Nie było odpowiedzi, pewnie Cyn pokiwał lub pokiwała głową. Albo pokręcił, pokręciła. Teehle z tego powodu powstrzymał ciche parsknięcie. Ameryka, akurat. W życiu by w to nie uwierzył, nigdy nie poprosili ich o pomoc, zresztą wzajemnie. Ameryka i Eurazja to dwa różne światy.

- Potrzebny nam dowód - rzucił jakiś niepewny głosik, zdecydowanie damski, a Teehle wspiął się na piętro. Wszyscy siedzieli w salonie, tego był pewien. Wszystkie serca poza jednym biły szybciej niż zwykle ze strachu. Teehle nie mógł nic poradzić na to, że poczuł ciekawość, gdy zauważył, że ta jedna osoba jest całkowicie spokojna.

- Dowód? Nie mam dowodu, maile same się usunęły - męski głos był ewidentnie niezadowolony. Wampir przemknął pod ścianę odcinającą korytarz od salonu... i natychmiast ten sam niepewny głos się odezwał:

Michael (Widmowa Wojna #2)Where stories live. Discover now