Rozdział 2

624 42 30
                                    

Marinette obudziła się wcześniej niż zazwyczaj – zanim zdążył zadzwonić jej pierwszy budzik. Zeszła na dół i w spokoju przygotowała się do wyjścia. Zdążyła zjeść śniadanie i wyszła na kwadrans przed rozpoczęciem lekcji.

Atmosfera w szkole była inna niż zawsze. Dziewczyna nie wiedziała dlaczego, dopóki nie spotkała Chloe Bourgeois we własnej osobie.

Początkowo nie dowierzała temu, co widziała. Jej odwieczna rywalka siedziała w całkowitym bezruchu na swoim miejscu. Jednak to wygląd dziewczyny przyciągał największą uwagę.

Chloe miała na sobie szare, sportowe spodnie z różowymi ściągaczami i dopasowaną bluzę z kapturem, która ledwie zasłaniała jej pępek. Swoje zawsze idealnie spięte w kucyk włosy miała luźno rozpuszczone i jakby... postrzępione. Ich końcówki ledwie sięgały ramion. Na stopy nałożyła zwykłe białe tenisówki. Swój perfekcyjny makijaż zastąpiła delikatnym i bardziej naturalnym. Przez to wszystko wydawała się kompletnie inną osobą.

Marinette stanęła jak wryta, gdy ją zobaczyła. W innych okolicznościach mogłaby wybuchnąć śmiechem albo rzucić jakąś kąśliwą uwagę w stronę koleżanki, ale teraz... domyślając się, że wydarzenia wczorajszego dnia wpłynęły na Chloe, Marinette nie uczyniła żadnej z tych rzeczy. Po prostu zajęła swoje miejsce i cierpliwie czekała na rozpoczęcie zajęć.

Aż do momentu, kiedy tuż przed dzwonkiem do klasy wszedł Adrien.

Marinette poczuła, jakby cały ból, który wypłakała w nocy na balkonie, powrócił do niej ze zdwojoną siłą. Starała się nie okazywać żadnych emocji, ale zdradzało ją drżenie rąk i płytki oddech.

Gdy blondyn usiadł na swoim miejscu, kusiło ją, by go dotknąć. Jakby czuła, że jeśli tego nie zrobi ten jeden ostatni raz, zanim ostatecznie pozwoli swoim uczuciom do niego się ulotnić, to nic jej już nie uratuje.

- Marinette?

Dziewczyna drgnęła na dźwięk swojego imienia i rozejrzała się w poszukiwaniu źródła głosu. Tuż obok niej stała... Chloe.

- T- tak? – zapytała w osłupieniu.

Blondynka patrzyła na nią zupełnie inaczej. Nie było w niej ani grama wrogości czy buty. Zero arogancji czy wyższości. Stała tam po prostu zwykła dziewczyna z ponurym wyrazem twarzy.

- Czy możemy porozmawiać?

- Ale ze mną? – upewniła się Marinette, nieporadnie wskazując na siebie.

- Tak, z tobą – odparła z całkowitym spokojem Chloe.

- No... dobrze.

- Nie tutaj.

Chloe, nie zważając na dzwonek, który właśnie obwieścił początek lekcji, najzwyczajniej w świecie wyszła z klasy. Nauczycielki jeszcze nie było, więc Marinette podążyła za nią.

Blondynka zaprowadziła ją do szatni. Oprócz kilku spóźnionych uczniów pomieszczenie wydawało się puste. Usiadły na ławce. Marinette czuła się trochę nieswojo z tym, że świadomie opuszczała lekcję, jednak ciekawość i poczucie winy zwyciężyło.

Chloe najwyraźniej czekała, aż zostaną całkiem same. Kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim uczniem, westchnęła i zaczęła:

- Wiem, że nigdy się nie lubiłyśmy i nasze relacje były ciężkie. Wiem też, że działo się tak głównie z mojej winy...

- Ja też sporo namieszałam... – wtrąciła się Marinette cicho.

- To też racja – przyznała Chloe z dawną nutką arogancji. – Ale jednak to ja nie chciałam nawiązać żadnej nici porozumienia między nami. Wręcz przeciwnie; dokuczałam ci i starałam się uprzykrzyć ci życie na wszystkie możliwe sposoby. I dlatego teraz chciałabym... cię za to... przeprosić.

Why don't you love me? | MIRACULUMWhere stories live. Discover now