Rozdział dwudziesty piąty: Prawda i oskarżenia.

1.2K 79 225
                                    

Jughead POV

Jako syn człowieka, który odsiadywał wyrok, byłem całkiem zaznajomiony z widokiem więzienia, ale wierzcie mi, patrzenie na świat z tej drugiej strony, jest całkowicie inne. Szczególnie, jeśli Twoja twarz przypomina zgniecionego pomidora. Jeśli Archiego nie przyjmą na żaden uniwersytet, to z całą pewnością poradziłby sobie jako architekt krajobrazu, bo moją twarz zaprojektował tak, że nic tylko pogratulować.

 Siedziałem więc pobity, upokorzony, samotny, zastanawiający się co przyniesie jutro. Nie miałem nawet sił ani ochoty, żeby się nad sobą użalać. To zabrzmi smutno, ale przywykłem do takiego uczucia, całe moje życie wyglądało w ten sam sposób. Zanim znalazłem pracę, każdej nocy zasypiałem z myślą, że być może się nie obudzę, bo nie jadłem nic od kilku dni. Potem wyprowadziłem swoje życie na jako taką prostą, ale, jak to się mówi, niektóre blizny pozostają na zawsze. Paradoksem było jednak to, że siedziałem pobity, załamany i niesłusznie oskarżony, w miejscu, które miało bronić słabszych i pilnować prawa. Czyż nie tak ma działać policja?

 Oparłem się o ścianę i zamknąłem podbite oczy, które były kilka razy większe niż normalnie. Czy żałowałem, że tutaj jestem? Nie, mówiąc szczerze, to nie. Kochałem Betty, myśl o niej trzymała mnie przy zdrowych myślach, to dla niej od dziecka chciałem być jak najlepszy, to ona, świadomość, że muszę jej pokazać, że jestem dobrą partią sprawiała, że robiłem krok do przodu, gdy wszystko inne, moja przeszłość, ludzie, rodzina, ciągnęło mnie w dół.

 Teraz, gdy udało mi się wreszcie ją zdobyć, gotów byłem na wszystko, byle tylko dać jej szczęście. Czymże jest miłość, jeśli nie odrobiną poświęcenia? Szkoda tylko, że tak krótko to wszystko trwało, ale na to nic już nie poradzę. Lubię żyć ze świadomością, że dany mi czas, który najwyraźniej powoli się konczył, wykorzystywałem najlepiej, jak tylko mogłem.  Umrzeć, czując na ustach smak jej ust, widzieć zieleń jej oczu, mając w pamięci jej palący dotyk i gorąc jej ciała.

Tak, zdecydowanie byłem przygotowany na najgorsze.

 Drzwi otworzyły się i stanął w nich szeryf Keller, z kubkiem kawy w ręce. Musiał wezwać wsparcie policji, żeby wynieść moje nieprzytomne ciało ze szkoły, gdy uczniowie postanowili zrobić sobie samosąd. Oczywiście, oni żadnej kary nie poniosą, do Riverdale High chodzą bogate dzieciaki, których rodzice nie pozwolą sobie na żaden skandal. Miałem dziwne przeczucie, graniczące z pewnością, że jeszcze dziś do kasy miejskiej zaczną wpiływać pieniądze. Burmistrz McCoy będzie szczęśliwa, szeryf Keller dostanie podwyżkę, uczniowie będą bezpieczni, a rodzice odetchną z ulgą.

Historia kołem się toczy, co nie?

- Jak Ci się podoba, Jones? - zagadnął ojciec Kevina, siadając na krześle przed moją celą w areszcie śledczym - Niedaleko pada jabłko od jabłoni, prawda?

- Pierdolenie - odparłem, parskając śmiechem - Pana syn, na ten przykład, brzydzi się tym, co pan zrobił. Jest całkowicie inny. Jest dobry.

- Nie wplątuj w to mojego syna - ostrzegł mnie mężczyzna - Robię wszystko, żeby nie zszedł na tę drogę, którą kroczysz Ty i Twój ojciec. Ty nie masz prawa oceniać mnie.

 Spojrzałem na jego twarz, która wyrażała autentyczną troskę, strach i złość. Nie zarzucałem mu, że nie dbał o Kevina, wiedziałem, że Ci dwaj są dla siebie całym światem, ale niestety, przypuszczam, że po dzisiejszej scenie odegranej w szkole, pomnik autorytetu ojca, w domu Kellerów, runie niczym domek z kart.

- Oczywiście, że nie mam prawa - syknąłem wściekle - Wszyscy dookoła mają różne prawa, tylko ja nie mam żadnego, prawda? Wygodnie, przyznaję. Jestem przecież tylko Jonesem, a jak powszechnie wiadomo, nam żadne prawa nie przysługują. Jesteśmy jakimś gorszym sortem ludzi, prawda? Powiem coś Panu, Hitler myślał podobnie. On równiez ograniczał prawa innych, on również dzielił na lepszych i gorszych,  a jak się to skończyło, wszyscy wiemy.

Buntownik z Wyboru - Bughead.Where stories live. Discover now