Rozdział 13

470 35 41
                                    

Stwierdzenie, że Bastien Laurent był wściekły, było niedopowiedzeniem stulecia.

- Jak mogłeś do tego dopuścić, aby twój człowiek został złapany?

Jego brat, Gregoire, zdawał się nic sobie nie robić z gniewu buzującego ze swojego rozmówcy. Najzwyczajniej w świecie siedział na skórzanym fotelu, skubiąc paznokcie lewej ręki.

- Uspokój się, braciszku, bo zaraz sobie jeszcze krzywdę zrobisz – odpowiedział znudzonym tonem.

Bastien jedynie prychnął i zaczął przemierzać pokój w tę i z powrotem.

- Jakby to cię w ogóle interesowało. Nie dam ci tej satysfakcji, Greg, wiem, że lubujesz się w cierpieniu, ale tym razem nic u mnie nie ugrasz. Myślałem, że po ostatniej akcji twoje pragnienie rozlewu krwi uspokoiło się na jakiś czas.

Po tych słowach oczy Gregoire'a widocznie pociemniały, jakby pogrążył się w swoim mrocznym świecie. Po części niewątpliwie tak było.

- Tamten chłystek okazał się zbyt słaby. Wykrwawił się, zanim zdążyłem przejść do mojej ulubionej zabawy, a dobrze wiesz, jak bardzo nie lubię, gdy ktoś nie pozwala mi dokończyć tego, co sobie zaplanowałem.

- Zdaję sobie z tego sprawę, lecz nie o tym rozmawialiśmy. Powiesz mi wreszcie, co jeden z twoich ludzi robił kilka godzin temu u Dequinów? Wydawali się być... zgorszeni jego zachowaniem, a należą do naszych najlepszych łączników. Co mogło mu strzelić do łba, by im grozić?

- Wygląda na to, że jednak Mathieu nie słucha tego, co się do niego mówi – powiedział z fałszywym żalem Gregoire, kręcąc głową z niezadowoleniem. – O tym, że sam już zadbałeś o powrót swojego pierścienia na właściwe miejsce, poinformowałem go osobiście. Szczerze nie mam pojęcia, co mu znowu odbiło, ale zawsze uważałem go za kretyna. Podobno kiedyś nawet jego własny pies od niego uciekł. Cóż, zwierzak wiedział, co dla niego lepsze...

Starszy mężczyzna nie widział w tym nic zabawnego, ale doskonale wiedział, iż jego młodszy brat sam miał nie po kolei w głowie. On i jego ludzie byli świrami uwielbiającymi zadawanie bólu swoim ofiarom. Zajmowali się brudną robotą i zawsze czerpali z tego przyjemność, przez co siali postrach wśród ich wrogów. Bastien sam czasem miał pewne wątpliwości co do tego, czy współpraca z nimi była właściwa, lecz mimo swoich wyjątkowych skłonności byli bardzo lojalni. Tak długo, póki dostarczano im kogoś, nad kim mogli się znęcać, zachowywali się jak grzeczne, potulne pieski, spełniające każdą zachciankę swojego pana. Jednak trzeba było pamiętać, aby nie spuszczać ich za mocno ze smyczy, bo mogły narobić bałaganu.

Zupełnie tak jak teraz.

- Skoro to twój człowiek, ty masz się nim zająć. Nie wiem jak, ale jeśli tylko się dowiem, że puścił parę z ust...

- Obawiam się, że nie doceniasz Mathieu. Mimo swojej oczywistej głupoty żadne groźby ani tortury na niego nie działają. Wierz mi, ulepiono go z twardej gliny. Wyśmiałby w twarz tego, kto by się nad nim znęcał, a nawet błagałby go ze śmiechem o więcej... a poza tym nie musisz się już martwić tą sprawą. Zrobiłem co trzeba i ten kretyn już jest w bazie od jakiegoś czasu.

Bastien ponownie poczuł, jak krew wrze w jego żyłach.

- I dopiero teraz mi o tym mówisz?!

- Nie pytałeś. – Gregoire wzruszył ramionami ze znudzonym wyrazem twarzy. – Właściwie to sam chciał się z tobą spotkać. Podobno udało mu się zdobyć bardzo ciekawą informację, którą z chęcią się podzieli.

- Przyprowadź go więc.

Po kilkunastu minutach Bastien miał w swoim gabinecie nie jednego, a dwóch świrów - sadystów. On sam opierał się o swoje biurko, popijając whisky dla ukojenia nerwów, Gregoire dalej siedział w fotelu, wyluzowany jak człowiek na haju, a nowo przybyły stał na środku z dziwnym błyskiem ekscytacji w oczach.

Why don't you love me? | MIRACULUMWhere stories live. Discover now