Rozdział dwudziesty drugi: Królowie i Kobiety

1.2K 88 218
                                    

Jughead POV

 " Czasem chciałoby się zatrzymać czas, wstrzymać obroty ziemi, zamrozić upływającą chwilę, marząc o tym by trwała ona wiecznie. Czy jest to możliwe? Nie. Świat będzie kręcił się cały czas, ciągle i ciągle, jutro wstanie kolejny dzień, wiele osób umrze, wiele się narodzi, odwieczny cykl życia dopełni się.

 Co możemy zrobić w takim rozrachunku? Nic. Iść dalej, pozwolić się porwać i zaakceptować, że świat nie jest dla nas, że nie na wszystko w życiu mamy wpływ. Czy myślicie, że Jason Blossom chciał umrzeć? Myślicie, że każdej nocy modlił się by rano nie otworzyć zmęczonych oczu? Prawdopodobnie nie, nie miał wpływu na to co go spotkało.

 I ja nie wiedziałem co dzieje się ze mną. Noc Halloween, czasu, w którym potwory, duchy i demony snują się bezwiednie po ulicach, pukając w drzwi i prosząc o cukierki, miał okazać się początkiem wydarzeń, na które nie miałem najmniejszego wpływu, stałem się Jasonem Blossomem, tak samo jak on, zostałem porwany przez rzekę, która nie zamierzała przystawać, ani zwalniać swego nurtu, niezależnie od tego jak bardzo chciałem wypłynąć na brzeg. Tonąłem.

 Tonąłem w rzece o nazwie Betty Cooper."

 Listopad mijał, dni stawały się coraz krótsze, a znany nam codzienny pejzarz miasteczka, ogarniała ciemność i szarość. Listopad mijał, kartki w kalendarzu zostały zrywane, a ja dalej nie wiedziałem co mam myśleć o Halloweenowej nocy. O pocałunku, o którym dalej nie potrafiłem nic napisać, choć czułem, że powinienem.  Nie wiedziałem co mam myśleć, nie wiedziałem jak mam się zachowywać przy Betty, która ewidentnie unikała mnie od tego czasu. Czułem się żałośnie, nie chciałem by poczuła się osaczona, albo, żeby pomyślała, że tylko wykorzystuję nadarzającą się okazję, ale nic nie mogłem na to poradzić.

 Betty Cooper, to najbardziej skomplikowana osoba jaką znam.

 Jednego dnia całuje mnie, przyciska do siebie i nie chce mnie wypuścić ze swych drobnych ramion za żadne skarby świata, a następnego dnia unika mojego wzroku, odpisuje zdawkowo na moje smsy i stwierdza, że nie może się ze mną spotkać, ponieważ ma mnóstwo spraw na głowie. O co tutaj chodziło? Coś złego zrobiłem? Całowałem tragicznie? Obraziła się na mnie?

Bolało. Cisza bolała, milczenie bolało, obojętność bolała. Znów poczułem się nikomu niepotrzebny. Nie podobało mi się to co robi, jak pogrywa, chciałem wiedzieć na czym stoję. Oczywiście, rozumiałem, że to wszystko dzieje się bardzo szybko, nie miałem wielkich oczekiwań i mówiąc szczerze, żałowałem, że ją pocałowałem. Miała chłopaka. Kretyna, egoistę i socjopatę, ale chłopaka, a ja się w to wmieszałem.

 Kurwa, kurwa, kurwa.

 - Jones, jesteś z nami? - głos Toni wyrwał mnie z zamyślenia.

- Jestem, kurwa - mruknąłem, przeczesując dłonią włosy - Przepraszam, zamyśliłem się.

- Tak działają dziewczyny - zaśmiał się Sweet Pea - Znam to uczucie, zawrócą w głowie tyłkiem, cyckami, bajerancką gadką i uśmiechem, zaciągną do łóżka, a potem będą wmawiać, że mają z Tobą dzieciaka mimo, że jesteś bezpłodny! Znam ten ból, bracie, przejdziemy przez to razem. Lecą na kasę, wszystkie, wszystkie są takie same.

Zaśmiałem się.

- Pojebany jesteś - oświadczyłem - Swoją drogą, jaka laska Cię tak urządziła?

- Omińmy ten temat - przerwała szybko Toni, widząc, że Sweet Pea otwiera usta, by podzielić się z nami historią swojego życia. Chciałem ją usłyszeć. - Nie podpuszczaj go! Biedactwo pokrzywdzone przez życie się znalazło.  Jego najpoważniejsza miłość to miesięczny związek  z narkomanką, która żerowała na jego naiwności. Po tym jak z nim zerwała, kretyn prawie się zabił. Ma uraz do wszystkich kobiet. Możemy już wrócić do naszego planu, chłopcy? Jughead, jak to widzisz?

Buntownik z Wyboru - Bughead.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz