Rozdział 8

446 41 73
                                    

Marinette czuła, że nadszedł właściwy moment.

Była gotowa wyznać Adrienowi prawdę, którą tak skrupulatnie przed nim skrywała przez wiele miesięcy. Gotowa i pewna tego, że dopiero gdy zrzuci z siebie ciężar tego, co kryło się na dnie jej serca, naprawdę będzie mogła ruszyć dalej.

Bez względu na to, jaką odpowiedź miała uzyskać.

Czekała na blondyna do końca przerwy obiadowej, jednak ten musiał najwyraźniej pojechać w tym czasie do domu, ponieważ nigdzie go nie mogła złapać. Czekała przed klasą, wchodząc jako ostatnia po dzwonku. Dalej czekała, aż Adrien wpadnie w pośpiechu do sali i podobnie jak ona często to robiła, zacznie się gorączkowo tłumaczyć, usprawiedliwiając się korkiem na ulicach lub sesją zdjęciową z ostatniej chwili. Wciąż czekała, nawet gdy zadzwonił ostatni dzwonek obwieszczający wszystkim uczniom, że ich męczarnie się skończyły, a oni mogli bez żadnych przeszkód opuścić budynek szkoły i cieszyć się resztą wolnego popołudnia. Czekała mimo Alyi, która zaproponowała jej wspólne babskie wyjście do galerii. 

Czekała mimo tego, że wszyscy, nawet nauczyciele opuszczali budynek i mijali zdeterminowaną dziewczynę, patrząc na nią, jak siedziała w samotności i skupieniu, a w ich oczach malowało się niezrozumienie.  Czekała mimo chmur, które zebrały się nad jej głową, grożąc rychłą ulewą. Czekała mimo deszczu, który po jakimś czasie nie mógł już dłużej zwlekać i czekać na to, aż dziewczyna się podniesie i da sobie wreszcie spokój. Czekała, moknąc w swoich niezbyt ciepłych ubraniach, a jej ciało powoli zaczynało protestować i drżeć w odpowiedzi na kontakt z zimnymi kroplami opadającymi na jej skórę. Czekała tyle czasu, że była przemoknięta do suchej nitki. Czekała tak długo, aż jej oczy mimowolnie zaczęły produkować łzy, które mieszały się ze strugami deszczu na jej twarzy.

Czekała. Tak długo czekała.

Jednak kiedy ulewa minęła, a chmury częściowo rozstąpiły się nad jej głową, jakby litując się nad słońcem, by to wreszcie mogło oświetlić miasto swoimi ciepłymi promieniami, Marinette po prostu przestała.

Przestała czekać, bo nie było na kogo.

Nikt się nie zjawił.

***

Adrien głośno jęknął, kiedy Natalie oznajmiła mu, że mimo sesji, którą skończył niecałe czterdzieści minut temu i przez którą ominęły go wszystkie popołudniowe lekcje, czekała go jeszcze kolejna. Miał na ten wieczór inne plany. Piątek to jedyny dzień w tygodniu, gdy jego dzienny grafik uwzględniał – naprawdę uwzględniał – to, co chciał robić. Nie to, co mu kazano. Mógł w tym czasie nawet legalnie uciąć sobie drzemkę, nie bojąc się tego, że asystentka jego ojca nagle wparuje mu do pokoju, rugając go za taką bezczynność.

Ale nie. Jego fotograf stwierdził, że akurat tego dnia będzie idealny czas, by popsuć Adrienowi jego jedyny całkowicie wolny wieczór. Podobno przechodził jedną z uliczek Paryża, gdzie padający deszcz zrosił w iście magiczny sposób kwiaty w donicach, co stwarzało wręcz niepowtarzalną scenerię, jakiej żaden fotograf jeszcze nigdy nie uchwycił. Oczywiście Adrien zdawał sobie sprawę z tego, iż było to dosyć mało prawdopodobne i bardzo wyolbrzymione, ale i tak nikt nie pytał go w tej sprawie o zdanie.

Z reguły ludzie w ogóle nie pytali go o zdanie.

Blondyn siedział na tylnym siedzeniu samochodu, ponuro wpatrując się w mijany za szybą krajobraz, kiedy jego wzrok spoczął na dziwnie znajomej sylwetce, która obejmując się ramionami, powoli kroczyła chodnikiem i wbijała wzrok w ziemię.

- Zatrzymaj się! – Adrien polecił swojemu ochroniarzowi, dostrzegając, że postacią, którą mijali, był nie kto inny jak Marinette, a po dokładnej obserwacji mógł stwierdzić, że zarówno jej ubrania, jak i włosy były całkowicie przemoczone.

Why don't you love me? | MIRACULUMWhere stories live. Discover now