Rozdział dwudziesty siódmy: Piekło i Niebo

1.7K 84 353
                                    

Ostrzeżenie: Spójrzcie na gif i wywnioskujcie resztę. Miłego czytanka, tygryski ;*

Jughead POV

- CO ZROBIŁAŚ?!

 Krzyknąłem, zaciskając pięści na kratach. Betty wywróciła tylko oczami i położyła mi dłoń na policzku. Była cała mokra, w moim domu nie było żadnego parasola, a na dworze strasznie padało. Musiała być cholernie zmarznięta, a i tak tutaj przyszła. Przychodziła codziennie, za wyjątkiem dnia wczorajszego. Zastanawiałem się co ją zatrzymało, ale teraz, gdy się dowiedziałem, stwierdziłem, że wolałbym nie znać prawdy. Miałem ochotę się na nią wydrzeć, ale stała taka szczęśliwa, taka zadowolona ze swojego odkrycia, że musiałem schować męską dumę do kieszeni. Związek to sztuka kompromisów, tak?

 Tylko, że my nie byliśmy w związku.

-  To było niebezpieczne - mruknąłem, czując jej ciepłą dłoń na policzku - Martwiłem się.

- Słodki jesteś - uśmiechnęła się - Ale ja potrafię o siebie zadbać. Kiedyś wspomniałeś, że jesteś absolwentem " Wyższej Szkoły Wpierdolu", tak? W takim razie ja ukończyłam Uniwersytet Psychicznych Rodzin. Może nie brzmi tak dobrze, ale równie trudno go ukończyć.

 Parsknąłem śmiechem, odsuwając się od krat. Opadłem na małą pryczę, która zastępowała mi łóżko przez ostatni tydzień. Nie była zła, ale chciało mi się rwać włosy z głowy, gdy pomyślałem, że w tym samym czasie, w którym ja gniję tutaj, Elizabeth Cooper najspokojniej w świecie śpi sobie w moim łóżku, w moim pokoju, w moich ubraniach.

 Albo bez nich. Boże, daj mi cierpliwość.

 Betty wzięła sobie krzesło i usiadła na nim, wyjmując z plecaka papierosy, w które zaopatrywał ją regularnie Sweet Pea. Sam nie mógł wywiązać się z obietnicy, ponieważ ludzie z North Side źle na niego patrzyli, gdy szedł sobie ulicą, więc przekazywał fajki Betty, a ona z wymuszonym uśmiechem przekazywała mnie, dodając przy tym, że najpewniej umrę za kilka lat na raka płuc.

 Cóż, trzeba karmić swoje zwierzątko, co nie?

- Czyli mam rozumieć, że ktoś nas obserwuje - westchnąłem - Świetnie, jeszcze tego nam brakowało. Powiedz mi jeszcze raz, co takiego dziwnego tam było napisane?

- A2, albo 2A, mam zdjęcia w telefonie. Masz pomysł co to może znaczyć?

- Wskazówka - odparłem od razu - Może to być część adresu, albo jakaś ksywka, cokolwiek, co ma nas naprowadzić na trop mordercy. Bawi się z nami, Betts. Musimy bardziej uważać.

 Betty wzięła głęboki oddech, jakby starała się odpędzić od siebie złe myśli. Mnie też to bolało, ale takie były fakty. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale ktoś dowiedział się o naszym śledztwie i zamienił nasze pozycje. Byliśmy w tragicznej sytuacji. Ten ktoś nas obserwuje, zawsze będzie starał się być o krok przed nami, wyprzedzać nasze sposoby myślenia. Fakt, że nie mamy do czynienia z amatorem, był dla mnie jasny od samego początku.  Źle się działo. Przez chwilę zastanawiałem się nawet nad zawieszeniem sprawy, ale to chyba nie chodziło w grę, zważywszy na to jak Betty się w to wszystko wkręciła.

 Tylko, że to właśnie przez nią, a raczej ze względu na nią, chciałem przerwać. Nie mogłem jej narażać. O siebie się nie martwiłem, zbierałem baty tyle razy, że już przestały robić na mnie wrażenie. Z Betty sprawa wygląda inaczej, na samą myśl o tym, że ta cudowna dziewczyna może cierpieć, dostawałem niekontrolowanego bólu brzucha.

- Nie rozmawiajmy o tym tutaj - szepnęła nagle, a ja podniosłem na nią wzrok - Pogadamy o tym, kiedy ściany przestaną mieć uszy.  Zaprowadzę Cię tam, obejrzysz wszystko na własne oczy. Do tego czasu stopujemy. Nie ma mowy, że wrócę tam bez Ciebie.

Buntownik z Wyboru - Bughead.Where stories live. Discover now